39. Zastanów się dobrze, co robisz

4K 187 18
                                    

Silas

Nie odezwała się. Minęły święta, weekend. Nastał poniedziałek i nie opisała na moją pieprzoną wiadomość.

Wiedziałem, że nie powinienem od niej nic wymagać. Ale liczyłem na jakieś potwierdzenie, że nie zniknie z mojego życia. Cholera, potrzebowałem jej. Stała się dla mnie zbyt ważna. Spędzałem z nią ostatnio każdy dzień. Zajęcia, projekty, treningi, nauka... Wszystko robiliśmy razem. A teraz, gdy jej zabrakło, czułem się, jakbym był pusty.

Mama zauważyła, że coś nie grało. Kiedy nie zszedłem w Boże Narodzenie z powrotem na dół, kiedy Sophie sobie poszła, mama przyszła do mnie i zdziwiła się, że siedzę u siebie i gram na gitarze, zamiast siedzieć tam z nimi. Właściwie to miałem w dupie jej uczucia. Pierwszy raz w życiu odrzuciłem jakąkolwiek próbę rozmowy z mamą. Wiedziałem, że ją to zabolało, ale nie zamierzałem się przed nią otwierać. Po raz pierwszy w życiu czułem, że robię coś dobrego i kiedy to się spierdoliło, nie zamierzałem tego nikomu mówić.

Sophie czekała na odzew z mojej strony i ja to wiedziałem. Kazała mi podjąć decyzję. I kurwa, była to najtrudniejsza decyzja w życiu. A dlaczego? Dlatego, że Sophie była jedyną dziewczyną, której udało się do mnie dotrzeć. Dla niej przestałem się bać miłości. I wiedziałem, że jeśli bylibyśmy razem, wyszłoby z tego coś niesamowitego. Ale fakt, że nie mogła mieć dzieci, był jak kubeł lodowatej wody. Byłem, do cholery, facetem. Tak samo, jak kobiety, marzyłem o rodzinie. No i sam uwielbiałem małe istoty, jakimi są dzieci.

Tak więc ostatnie dni spędziłem w swoim pokoju, pisząc jakieś durne piosenki, bo tylko na to mnie było stać. Gitara była jedyną rzeczą, która trzymała mnie w kupie. Dzięki muzyce odsuwałem myśli.

We wtorek około siedemnastej napisał do mnie Wesley. Pytał się, czy mam jeszcze swój fałszywy dowód, na co raczej znał odpowiedź. Odkąd skończyłem siedemnaście lat, chodziłem z nim do klubów. A potem dołączył się do nas Asher. Właściwie to od jego powrotu nie było razu, żebyśmy ponownie poszli tylko we dwójkę. Jednak się zgodziłem. Nawet jeśli moi rodzice mieli mnie po raz pierwszy zobaczyć upitego. Wcześniej starałem się robić to umiejętnie i nigdy nie zostałem przyłapany. Tym razem wiedziałem, że może być inaczej.

Podjechałem pod dom Wesa i zauważyłem jego starego w oknie. Wyglądał na wkurwionego. Jeśli się nie myliłem, obok niego stała siostra Wesa. Wiedziałem, że u niego w domu nie było zbyt dobrze, ale chłopak nigdy nie chciał do końca wytłumaczyć, co tam się działo. To pierwszy raz, kiedy miałem jakąkolwiek styczność z tą sytuacją.

Wesley wyszedł z domu z zaciśniętymi ustami ubrany w białą przylegającą koszulkę, czarne spodnie i skórzaną kurtkę. Kiedy wsiadł do mojego samochodu, zamknął na chwilę oczy i westchnął.

- Wszystko w porządku, stary? - uniosłem brwi.

- Po prostu potrzebuję stąd dzisiaj uciec - mruknął, nie odpowiadając dosłownie na moje pytanie, ale mogłem sam się domyślić odpowiedzi.

W barze Toma, do którego pare razy wcześniej przychodziliśmy, nie było dziś zbyt dużo ludzi. Był cholerny środek tygodnia. Leciała jedna z piosenek Davida Bowiego. Zwykle leciał tu nieco mocniejszy rock, ale najwyraźniej Lily, która zwykle zajmowała się muzyką, tym razem wybrała coś spokojniejszego.

Usiedliśmy w jednym z boksów, a dziewczyna momentalnie nas wypatrzyła i podeszła z uśmiechem. Miała długie blond włosy, nosiła ciemny makijaż i zwykle również ciemne ubrania. Zgrywała zwykle twardzielkę, ale zdążyłem ją poznać nieco bliżej i wiedziałem, że to tylko kamuflaż. Ten bar należał do ojca Lily, dlatego pomimo że dziewczyna nie miała jeszcze dwudziestu jeden lat, mogła tu pracować. Na szczęście kryła mnie i chłopaków i nigdy nikomu nie powiedziała, że my również jesteśmy za młodzi, by przesiadywać w takich miejscach.

You're my SunshineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz