Even after rain, the sun comes out. #4

29 4 0
                                    

POV Diria

Migające drzewa,przenikliwe słoneczne promienie nadchodzącego świtu,które budziły piękny dzień.Podniosłam się przerażona do siadu.Czułam uścisk w klatce piersiowej.Gdzie ja jestem?Zerwałam się ,prostując plecy orientując się,że znajduję się w obcym samochodzie.Nie potrafiłam nic sobie przypomnieć a tym bardziej zebrać okoliczności w ,których znalazłam się nagle w mrocznym dwuśladzie.Cholera.Próbowałam poruszyć odrętwiałymi dłońmi aż poczułam na nadgarstkach szorstki sznur.Moje ubrania były wilgotne.Nic się nie zgadzało.Pojazd zatrzymał się przyprawiając mnie o szok.Dopiero teraz dostrzegłam przed sobą zakapturzoną sylwetkę kierowcy.Gwałtownie wysiadł i otworzył drzwi prowadzące na tylne siedzenie.Mój instynkt ostrzegawczy zaczął się odzywać i powoli cofałam się w tył,aż natrafiając na zablokowane drzwi.Mężczyzna zamknął za sobą drzwi siadając około metra ode mnie.Pierwsze co we mnie uderzyło to jego zielone tęczówki,które przecinały mnie na wskroś.Zaraz potem dłuższe czarne włosy tkwiące w nieładzie.Patrzył na mnie spod rzęs,dostrzegłam ,że jedna z jego gęstych brwi jest przecięta.Zauważyłam jak porywczo zagryza swoje spierzchnięte usta.Zdjął kaptur,nie potrafiłam nic wyczytać z jego mimiki.

-Diria Harris? -usłyszałam jego głęboki,niski głos,od którego włosy jeżyły się na głowie.

- Przepraszam ale kim pan jest? -spytałam cicho,aby nie było słychać jak mój głos drży.

-Zapytam jeszcze raz , Diria Harris? - wysyczał przez zęby,pozbywając mnie chęci na dyskusję

-Tak ,Diria Harris – westchnęłam czekając na rozwój tej rozmowy.Mężczyzna gwałtownie przetarł dłonią nos.Zaczęłam nienawidzić tej grobowej ciszy ,gdy mordował mnie swoim spojrzeniem.Jednak nie miałam zbyt wiele odwagi by choć odezwać się słowem.Ta twarz była taka kamienna.Ukradkiem spojrzała na swoje zimne dłonie,które dygotały.

- Do rzeczy, Harris.Bardziej strapiony być już nie mogę,więc przynajmniej ty nie sprawiaj mi tu kłopotów – powiedział już nieco spokojniej. Coraz ciężej było mi złapać oddech przez nadmierny stres,który mi teraz towarzyszył.

-Teraz jedziemy dalej,więc ma być spokój.

- Ale jak to?!Dlaczego nie jestem w swoim domu.K – kim pan..-zaczęłam krzyczeć.

-Powiedziałem,że ma być cisza!Rozumiemy się? - wykrzyczał skutecznie mnie uciszając i ściskając boleśnie moje przedramię.Zmarszczył brwi i wrócił na miejsce kierowcy.Przysunęłam się bliżej okna i oparłam głowę o szybę.Chłodne łzy zaczęły spływać po moich policzkach gdy po prostu wpatrywałam się w zmieniający się pod wpływem prędkości krajobraz.Co jakiś czas zielonooki spoglądał na mnie ,jednocześnie potem bardziej koncentrując się nad drogą.Czym zawiniłam?Przygnębiała mnie ta pustka,powodowana niepamięcią.Nie potrafiłam pozbierać elementów układanki,której całość oznajmiłaby mi jakim cudem się tu znalazłam.To nie mógłbyć przypadek.Spoglądałam załzawionymi oczami na pochmurne niebo.Oddałam się lekkiemu kołysaniu pojazdu.Sen cisnął mi się na powieki i rzucał na nie ciężar,ale musiałam to powstrzymać przez tą cholerną wątpliwość.

- Niebawem będziemy na miejscu młoda Harrison..-oznajmił wzdychając.

Czy tak ma się zakończyć moje szesnastoletnie życie?Wbiłam mocno zęby w drżącą dolną wargę,kiedy nieznajomy zaczął zwalniać aby pohamować łkanie,które cisnęło mi się na usta..Zaczęłam się rozglądać dookoła,badając wzrokiem teren.Jakaś spokojniejsza dzielnica miasta,niezbyt wysokie apartamentowce.Czarnowłosy wyrwał mnie z chwilowego letargu,chwytając za moje nadgarstki,nie stawiałam się, bo wiedziałam,że to nie będzie mieć zupełnie żadnego sensu.Prowadził mnie przez kawałek opuszczonej ulicy,potem do ceglanego budynku ,po czarnych lśniących schodach prowadzących na kolejne piętro.Zatrzymał się przed drzwiami z ciemnego drewna.Po chwili dosyć mocno w nie zapukał.Podniosłam spuszczoną głowę, gdy usłyszałam przekręcanie klucza.

Dark Destiny.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz