9.

705 60 17
                                    

   Jasper miał wrażenie, że mury obronne, które postawiła wokół siebie Rachel, zaczęły się kruszyć. Nie, nie runęły zupełnie, lecz powstały w nich drobne prześwity, przez które jej jasne wnętrze wydobywało się na zewnątrz.

   Dziewczyna opowiedziała mu o swoim ojcu i macosze, z którą niedawno się ożenił. Młody mężczyzna patrzył przy tym z zafascynowaniem, jak rumienią się jej policzki, a na ładnie wykrojone usta wstępuje uśmiech. Nie umknęło jego uwadze, że Rachel o nikim nie mówiła źle i unikała plotek.

   — Boże, już tak późno? — powiedział z żalem, kiedy spojrzał na zegar wiszący w aneksie kuchennym. — Chętnie bym jeszcze został, ale jutro idę do pracy.

   — Spotkamy się znowu? — Dziewczyna wstała w ślad za nim. Założyła luźne pasmo włosów za ucho i nerwowo poprawiła koc na oparciu kanapy.

   — Jasne, już nie mogę się doczekać. — Mężczyzna puścił jej oko. Dopił resztkę zimnej herbaty i powiódł wzrokiem po pokoju.

   — Nie chcesz, żebym ściągnął zdjęcie twojego byłego? — Gdy jego wzrok padł na fotkę ciemnowłosego, bladego chuchra, które okazało się byłym Green, Jasper mimowolnie wykrzywił usta w pełnym niedowierzania uśmiechu.

   Rachel tylko poczerwieniała. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przez korytarz w kierunku drzwi, więc Jasper podążył za nią. Zrobiło mu się odrobinę głupio, ale wciąż uważał patrzenie co dzień na facjatę faceta, który ją rzucił, za dziwne.

   — Zadzwonię do ciebie, jak będę miała czas — pożegnała go. Chłodno przyjęła pocałunek w policzek. Miał nadzieję, że odprowadzi go wzrokiem do klatki schodowej, lecz zamknęła drzwi natychmiast po tym, gdy wyszedł.

   Jasper zapiął kurtkę i zszedł po schodach. Mimo ciepłego ubrania, pierwszy powiew późnojesiennego wiatru sprawił, że mężczyzna zadrżał, postawił więc skórzany kołnierz i wtulił się w niego na tyle, na ile mógł.

   Nikłe światło latarni odbijało się w kałużach, zniekształcających na swej brudnej tafli wszystko, co znajdowało się wokół. Mimo to, wyczulone oko młodego policjanta dostrzegło cień, który się do niego zbliżał. Jasper odwrócił się gwałtownie.

   — Byłeś zamoczyć, piesku? Twoja suka gdzieś tu mieszka, prawda? — wycedził Wood.

   Choć obraz przed oczyma Pratta pokryła warstwa czerwieni, zwiastującej nadchodzące uderzenie wściekłości, mężczyzna ani drgnął. Wszystkie jego mięśnie napięły się do walki, a wzrok skupił się na dłoniach przeciwnika. Nie dostrzegł w nich jednak broni.

   — Jesteś zazdrosny?

   — Byłem — przyznał Wood. — Ale nie chcę takiej puszczalskiej suki.

   Jazz nie wytrzymał. Choć Wood był potężniej zbudowany od niego, chwycił go za kołnierz i szarpnął, uderzając jego plecami o słup zwieńczony znakiem drogowym. Miał ochotę mu przywalić, powstrzymywały go tylko resztki samokontroli.

   — Jak myślisz, jak szybko oskarżenie o czynną napaść zakończy twoją raczkującą karierę? — Zaśmiał się Wood.

   — Odpierdol się od Rachel — polecił Pratt, lecz puścił przeciwnika i odsunął się zwinnie, podczas gdy ten zachwiał się, tracąc nagle równowagę.

   — Ja tylko mówię prawdę. Dziwka obraca innych gości na boku. Jesteście śmieszni, że tak jej bronicie; chociaż ty przynajmniej jeszcze nie wyciągnąłeś pistoletu.

   Jego słowa sprawiły, że pięści Jaspera znów się zacisnęły. Wood nawet nie zdawał sobie sprawy, że balansuje na cienkiej linii, a za najmniejszy błąd zapłaci rozkwaszonym nosem.

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz