Santa Claus is coming to town 2/3

262 16 594
                                    

   - Boże, co za koszmar - westchnęła młoda blondynka, siadając ze zgorszeniem przy jednym ze stolików w miejscowym barze. Włosy miała poplątane, jakby rozwiane przez wiatr, a na jej twarzy błądził wyraz poirytowania. Zwłaszcza, że jej towarzysz, z którym postanowiła się w końcu spotkać, skutecznie ją ignorował, nie odzywając się nawet słowem.

- Jughead! - prychnęła zła i uderzyła swoją dłonią w stół, a huk, który spowodowała, skutecznie oderwał chłopaka siedzącego na przeciwko od książki. - Nie słuchasz mnie!

- Malfoy odwalał właśnie jakieś gówno. Trochę się wczułem - powiedział czarnowłosy, uśmiechając się przepraszająco w jej stronę. Betty tylko westchnęła, ignorując czerwone wypieki na jego policzkach, które zawsze pojawiały się, gdy jej przyjaciel wciągał się w jakaś powieść.

- Tak, jak mówiłam: „boże, co za koszmar!" - powtórzyła dziewczyna, zamykając z głośnym prychnięciem czwartą część „Harry'ego Pottera", kiedy Jughead znów zaczął spoglądać na jej kartki kątem oka.

- Co znów zrobiła mama Cooper? - spytał, dobrze wiedząc, jaką litanię właśnie mu sprzeda jego najlepsza przyjaciółka na temat jej ciężkiego życia z apodyktyczną matką. Betty już otwierała usta, by zacząć swoją tyradę, gdy Jughead podsunął w jej stronę swój talerz z nadjedzonym burgerem i roztopionym koktajlem.

- Matko, uwielbiam cię, Jug. Jestem głodna jak cholera, ta głupia baba nie pozwalała mi jeść przy nadzianych snobach - westchnęła trzynastolatka, wgryzając się w burgera.

- Myślałem, że nadziane snoby przyjeżdżają dopiero jutro - odparł, a na jego twarzy błąkał się namacalnie wyraz rozbawienia. Dla Jugheada Jonesa nie istniało nic bardziej słodkiego niż Betty Cooper umazana keczupem.

- Ja też! Poza tym, przywieźli ze sobą jakiegoś frajera w naszym wieku. Ma na imię Nick i ciągle gada o swoich kartach kredytowych oraz jakiś Bitcoinach, cokolwiek to jest. Och, gdybyś go widział, Juggie! Siedział, jakby miał kij w dupie! Nie śmiej się, mówię serio!

- Był chociaż przystojny? - blondynka zmarszczyła nagle brwi, spoglądając na chłopaka niezrozumiale i wytarła serwetką keczup ze swojej twarzy.

- Fuj! Chcesz, żebym patrzyła na tego idiotę pod tym względem?! Niedoczekanie twoje! Boże! Nie wierzę, że nawet o to spytałeś! - oburzyła się dziewczyna, a ciśnienie podskoczyło jej jeszcze wyżej, gdy Jones zaczął się z tego wszystkiego bezczelnie śmiać.

- To był przystojny, czy nie?

- Oczywiście, że nie! Miał taką dziwną twarz! I ręce mu się ciągle pociły! I to nazwisko - St. Clair! Brzmi tak, uch! Po prostu nie! Chyba z pięć razy uwalił ciastem swój brzydki garnitur, który pewnie kosztował więcej, niż ta cała restauracja! A jego uśmiech! Wyglądał dosłownie jak koń! Miał takie wyłupiaste oczy i...

- Okej, Betts. Ogarniam. Nie lubisz go. To wystarczy - parsknął, a dziewczyna schowała sfrustrowana twarz w swoich dłoniach.

- Mama się nim tak jarała. Ciągle go zagadywała i chwaliła. Myślałam, że się porzygam.

- Mm, a więc szuka kandydatów na twojego męża - mruknął niby od niechcenia, ale uśmiechnął się prawie że niewidocznie, gdy Betty zdębiała cała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.

Santa Claus is coming to town - Bughead One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz