✨SLEIGH RIDE | CHRISTMAS STORY✨

701 20 70
                                    

rok 2016, Grudzień.
Nowy York

Na zewnątrz dość mocno padał śnieg i było już całkowicie ciemno gdy Vivian Griffin wyjrzała z wyczekiwaniem za okno, odliczając sekundy do zakończenia jej ostatniej lekcji. Była to nie tylko ostatnia lekcja w ciągu dnia, ale i w ciągu roku. Nieubłaganie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, a zaraz po nich Sylwester, czyli okazje do celebrowania, w związku z którymi kobieta miała mieszane uczucia.

Niegdyś zdecydowanie był to jej ulubiony czas w ciągu całych trzystu sześćdziesięciu piecu bądź sześciu dni — bo przecież jak można nie kochać Bożego Narodzenia? Rodzinna atmosfera, przepyszne potrawy, kolędowanie, stos prezentów pod choinką i najzwyklejsze uczucia bycia... kochanym.

No cóż, aby być kochanym potrzeba jednak kogoś, kto by dzierżył ten przywilej, a tak się akurat składało, że Vivian nie miała nikogo. Na dobrą sprawę to dopiero niecały rok była na wolności — co już pewnie większość wie — i były to jej pierwsze Święta od tamtej pory. W dodatku samotne.

Westchnęła niemalże równo z dzwonkiem, który pozwolił jej zakończyć wyczekiwanie swoje i swoich uczniów oraz wypuścić ich wreszcie do domów.

— Jesteście wolni — oznajmiła, siląc się na najszczerzej uśmiech, jaki w tamtej chwili była w stanie stworzyć. — Wesołych Świąt i do zobaczenia w nowym roku.

— Do widzenia! Wesołych Świąt! I dobrego roku! — powiedzieli prawie równocześnie uczniowie, pakując swoje rzeczy i dosłownie wybiegając z klasy.

Vivian także zabrała swój dobytek, zamknęła klasę, oddała klucz, zgarniając swoją kurtkę z dodatkami i udała się w stronę wyjścia jako jedna z ostatnich nauczycieli. Nie wiedziała tylko, czy bardziej cieszyła się wychodząc ze szkoły, czy na myśl, że ferie zlecą szybko i zaraz będzie mogła wrócić tam z powrotem.

Dziwna była z niej osoba pod tym względem. Gdy inni odliczali do wolnego, ona jedynie czekała na powrót do swojej pracy, która dawała jej coś więcej niż przyzwoite zarobki. Praca dawała Vivian poczucie przydatności, odskocznie od życia codziennego, możliwość rzucenia się w wir obowiązków, a co za tym idzie — i zapomnienia. Geniuszem nie był ten, kto stwierdził, że wyjście z szoku i niejakiej traumy zajmuje więcej niż kilka miesięcy.

Wzdrygnęła się, czując chłodne powietrze, które otuliło ją w chwili wyjścia na ulicę, i poprawiła swój szaliko-koc (jak zwykła go nazywać). Już miała skręcać w uliczkę prowadzącą do metra, gdy naprzeciwko niej, po drugiej stronie jezdni, ujrzała bardzo znajomą twarz i aż oniemiała na ten widok.

Nie kto inny, jak Natasha Romanoff uśmiechała się do niej szeroko, nieznacznie machając do niej swoją prawą dłonią.

Vivian nie mogła w to uwierzyć. Minęło tyle czasu! Myślała, że rudowłosa nie będzie się nią przejmować, że była miła i tyle, a ich domniemana przyjaźń znaczyła to samo, co podstawowa szpiegowska zagrywka. Nie było to w najmniejszym stopniu prawdziwe. Romanoff szczerze polubiła swoją damską partnerkę w boju i cieszyła się nie mniej niż ona, że w końcu miała dłuższą chwilę dla siebie, a właściwie dla nich obu.

Griffin nie zwlekała. Obrała nowy kierunek i w kilka minut stanęła naprzeciwko Czarnej Wdowy w granatowym płaszczu i nieco jaśniejszym szaliku. Wyglądała jak... nie ona; wyglądała tak po ludzku; tak normalnie. Natasha rozłożyła swoje ramiona, gdy tylko kobieta zjawiła się metr od niej, a chwilę później tuliła w nich przyjaciółkę.

rise | avengers: age of ultron - avengers: endgame [✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz