Kulił się pod drzewem, słysząc jak gałęzie drzew dookoła trzeszczały od wiatru. Zamieć z każdą chwilą stawała się silniejsza, a on tracił siły. Przyciskał dłonie do ciała, czując jak oblewa je gorąca krew, plamiąca skórę, ubrania i śnieg dookoła. Po jego policzkach spływały łzy, przed oczami przepływały mu wspomnienia z ostatnich godzin, a on nie mógł uwierzyć, że to się znów dzieje. Rano miał wszystko, kochającego ojca, brata, poczucie bezpieczeństwa, dach nad głową... Absolutnie wszystko czego mógłby tylko zapragnąć. A teraz był tutaj, sam w środku dzikiego lasu, otoczony zamiecią, ranny. Jak mógł znów to wszystko stracić? W głowie wciąż huczało mu to jedno zdanie: Mordikan zamordował jarla!