Ten tydzień zleciał jej naprawdę szybko. Myśl, że już niedługo znów będzie przemierzać korytarze Hogwartu napawała ją takim optymizmem, że w ostatni dzień przed wyjazdem nie mogła zasnąć. Sen zawładną jej ciałem niespełna trzy godziny przed pobudką, ale mimo wszystko wstała wypoczęta.
Gdy tylko się obudziła pobiegła do pokoju Susan by ją obudzić.
-Susan wstawaj, bo się spóźnimy.-podbiegła do siostry i pociągnęła jej kołdrę, ukazując dziewczynę już lekko obudzoną, w piżamie jednorożca.
-Już już, spokojnie.-powiedziała lekko zaspanym głosem.-Gdzie jest moja różdżka?
Spytała tylko a Rose westchnęła.
-Mówiłam ci żebyś się przygotowała wcześniej.-odparła podając siostrze różdżkę, którą wcześniej wyciągnęła spod kupki ubrań, najwyraźniej składanych poprzedniego dnia przez Susan.
Po tym dziewczyna wyszła z pokoju i skierowała się na dół by zjeść śniadanie.
-Budziłaś Susan? Nie chciałabym aby powtórzyła się historia z przed roku.-powiedziała lekko się śmiejąc Emma.
Rose dokładnie pamiętała tą sytuację. Wszyscy byli pewni że starsza z sióstr jest już gotowa więc nikt nie przyszedł jej obudzić. Gdy wychodzili i Wolter poszedł zobaczyć co u córki, zastał ją sobie smacznie śpiącą. Skończyło się na tym, że Susan malowała się w pociągu.
-Tak, budziłam ją. Zaraz powinna zejść.-wzięła kromkę chleba i pokierowała się w stronę schodów.-Ja idę się zbierać.
-Za godzinę wyjeżdżamy, nie musisz się tak spieszyć. Możesz zjeść śniadanie z nami.-powiedział Wolter nakładając sobie sałatkę na talerz.
-Wiem tato, ale mam jeszcze parę rzeczy do spakowania.
-Dobrze, to za pół godziny już bądź gotowa.-powiedział spoglądając w gazetę.
-Jasne.
Rose pokierowała się do swojego pokoju i otworzyła szafę. Jest jeszcze jedna rzecz którą musiała ze sobą zabrać.
Sygnet jej babci.
Dała jej go kiedy dziewczyna była jeszcze mała. Prosiła ją aby go chroniła i zawsze miała w zasięgu swojej ręki, tak więc dziewczyna trzymała go ukrytego w swojej szafie. Na czas szkoły wolała go nosić przy sobie. Sądziła też, że przynosi jej szczęście.
Gdy już spakowała wszystko co było jej potrzebne, zeszła z walizką na dół, gdzie już czekali jej rodzice wraz z siostrą.
-No, na pewno macie wszystko? Nie będziemy się już wracać do domu.-powiedział Wolter kiedy Rose stanęła już koło nich.
Dziewczyny tylko zgodnie pokiwały głowami, po czym cała czwórka przeteleportowała się na dworzec.
☆
-Trzymajcie się tam, będziemy tęsknić.-mówili wspólnie Emma i Wolter żegnając obie dziewczyny, gdy te wchodziły już do pociągu.
-Chodź, tu są.-powiedziała Susan, gdy doszły do przedziału w którym siedział Andrew.
Oprócz chłopaka w przedziale siedzieli jeszcze jego koledzy z siódmego roku.
-Hej James, Jake. Co tam u was?-spytała Rose, kiedy już przywitała się z chłopakiem siostry.
-Wszystko dobrze, ale wiesz. Owutemy i te sprawy.-odpowiedział jej Jake, blondyn średniego wzrostu o piwnych oczach. Był jednym z przystojniejszych chłopaków ze starszych klas ale Rose nie zwracała na niego większej uwagi.
-Rodzice stwierdzili, że w te wakacje pojedziemy na wieś do wujków. Mimo wszystko nie było najgorzej. A ty jak? Cieszysz się że wreszcie nas zobaczyłaś?-zapytał z łobuzerskim uśmiechem James za co dostał kuksańca w bok.
-Każda godzina bez was była jak rok w piekle.-odparła im teatralnie przykładając rękę do czoła.-Czyli innymi słowy mówiąc, czułam się wyśmienicie zanim znów was zobaczyłam.
Chwilę wpatrywali się w siebie z kamienną twarzą, aż w końcu cała piątka się roześmiała.
-Ah, stara dobra Rose. Chociaż muszę przyznać jedną rzecz.-podszedł do dziewczyny i szepnął jej do ucha.-zmieniłaś się tu i ówdzie. Na lepsze.
Później odszedł kawałek od dziewczyny i zmierzył ją wzrokiem.
Wiele osób w tym momencie najprawdopodobniej walnęłoby go z liścia, lub zaczęło na niego krzyczeć za takie odzywki. Ale ci co znali Jamesa trochę bliżej wiedzieli, że podrywał on wszystko co w jakikolwiek sposób się poruszało. Urody mu też nie brakowało, gdyż miał on nieskazitelne czarne włosy, oraz hipnotyzujące niebieskie oczy.
-Ty też się zmieniłeś James.-teraz była kolej Rose na przypatrzenie się chłopakowi.-Przybyło ci trochę fałdek w niektórych miejscach.
Chłopak złapał się teatralnie za serce, po czym zaczął udawać obrażoną pięciolatkę.
Koniec końców wszyscy się uspokoili na tyle na ile było to możliwe i wygodnie rozsiedli się w przedziale.
☆
Po godzinie pełnych entuzjazmu rozmów oraz żartowania, Rose stwierdziła, że przejdzie się do łazienki.
Kiedy załatwiła już swoje sprawy, wracając przyglądała się osobom siedzącym w przedziałach. Musiała stwierdzić, że wiele osób się zmieniło. Cóż, taki czas że ludzie zaczynają wyglądać doroślej.
Jako, że w tym momencie raczej wszyscy siedzieli w przedziałach z przyjaciółmi, nie skupiała się zbytnio czy ktoś idzie w jej stronę czy nie.
W pewnym momencie poczuła, że na kogoś wpada. To już w sumie była u niej norma.
Gdy spojrzała w górę zobaczyła szczerzącego się do niej rudzielca.
-Witam naszego malucha.-odrzekł jeden z bliźniaków, niestety Rose nadal nie potrafiła określić który. Po szybkim rozglądnięciu się stwierdziła, że nie ma w pobliżu drugiego brata.
-Witaj, nie powinieneś siedzieć teraz ze swoim klonem w przedziale?-spytała lekko odsuwając się od chłopaka.
-Może i powinienem, ale zobaczyłem że się tu kręcisz, więc postanowiłem, że się do ciebie przejdę i zaproponuję byś usiadła z nami.-wskazał na przedział w którym dziewczyna ujrzała drugiego bliźniaka, Lee Jordana, Alicję Spinnet oraz Angelinę Johnson.
Rose ich znała, lecz nie utrzymywała większego kontaktu. Ich rozmowy ograniczały się tylko do "Cześć". Dziewczyna więcej znajomych miała ze starszych klas lub innych domów. I to właśnie na tych znajomościach skupiała się najbardziej.
-No chodź, będzie fajnie. Jak coś to znasz już mnie i Georga, także jakbyś czuła się nieswojo to mów.-powiedział lekko się do niej uśmiechając.
Po chwili zawahania dziewczyna odparła.
-W sumie czemu nie?-i powiedziawszy to podążyła za chłopakiem w stronę przedziału.
CZYTASZ
Pozory mylą | Fred Weasley
FanficZ pozoru zwykła osoba po głębszym poznaniu może okazać się wyjątkowa. Jadnak nie każdy ma odwagę by wkroczyć w nowe znajomości bojąc się odrzucenia. A ty? Odważyłbyś się? Kto wie, może pozory mylą?