rozdział 1

29.6K 1.3K 324
                                    

- Charlotte Inge Evans! Natychmiast na dół! - wśeickły głos mojej matki rozniósł się po całym domu.

Zaprzestałam zabawy ze swoim trzyletnim bratem i podniosłam się z dywanu.

- Poczekaj tutaj, zaraz do ciebie wrócę. - powiedziałam, podczas gdy on zajęty układaniem klocków nawet nie zdołał zauważyć, że podeszłam do drzwi.

Westchnęłam cicho, zeszłam ze schodów i pokierowałam się w stronę salonu, gdzie zobaczyłam swoją matkę nerwowo chodzącą po pokoju oraz ojca, który podpierał swoją głowę na łokciach.

- Svea...nie rób scen. - poprosił tata, a ja zdezorientowana patrzyłam na to co się dzieje.

- Ależ ja nie robię żadnych scen! - pisnęła.

- Tak jakby to przyszłam. - postanowiłam odezwać się po raz pierwszy, zanim międz rodzcami doszłoby do większej kłótni.

- Świetnie, siadaj. - poleciła matka i wskazała mi ręką na wolny fotel.

- Coś się stało? - zapytałam zajmując miejsce.

- Tatuś Ci zaraz wszystko wyjaśni. - odparła, tupiąc nogą w panele.

Nie mówiąc nic, spojrzałam wymownie w stronę ojca, który od mojego przyjścia nie zmienił swojej pozycji.

Minęło kilka minut, a on ciągle milczał, za to wydawało mi się, że spojrzenie matki się nasila i niedługo wypali tacie dziurę w brzuchu.

- Okej, jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się po co mnie tu ściągnęliście to idę. Leo czeka na górze. - oznajmiłam i podniosłam się z siedzenia.

- Zaczekaj. - usłyszałam ochrypły głos ojca,kiedy stałam już przy framudze.

- Tato, nie mam pięciu lat, bez stresu. - zaśmiałam się lekko, co on w połowie odwzajemnił.

- Po prostu chodzi o to, że... - zaczął i znowu cisza.

- Chodzi kurwa o to, że twój pożal się Boże ojciec, zrobił jakiejś pannie dzieciaka i teraz mamy wylądować na ulicy bo ona się tu do cholery wprowadza! - wrzasnęła nagle mama, zupełnie tracąc kontrolę nad swoim głosem.

- C-co? - wydukałam, wycofując się z salonu.

- Przepraszam. - powiedział ze skruchą.

- W dupę sobie wsadź to przepraszam, Hugo. - syknęła moja rodzicielka. - Pakuj się Charlie. Wyjeżdżamy. - oznajmiła surowym tonem, a ja nie mogąc już znieść widoku swojego ojca, posłusznie wykonałam polecenie matki.

Nie mogłam uwierzyć, że tata był w stanie zrobić coś takiego mnie, mamie i małemu. Przecież to się w głowie nie mieściło! Teraz tak na prawdę, okazało się, że prawdopodobnie nie znałam dobrze jednego ze swoich rodziców. On nawet nie wyglądał na osobę mającą wyrzuty sumienia, gdy mama mi to powiedziała!Ugh! Co za człowiek!

- Czemu jesteś zła? - zapytał smutno Leo, kiedy z powrotem pojawiłam się w pokoju.

- Co powiesz na małą wycieczkę? - zagadnęłam resztkami swojego opanowanego głosu, nie odpowiadając na zadane przez niego pytanie.

- Tak! - krzyknął wesoło, a w jego brązowych oczach pojawiły się malutkie iskierki.

Kiedy widziałam go takiego uśmiechniętego serce zabolało mnie jeszcze bardziej. Z większej strony zazdrościłam małemu tego, że nie za bardzo rozumiał to co wyprawiało się w domu. Zawsze tłumaczyłam mu, że jeśli rodzice się do siebie nie odzywają, to oznacza jedynie tyle, że grają w króla ciszy. Jak na trzylatka - działało bardzo dobrze, bo nie zadawał więcej męczących pytań, typowych dla takiego wieku.

- Chodź, pomogę Ci się spakować. - uśmiechnęłam się blado i biorąc go za rękę, skierowałam się z nim do jego pokoju.

Godzinę później stałam już w przedpokoju z trzema walizkami - dwiema moimi i jedną Leo, która miała na sobie wzór batmana. Mały miał jeszcze plecak, który wyglądał jak głowa jednego z żółwi ninja.

- Gdzie mamusia i tatuś? - zapytał.

- Mamusia zaraz przyjdzie. - odparłam, przekrzywiając daszek jego czapki.

- A tatuś? - dopytywał.

- Tatuś musi zostać w domu. - wyjaśniłam.

- Dlaczego? - zapytał, ale na szczęście na horyzoncie pojawiła się mama.

Taszczyła za sobą dwie walizki i w ogóle nie zwracała uwagi na idącego obok ojca, który cały czas coś do niej gadał.

- Taksówka już czeka. - rzuciła i odwróciła się w stronę taty. - Po resztę rzeczy przyślę firmę przeprowadzkową, naszą wspólną kartę zablokowałam, a za niedługo spodziewaj się papierów rozwodowych. - wyliczyła szybko na palcach i nie tracąc czasu otworzyła drzwi.

- Dlaczego mamusia wyśle tacie jakieś papiery? - zapytał cicho Leo, tak bym tylko ja mogła go usłyszeć.

- Bo tatuś wygrał zabawę w króla ciszy. - oznajmiłam, patrząc na wspominanego wcześniej człowieka, który stał w przedpokoju i bez większych emocji przyglądał się temu jak opuszcza go rodzina.

Ani ja ani mama nie miałyśmy w planach się z nim żegnać, ale Leo, który na razie nie powinien przeżywać tej sytuacji, podszedł do Huga i mocno się do niego przytulił. Nie mogłam na to patrzeć, więc czym prędzej opuściłam dom, w którym spędziłam siedemnaście lat mojego życia.

Po upływie kilku sekund przy moim boku znów pojawił się brat, który z szerokim uśmiechem wpakował się na tylne siedzenie taksówki. Zanim zrobiłam to samo co on, ostatni raz spojrzałam w stronę budynku i zobaczyłam ojca, który opierał się o framugę drzwi z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Prychnęłam cicho pod nosem i wyklinając go wsiadłam do auta.

- Na lotnisko poproszę. - powiedziała stanowczo matka.

Zdziwiłam się słysząc jej słowa. Myślałam, że na razie zatrzymamy się u jednej z koleżanek mamy albo chociaż u rodziców ojca, którzy w całej tej sprawię między rodzicami trzymali stronę Svey.

- Gdzie jedziemy mamusiu? - zapytał Leo, patrząc przez okno.

- Do babci Helen i dziadka Alberta. - powiedziała mama, zdobywając się dla niego na jak najszczerszy uśmiech.

- Lecimy do Manchesteru?! - pisnęłam.

- Dokładnie. - przytaknęła mama.

- Super! - krzyknął Leo.

Taa, zajebiście braciszku...

----------------------------------

Na razie tyle, niedługo akcja bardziej się rozkręci! ^^

footballer || z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz