5

87 9 1
                                    

-Co to było?-powiedzieli w tym samym momencie.

Odwrócili się w stronę huku, i spostrzegli, że wiele namiotów położonych niedaleko nich zostało podpalonych.

Stali chwilę w bezruchu patrząc na uciekających ludzi,gdy ktoś do nich podbiegł.

-Fred, George zabierzcie stąd Ginny. Uciekajcie do lasku który leży niedaleko, już!-powiedział tylko i uciekł w stronę innych czarodziei którzy poszli opanować sytuację.

-A co z rodzicami i Susan?-spytała Rose przestraszona spoglądając na Freda który stał koło niej.

-Poradzą sobie. Nie ma czasu, chodź!-złapał lekko oszołomioną dziewczynę za nadgarstek i w czwórkę pobiegli w stronę lasu.

Po drodze widzieli wiele czarodziei walczących ze śmierciożercami. Przebiegali między namiotami nie obracając się za siebie. Rose przez chwilę widziała swoją siostrę wraz z rodzicami i chłopakiem co dało jej pewność, że nic im się nie stało. Wiedziała również, że namiot Cedrica był niedaleko lasku więc trochę mniej się martwiła.

W końcu udało im się wbiec do lasu. Zdyszani zwolnili tempo i przemieścili się na polanę, która była zaraz obok nich.

Rose przyglądała się całej sytuacji jakby pół świadoma. Bała się. Strasznie się bała. Nie o siebie, a o swoich rodziców. Mimo że jej rodzice nie byli po stronie Voldemorta to jej dziadkowie kiedyś mu służyli. I dziewczyna wiedziała, że Czarny Pan może chcieć mieć również w swoich szeregach właśnie jej rodziców, gdyż są oni nie tylko potomkami jego wyznawców, ale również są bardzo cenieni w magicznym świecie.

Czarnego pana na razie nie ma, ale zawsze trzeba być ostrożnym.

-Rose!-usłyszała głos Cedrica za swoimi plecami. Odwróciła się i zobaczyła za nim swoją siostrę i Andrew.-Bałem się że coś ci się stało, widzieliśmy twoich rodziców. Poszli zająć się sytuacją...-Uciął i spojrzał na jej rękę.

Rose z tego rozkojarzenia zapomniała, że Fred nadal trzymał jej nadgarstek. 

Lekko zawstydzona zabrała dłoń i już miała odpowiedzieć coś Cedrikowi, gdy nagle odezwała się Hermiona która wraz z Ronem przybiegła zaraz za nimi.

-Gdzie Harry?-spytała rozglądając się w około.

-Myślałem że biegł ciągle za tobą.-powiedział Ron wstając z ziemi na której chwilę wcześniej usiadł.

-Trzeba go poszukać. Tam aż roi się od śmierciożerców.-powiedziała Hermiona i wraz z Ronem poszli w drogę powrotną w kierunku pola z namiotami.

-Nic wam nie jest?-zapytał Andrew trzymając przy sobie Susan która była przerażona całą sytuacją.

-Wszystko jest dobrze, mam nadzieję tylko że rodzicom się nic nie stało.-powiedziała Rose siadając pod drzewem.

-Spokojnie maluchu, ministerstwo przyszło opanować sytuację.-rzekł jeden z bliźniaków podchodząc do dziewczyny.

-A po za tym Harry tam jest, a jeżeli Harry tam jest to znaczy, że wszystkie różdżki będą skierowane na niego.-odpowiedział drugi z bliźniaków tak jakby to była najbanalniejsza rzecz na świecie.

-Nawet tak nie mówcie, mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie.-powiedziała Susan nadal mocno wtulona w chłopaka.

Później wszyscy ułożyli się na ziemi i czekali na kogoś kto powiedziałby im co dalej.


W końcu na polanę weszli Ron i Hermiona któży najwidoczniej odnaleźli Harrego oraz Pan Weasley z Panem Diggorym za którymi podążali rodzice dziewczyn.

Pozory mylą | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz