-Co to było?-powiedzieli w tym samym momencie.
Odwrócili się w stronę huku, i spostrzegli, że wiele namiotów położonych niedaleko nich zostało podpalonych.
Stali chwilę w bezruchu patrząc na uciekających ludzi,gdy ktoś do nich podbiegł.
-Fred, George zabierzcie stąd Ginny. Uciekajcie do lasku który leży niedaleko, już!-powiedział tylko i uciekł w stronę innych czarodziei którzy poszli opanować sytuację.
-A co z rodzicami i Susan?-spytała Rose przestraszona spoglądając na Freda który stał koło niej.
-Poradzą sobie. Nie ma czasu, chodź!-złapał lekko oszołomioną dziewczynę za nadgarstek i w czwórkę pobiegli w stronę lasu.
Po drodze widzieli wiele czarodziei walczących ze śmierciożercami. Przebiegali między namiotami nie obracając się za siebie. Rose przez chwilę widziała swoją siostrę wraz z rodzicami i chłopakiem co dało jej pewność, że nic im się nie stało. Wiedziała również, że namiot Cedrica był niedaleko lasku więc trochę mniej się martwiła.
W końcu udało im się wbiec do lasu. Zdyszani zwolnili tempo i przemieścili się na polanę, która była zaraz obok nich.
Rose przyglądała się całej sytuacji jakby pół świadoma. Bała się. Strasznie się bała. Nie o siebie, a o swoich rodziców. Mimo że jej rodzice nie byli po stronie Voldemorta to jej dziadkowie kiedyś mu służyli. I dziewczyna wiedziała, że Czarny Pan może chcieć mieć również w swoich szeregach właśnie jej rodziców, gdyż są oni nie tylko potomkami jego wyznawców, ale również są bardzo cenieni w magicznym świecie.
Czarnego pana na razie nie ma, ale zawsze trzeba być ostrożnym.
-Rose!-usłyszała głos Cedrica za swoimi plecami. Odwróciła się i zobaczyła za nim swoją siostrę i Andrew.-Bałem się że coś ci się stało, widzieliśmy twoich rodziców. Poszli zająć się sytuacją...-Uciął i spojrzał na jej rękę.
Rose z tego rozkojarzenia zapomniała, że Fred nadal trzymał jej nadgarstek.
Lekko zawstydzona zabrała dłoń i już miała odpowiedzieć coś Cedrikowi, gdy nagle odezwała się Hermiona która wraz z Ronem przybiegła zaraz za nimi.
-Gdzie Harry?-spytała rozglądając się w około.
-Myślałem że biegł ciągle za tobą.-powiedział Ron wstając z ziemi na której chwilę wcześniej usiadł.
-Trzeba go poszukać. Tam aż roi się od śmierciożerców.-powiedziała Hermiona i wraz z Ronem poszli w drogę powrotną w kierunku pola z namiotami.
-Nic wam nie jest?-zapytał Andrew trzymając przy sobie Susan która była przerażona całą sytuacją.
-Wszystko jest dobrze, mam nadzieję tylko że rodzicom się nic nie stało.-powiedziała Rose siadając pod drzewem.
-Spokojnie maluchu, ministerstwo przyszło opanować sytuację.-rzekł jeden z bliźniaków podchodząc do dziewczyny.
-A po za tym Harry tam jest, a jeżeli Harry tam jest to znaczy, że wszystkie różdżki będą skierowane na niego.-odpowiedział drugi z bliźniaków tak jakby to była najbanalniejsza rzecz na świecie.
-Nawet tak nie mówcie, mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie.-powiedziała Susan nadal mocno wtulona w chłopaka.
Później wszyscy ułożyli się na ziemi i czekali na kogoś kto powiedziałby im co dalej.
☆
W końcu na polanę weszli Ron i Hermiona któży najwidoczniej odnaleźli Harrego oraz Pan Weasley z Panem Diggorym za którymi podążali rodzice dziewczyn.
CZYTASZ
Pozory mylą | Fred Weasley
FanfictionZ pozoru zwykła osoba po głębszym poznaniu może okazać się wyjątkowa. Jadnak nie każdy ma odwagę by wkroczyć w nowe znajomości bojąc się odrzucenia. A ty? Odważyłbyś się? Kto wie, może pozory mylą?