Kangdae otworzył drzwi prowadzące na podziemny parking, nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie. Jego myśli wciąż krążyły wokół wydarzeń dzisiejszego dnia, a raczej tego jak mało było tych wydarzeń. Wstał po 10, zjadł resztki z wczorajszej kolacji na śniadanie, poczytał, przyjechał do Big Hitu żeby zdążyć przelecieć Min Yoongiego jeszcze przed obiadem. Teraz mógł już pojechać na siłownie, wrócić do domu, zamówić żarcie i oglądać Netflixa aż do 22, gdy będzie musiał wyjść do pracy. Najwyraźniej to było to, co teraz robił ze swoim życiem - podnoszenie ciężarów, śmianie się, gdy Sheldon mówił Bazzinga, nalewanie drinków i powodowanie krótkotrwałych spięć w mózgu pewnego utalentowanego rapera.
-Cześć!
Kangdae aż podskoczył, gdy drobna postać wyskoczyła na niego zza filara.
Pomiędzy jego Kią, a nim samym stał jeden z lalusiów z BTS. Jego strój - za duży sweter, obcisłe dżinsy i okulary w grubych oprawakach - podkreślały jak bardzo pasował do niego ten przydomek. Chłopak przeczesał tlenione włosy wystudiowanym gestem, który Kangdae widział tyle razy na filmikach w Internecie.
-Jestem Jimin!
Spojrzał na wyciągniętą do niego dłoń udekorowaną pierścionkami.
Mógł się spodziewać, że będą z tego kłopoty. Już zaczął wierzyć, że nic się nie stało, ale konsekwencje właśnie go dogoniły i pewnie zaraz ugryzą go w nos. A wystarczyło tylko przekręcić zamek w drzwiach kilka tygodni temu...
Uśmiech powoli spełzał z twarzy Lalusia, wciąż stojącego z wyciągniętą do uścisku ręką. W końcu chłopak cofnął dłoń i wsunął ją do kieszeni spodni. Z trudem... Materiał przylegał tak mocno do jego umięśnionych ud, jakby dżinsy miały mu zaraz popękać w szwach.
-Pomyślałem, że się przedstawię - powiedział Laluś, siląc się wesoły ton. - Wiem, że Yoongi potrafi być dzikusem i wszystko komplikuje. Chciałem, żebyś wiedział, że jesteś bardzo mile widziany. Może wpadłbyś do nas do dormu, spędzilibyśmy trochę czasu, pogadali, poznali się...
Kangdae udało się zachować kamienną twarz, choć miał wrażenie, że jego mózg zamienił się w galaretkę, która nie jest w stanie przetworzyć tego, co właśnie usłyszał.
-Słucham?
Laluś wyciągnął ręce z kieszeni (również z trudem) i zaczął gestykulować.
-No wiesz... Yoongi jest dla mnie na prawdę ważny, jak brat. Tak bardzo, bardzo się cieszę, że kogoś ma! Chcę po prostu poznać jego chłopaka. To wszystko! Myślę, że reszta zespołu też chętnie cię pozna. Nie musisz się nas bać. Jesteśmy na prawdę spoko. Może trochę głośni, ale dajemy się lubić.
Myśl, że miałby się bać któregoś z Bangtanów była tak komiczna, że aż wyrwało mu się parsknięcie. Zespół był bandą pociesznych dzieciaków, które zarabiały na życie robiąc z siebie idiotów i śpiewając piosenki. Kangdae przez całe życie miał nieprzyjemność poznać tylu świrów i dewiantów, że Laluś i jego koledzy wydawali się przy nich słodcy jak szczeniaczki. Ich sława też niespecjalnie go onieśmielała.
-Znowu coś ci się pomyliło - rzucił do idola, który wyglądał na co najmniej urażonego jego prychnięciem. - Nie jestem chłopakiem Yoongiego.
Uznał, że to wystarczy. Po prostu wyminął Lalusia i ruszył w stronę swojego samochodu.
-Poczekaj!
Jeszcze czego?! Udał, że nie słyszy, wyciągając kluczyki. Kia zamrugała światłami na powitanie.
-Mówię do ciebie!
CZYTASZ
Nasłuchując cieni
FanfictionBył wszędzie. Podążał za Yoongim niczym najlepszy pies gończy. Raper widział go w pierwszym rzędzie na koncercie, pod dormem, pod wytwórnią, przy stoliku obok, gdy wyskoczył z Kookiem na obiad. Yoongi zawsze i wszędzie musiał mieć się na baczności...