Lato, siedem lat wcześniej.
Ciepło ośrodka młodzieżowego wydawało się niemal przytłaczające. Doyoung po kilku dniach w szpitalu dochodził już do siebie, choć uparł się, że chce wyjść wcześniej, dlatego wciąż dość słaby, ale zdrowy opierał się o ścianę i przysypiał. Zawinął się w koc jakby mimo wysokiej temperatury było mu za zimno. Jego głowa co jakiś czas opadała, a wtedy miał okazję przebudzić się na kilka sekund by znów obrać wygodną pozycję. Jaehyun oglądał ten obrazek z rozczuleniem i przede wszystkim strachem.
Sam równie źle znosił ostatni czas. Rany na plecach otworzyły się, tworząc jeden zakrwawiony strup o dużej powierzchni. Obite żebra sprawiały ból przy każdym głębszym oddechu, rozbity łuk brwiowy nie chciał się goić i pulsował bólem do skroni. Najważniejsze, że on także był już w dobrych rękach. Szok powoli mijał. Przyzwyczajał się do współczesnego życia.
Na korytarzu ściszonymi głosami rozmawiała z kimś psychiatra, która od wydostania się z klanu miała ich pod swoją opieką. Jaehyun podsłyszał, że była to kobieta pracująca z policją i wojskiem. Wcale nie dziwiło go, że zaopiekował się nimi ktoś z doświadczeniem przy ludziach zmuszanych niejednokrotnie do okrucieństwa i zadawania śmierci. W tym wszystkim odbiły się na nich największy ból i konsekwencje swoich czynów. Jaehyun ani żaden z innych członków klanu nie skrzywdziliby nikogo w innych warunkach. Gdy mistrzowie zmuszali ich do wzajemnego zadawania sobie bólu, odmawiali i sami znosili kary związane z odmową posłuszeństwa. Nadal to wszystko nosił w sercu, bardzo głęboko, jak kamień na dnie morza. Równie głęboko, co niezaprzeczalnie realnie i boleśnie.
Doyoung zmęczony przysypiał, dlatego gdy ktoś wpadł na korytarz, Jaehyun uniósł ostrożnie dłoń. Dostrzegł psychiatrę wraz z policjantem i zaaferowany podszedł aby dowiedzieć się czego od niego oczekują.
— I jak? — zapytał z nadzieją ściszonym głosem, by nie budzić przyjaciela. — Co udało się znaleźć?
— Znaleźliśmy adresy waszych grobów i waszych rodziców — wyjaśnił młody policjant. — Obaj zostaliście sądownie uznani za zmarłych, jak pozostałe z ofiar.
— A co z resztą rodziny? — dopytywał Jaehyun.
— Pan Kim nie ma nikogo, ale... Okazało się, że pan ma krewnego. Stryja. Żyje i mieszka w Seulu. Pracuje w policji.
Z tymi słowami Jaehyun poczuł się równie słabo, co po wyjściu z klanu, aż musiało odbić się to na jego bladej twarzy. Jeden z nich wyciągnął do niego ramię, Jaehyun je odtrącił. Spojrzał na policjanta jakby nie mógł uwierzyć, że chce dawać fałszywą nadzieję sierocie.
— Jeszcze nie kontaktowaliśmy się z nim w pańskiej sprawie. Wkrótce sam się dowie.
— Chcę z nim porozmawiać — wypalił Jaehyun. — Niezwłocznie. Nie przez policję. Dajcie mi jego adres i jutro sam go odwiedzę.
Jaehyun już nie pamiętał jak udało mu się przekonać wszystkich - psychologów, policjantów, właścicieli ośrodka i przede wszystkim Doyounga. Cały proces wychodzenia z klanu był dla niego bardzo mglisty. Jak dziura w kliszy, miał lukę w pamięci i jedyne co pamiętał później, to rozmowę z Doyoungiem następnego dnia oraz drogę do wujka. Tamtej nie mógłby zapomnieć.
Stanął przed drzwiami jego mieszkania i czekał wieczność dopóki młody mężczyzna mu nie otworzył. Zaledwie siedemnastoletni Jaehyun miał wrażenie, że coś odblokowało mu wspomnienia gdy rozpoznał twarz wcale nieróżniącą się od tego, co zapamiętał.
Jung Yunho natychmiast stanął jak wryty gdy obaj wstrzymali oddechy. Zmienił się, w zupełności dorósł, ale nadal dało się w nim rozpoznać dziecko, jakie Yunho stracił.

CZYTASZ
【 Mad City 】ⁿᶜᵗ doyoung × jaehyun × taeyong
ФанфикSzkoły samurajów, choć zawsze trzymane w sekrecie, nie mogły zaprzeczyć swoim radykalnym metodom. Klany od lat były nastawione przeciwko sobie. Kiedy pojawia się konflikt między tradycją a nowoczesnością, nie chodzi tylko o różnice w stawianiu krokó...