Rozdział 7.

1.7K 61 52
                                    


Michał

Od momentu wyjścia Mariki z łazienki działałem jak na autopilocie. Nieomal trzęsłem się od emocji. Dałem znać chłopakom, że wracam do domu, a potem napisałem SMS-a do taty, że wszystko jest okej, i że będę w domu wczesnym popołudniem, bo mam nocleg po imprezie. Powiedzmy, że nawet nie minąłem się za bardzo z prawdą.

Mając nadzieję, że nie zwrócę niczyjej uwagi, wtopiłem się w rosnący tłum uczniów, stopniowo opuszczających hotel. Zamówiłem taksówkę i podałem adres. Przez całą drogę ściskałem mocno klucze Mariki w kieszeni spodni.

Zapłaciłem kierowcy i nie czekając na wydanie reszty, wysiadłem i stanąłem przed klatką schodową Mariki. Była trzecia w nocy, nikogo nie było w okolicy. Zapaliłem jeszcze papierosa, by się uspokoić i wszedłem do środka, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie dzieje.

U progu przywitał mnie Andrzej (znałem jego imię z fejsa Mariki), który faktycznie szukał możliwości ucieczki między moimi nogami. Całe szczęście powstrzymałem go, ale chyba nie było mu przykro, bo ocierał się o mnie cały czas, gdy się rozbierałem w przedpokoju. Rozejrzałem się – mieszkanie było niewielkie i minimalistyczne, ale bardzo przytulne. W sam raz dla jednej osoby.

Wziąłem prysznic, starając się ignorować uporczywe gapienie Andrzeja i przypomniałem sobie, że przecież nie mam nic na zmianę. W moim plecaku była tylko flaszka wódki, która miała trafić na stół na afterze. Założyłem więc szlafrok, który wisiał przy drzwiach łazienki i w tym radosnym anturażu usiadłem na kanapie, czekając na powrót Mariki. Oby miała w szafie cokolwiek, co przypominało piżamę dla faceta.

Nie wiem, ile dokładnie czasu minęło, zanim Marika zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, bo pochłonęło mnie mizianie Andrzeja, który ewidentnie cierpiał na permanentny niedobór pieszczot. Przynajmniej zdążyłem prawie całkowicie wytrzeźwieć w tym czasie.

– Ładny szlafroczek – powiedziała Marika, wchodząc do mieszkania, a gdy zamknęły się za nią drzwi, nie zdążyłem już odpowiedzieć "no nie wiem, różowy to chyba nie mój kolor", bo obdarzyła mnie najbardziej namiętnym pocałunkiem, jakiego doświadczyłem w swoim dziewiętnastoletnim życiu.

Kręciło mi się w głowie i miałem nogi jak z waty, gdy nie przerywając pocałunku Marika zsuwała buty ze stóp, a ja na oślep zdejmowałem jej płaszcz, próbując powiesić go na wieszaku; i tak spadł na podłogę. Przyparłem ją do ściany i chociaż miałem ochotę rzucić się na nią jak głodne zwierzę, starałem się być delikatny i nie zrobić nic, co sprawiłoby, że będzie żałować swojej decyzji.

– Mogę zostać na noc? – Spytałem niepewnie, odsuwając się nieco i patrząc w jej jasne oczy. To, co się właśnie działo, było absolutnym szaleństwem.

– Musisz – odpowiedziała krótko, po czym położyła mi dłonie na twarzy i złożyła jeszcze jeden krótki pocałunek na moich ustach. – Chodź, dam ci coś do przebrania.

Marika

Jedyne, czego teraz pragnęłam, to zatopić się w objęciach Michała i przeprosić go za cały chłód, którym obdarzałam go od piątku. Za to, że mógł pomyśleć, że sobie z nim pogrywałam. Że go wykorzystałam. Że potraktowałam go jak gówniarza. Czułam jednak, że najpierw musimy ustalić zasady. Wcześniej sama musiałam na chłodno przerachować możliwe problemy i konsekwencje – nie tylko wynikające z relacji uczeń-nauczycielka, ale też tego, co się może stać, jeśli Michał okaże się, cóż, nieodpowiedni, a ta relacja zakończy się, zanim tak naprawdę na dobre się zacznie. Było we mnie mnóstwo obaw. I było też we mnie mnóstwo nienazwanych uczuć do Michała, który przyciągał mnie jak magnes.

Egzamin niedojrzałości | MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz