Uwielbiali drzewa.
To była taka dziwna fascynacja, która łączy ich przez lata.
Działały na nich uspokajająco, dzielili z nimi wiele wspomnień. Pierwszy pocałunek, wyznawanie sekretów czy też zwyczajne obgadywanie innych.
— Harry będzie miał rodzeństwo — oznajmił Black.
— Nie gadaj — zszokował się Frank.
— To się nie odzywam.
Longbottom trzepnął go w ramię, lecz arystokrata nie odrywał od niego wzroku i tkwił w ciszy. Szatyn położył głowę na kolanach, które przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Plecami czasem ocierał się o korzeń drzewa, co niezmiernie potrafiło go zirytować.
— Dlaczego tak na mnie patrzysz?
— Ponieważ jesteś piękny.
Frank zaśmiał się cicho, nie ukrywając również i swego zapeszenia, gdyż nieczęsto Regulus go komplementował, lecz jeśli to robił, wiedział, że to najszersze z jego serca.
— Gwiazd naszych wina.
— Gwiazd twoja wina — mruknął Black, wprawiając drugiego chłopaka z stan niewiedzy. — Moje imię pochodzi od gwiazdy, kretynie. Jestem twoją winą.
— Nie musisz starać się być romantyczny, obydwoje wiemy, że nie jesteś w tym ekspertem — rzekł rozbawiony brązowooki.
— Nie staram się być romantyczny — prychnął młodszy.
— Oczywiście, że starasz, znam cię jak nikt inny, nie zaprzeczaj nawet, poza tym, przecież cię nie wyśmieję, jak powiesz mi coś miłego.
— Zbyt wiele razy to zrobiłeś, abym ponownie dał się nabrać.
— Powiedziałeś, że mam piękne oczy jak te martwego jelenia...
— To nie był komplement?
— Muszę odciąć ci dostęp do internetu.
regulus: porównuje franka do martwego zwierzęcia
frank: śmieje się
regulus: bierz moje słowa na poważnie
CZYTASZ
BAD IDEA | frank longbottom x regulus black
FanfictionJedyną osobą, która była w stanie wywołać uśmiech na twarzy Blacka, był nie kto inny, a sam gryfon, słynący z suchych żartów i pięknego uśmiechu, Frank Longbottom. Regulus słynął z... na pewno nie uśmiechu czy żartów, uczył się najlepiej jak umiał...