7. Powrót do rzeczywistości.

429 10 10
                                    

pov.Rosalie

Czas ciągnął się wyjątkowo długo. Wychodząc z kopca zauważyliśmy czekającego przed nim naszego wroga. W jednym momencie wszystkie moje wspomnienia z momentów na zamku powróciły. Stwierdziłam jednak, że za wszelką cenę nie mogę pokazać mojej słabej strony bo nie wiadomo czy Miraz nie przygotował jakiejś pułapki. Stanęłam obok Edmunda, który tylko ujął moją małą dłoń splatając nasze palce razem. Jak mogłam się domyśleć zauważył mój niepokój. Mimo iż wiedziałam, że Piotr dobrze włada mieczem obawiałam się, że Miraz będzie od niego o sto razy lepszy. Po chwili ciszy dało usłyszeć się jedynie metal uderzający o metal. Wtedy wiedziałam, że pojedynek się zaczął. Stałam i obserwowałam każdy nawet najmniejszy ruch każdego z nich. Na początku wszystko wskazywało na to, że młody król nie da sobie rady. Po może 5 lub 10 minutach, które dla mnie trwały wiecznie Piotr zażądał chwili przerwy. Podeszłam do niego aby życzyć mu powodzenia. On w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i musiał wracać na pole walki. Odeszłam tym razem do dziewczyn. Zauważyłam, że Łucji nigdzie nie było. Przez te wszystkie wrażenia całkowicie zapomniałam, że pojechała wraz z Zuzą w poszukiwaniu Aslana. Jednak coś mi nie pasowało. Zuza wróciła ale bez swojej siostry. Pewnie udało jej się uciec. Z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyk jednego z żołnierzy Miraza.

-To zdrada!!!! Zastrzelili go!!! Nasz władca został zabity!!!'

-Szykować się!!!!-krzyknął Piotr i wtedy dotarło do mnie, że wojna się rozpoczęła.

Podbiegłam do Edmunda biorąc w między czasie łuk i strzały. Gdy byłam przy nim natychmiast go przytuliłam i pocałowałam.

-Uważaj na siebie.-powiedziałam troskliwym głosem.

-Ty również.-odpowiedział takim samym głosem.

Pobiegłam na miejsce gdzie stali łucznicy z Zuzą na czele. Stanęłam obok niej i przygotowałam się na strzał. Gdy wszyscy byli na swoich pozycjach telmarowie zaczęli strzelać w naszą stronę kamiennymi kulami. Mimo, ze stałam daleko zauważyłam brązowe oczy jak to powiedział sam o sobie "zwykłego króla" i cicho powiedziałam: Uważaj na siebie. Wiem, że dasz radę. Kocham cię. On tak jak by mnie usłyszał kiwnął jedynie głową i ruszył do walki. Tak jak Zuza poleciła osadziłam strzałę na cięciwie czekając na jej sygnał aby strzelać. Napięłam cięciwę. Czekając na sygnał zauważyłam, że ziemia się "rozwalała" przez co, nie którzy żołnierze przeciwnika wpadali do dziury, z której wyjścia raczej nie było. 

-Ognia!!!!!-krzyknęła Zuza i wszyscy na jej znak wypuściliśmy strzały w powietrze. 

Stałam i przypatrywałam się wszystkiemu co się działo. Miałam wrażenie, że był to ułamek sekundy gdy Piotr krzyknął:

-Wycofujemy się!!!!

Wiedziałam, że nasze szanse malały. Kamienne kule zaczęły uderzać przy wejściu aby zapobiec ucieczce. Wejście zawaliło się. Ja jedynie stałam przygotowana do kolejnego strzału. Poczułam jak ziemia pod moimi nogami znika. Na szczęście jednemu z narnijczyków udało się złapać moją dłoń ale i tak zwisałam nad ziemią. Starałam się wrócić na górę ale karzeł nie wytrzymał i puścił moją dłoń przez co spadłam na kamień niżej. Zobaczyłam jak Edmund, Kaspian i Piotr stoją przy wejściu. Odwróciłam się w ich stronę aby zapewnić ich, że nic mi nie jest. Zbiegłam na dół i szybko podeszłam do wszystkich stając między Kaspianem, a Edmundem. Ten drugi posłał mik tylko smutne spojrzenie i niemrawy uśmiech. Byłam gotowa na strzał. Zaczęliśmy biec przed siebie. Ja co jakiś czas strzelając z łuku powalałam wrogów na ziemię. Nie dawałam za wygraną. Strzelałam aż nie zabrakło mi strzał co było raczej mało możliwe. 

Nie wiem ile dokładnie czasu minęło ale po pewnym czasie drzewa zaczęły "wychodzić" z ziemi, a my zebraliśmy się w jednym miejscu.

-Co jest?-zapytałam.

Wrogowie czy najlepsi przyjaciele // Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz