𝟐| Gᴌᴜᴘɪᴀ ᴡɪᴇᴅᴢ́ᴍᴀ, ɢᴌᴜᴘɪ ᴡᴀᴍᴘɪʀ

615 47 1
                                    

******

     Straciłam poczucie czasu, zbliżała się trzecia, a ja dalej ślęczałam nad pierwszym drinkiem. Louis zastanawiał się, czy aby, na pewno jestem zdrowia i nie chodziło mu na umyśle.

     - Nika, jesteś pewna, że wszystko dobrze? - spytał z troską i przyłożył swoją lodowatą dłoń do mojego czoła.

     - tak Louis, wszystko jest idealnie - odparłam ze sztucznym uśmiechem.

     - słuchaj, nie chce ci dawać mojej krwi, jak by się coś działo - uprzedził mnie.

     - tak wiem o tym - wywróciłam oczami.

     Nigdy nie spotkałam wampira, który od początku bycia nim nikogo nie przemienił i prawie nigdy nie pił ludzkiej krwi, aż do momentu, gdy spotkałam go. Ponad trzystuletni wampir przemieniony przez własną matkę, która też jest wampirem.

     Patrzyłam w prawie przezroczysty napój i zastawiałam się, gdzie podziewa się mój brat. Próbowałam go szukać, a każda osoba, którą o niego pytałam albo uciekała z krzykiem lub mnie olewała. Problematyczne w znalezieniu go było, to kim jest - potworem, pierwszą hybrydą, Mikaelsonem.

     - hej Anika, chyba nie przyszłaś tutaj, aby się smucić, co? - szturchnął się w ramie.

     - niby tak, ale jednak...

     - spójrz na mnie - oparł się o blat i spojrzał w moje oczy, podniosłam wzrok i napotkałam jego - kogo widzisz? - spytał.

     - widzę przyjaciela...

     - źle - warknął, przerywając mi, patrzył na mnie tak, jakby miał zaraz użyć perswazji - widzisz wampira, który właśnie skończył zmianę i który porywa cię na parkiet - uśmiechnął się cwaniacko.

     Wyszedł zza baru i chwycił mnie, tym samym pociągnął mnie w stronie parkietu, gdzie tańczyły jacyś ludzie. Puścił mnie dopiero, wtedy gdy znaleźliśmy się na środku. Zaczął tańczyć, a ja tylko patrzyłam się na niego. Co chwila starał się mnie zachęcić do tańca, jednak ja jestem słabą tancerką i on doskonale o tym wie. Czując na sobie wzrok, niektórych osób i pod lekkim wpływem adrenaliny oddałam się muzyce. Zaczęłam tańczyć razem z Louisem. Dałam się ponieść, może to przez tego jednego drinka, ale to byłoby dziwne albo przez to, że potrzebowałam jakiejś odskoczni od codziennych zmartwień. Straciłam poczucie czasu i gdy się zorientowałam, która była godzina ludzie z parkietu zaczęli kierować się do swoich stolików, gdyż albo mieli już serdecznie dość tańca, albo dostali kojenie drinki.

     Louis obrócił mnie kolejny raz, uśmiechnęłam się. On zawsze wiedział jak mi poprawić humor.

     - dobrze, starczy, bo zaraz zniszczymy cały parkiet - zaśmiał się i popchnął mnie w stronę baru.

     Usiadłam tam, gdzie wcześnie, a miejsce obok mnie zajął on.

- widzisz, mówiłem, że przyszłaś się zabawić, a nie smucić - pokazał mi język, za co dostał ode mnie kuksańca w żebra.

     Zaśmiałam, lubiłam się z nim tak przekomarzać. Po chwili usłyszeliśmy, jak czyjś telefon za wibrował. Od razu sięgnęłam po swój, aby zobaczyć czy Klaus mi przypadkiem nie odpisał, ale nie. To nie był mój tylko wampira, przeczytał wiadomość, szczerzył się do ekranu.

     - co jest? - spytałam zaciekawiona.

     - Marco mi napisał, że właśnie wpuścił naszego starego przyjaciela - oparł, puścił mi oczko i udał się na zaplecze, aby się przebrać.

𝐙𝐢𝐦𝐨𝐰𝐲 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐞𝐤 | 𝐵𝑢𝑐𝑘𝑦 𝐵𝑎𝑟𝑛𝑒𝑠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz