※ story four | "me and the endgame" | part one ※

1.3K 72 59
                                    

*w tym i następnym rozdziale przyda się znajomość prequela — FALL OVER*

*możliwe nieliczne błędy. korekta niebawem*

※ ※ ※

TYTAN
[5 lat później]

Pierwsze, co poczułam to ten cholerny ból głowy. Zupełnie tak, jakbym upadła i zemdlała, a teraz budziła się po kilku minutach nieprzytomności. Jak się okazało — nie było to tylko kilka minut, a ja wcale nie zemdlałam.

Zwyczajnie leżałam, pode mną było dość twardo, ale na całe szczęście nie czułam żadnych kamieni ani innych ziemnych pierdół. Byłam cholernie zdezorientowana i strasznie obolała, czułam dosłownie każdy mięsień swojego ciała.

   Obraz przed moimi oczami w dalszym ciągu był rozmazany, dźwięki mieszały się ze sobą na tyle, że nie umiałam ich od siebie odróżnić. A tak ogółem mówiąc to nawet nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Czyżbym wciąż byłam na Tytanie?

A może znowu wywaliłam się w szpilach, niosąc dokumenty do biura Starka, kolejny raz drąc się na woźnego, że pomylił płyn do mycia podłóg z tym do okien...? Chwila, moment. Skąd wzięło się to wspomnienie?

W sumie to nie tylko to wspomnienie było w pewnym sensie nowe. W mojej głowie pojawiło się ich chyba z milion, jak nie więcej. Byłam w nich młodsza, o wiele młodsza. Byłam w nich... normalna; bez swoich mocy.
Zazwyczaj całkiem elegancko ubrana, chodziłam w szpilkach — a ja przecież nie cierpiałam szpilek — i latałam bez przerwy za kimś, przypominając mu o kolejnych spotkaniach. Dzwoniłam do Rhodes'a — tego samego od War Machine — żeby ten ogarnął swojego przyjaciela, który wymykał mi się spod kontroli. Dostawałam opieprz od Stane'a, bo Rhodey niestety nie pojawiał się zbyt szybko. W tych wspomnieniach...

...byłam kimś sprzed Sokovii.

— Czarodziejka, żyjesz?

Kiedy odzyskałam wreszcie ostrość widzenia i jakiś pozorny rezon, spojrzałam w stronę źródła głosu i uśmiechnęłam się nieznacznie, widząc przed sobą nikogo innego, jak tego całego Star-Lorda. Nachylał się nade mną, wystawiając jedną rękę w pomocnym geście.

   — Hej. Nareszcie się ocknęłaś.

Złapałam jego rękę i w miarę sprawnie podniosłam się na nogi. Zaraz potem ostro zakręciło mi się w głowie i poczułam, że chyba znowu powinnam usiąść. Na szczęście utrzymałam równowagę i pozorny rezon w sytuacji. Pocierając jakby zaspane oczy, przyglądałam się reszcie kosmicznej ekipy, która — tak samo jak ja — próbowała się jakoś ogarnąć. Z tego co pamiętałam, oni także zamienili się w pył. Brakowało mi tam jeszcze tylko trzech osób...

— O, ruda też wróciła. — Jak na zawołanie tuż obok nas znalazł się pan Abrakadabra, cały i kurna zdrowy, jakby wcale chwilę temu nie był popiołem, w który to ówcześnie się zamieniliśmy. Wyglądał naprawdę dobrze i zdrowo, kiedy ja czułam się jak żywy trup. — Szykuj się.

— Do czego? — Zdziwiłam się, patrząc na niego z przymrużonymi oczami, lekko przekręcając głowę, która z miarę upływu czasu bolała mnie coraz mniej.

— Do bitwy.

O, czyli znowu mieliśmy z kimś walczyć. Miło wiedzieć. Nie ma to jak chwile po powrocie "zza grobu" i czując się jak po ostrym melanżu lecieć na walkę z... właściwie kim?

rise | avengers: age of ultron - avengers: endgame [✔️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz