Dni upływały mu niezwykle spokojnie. Z każdą chwilą Chuuya przyzwyczajał się do ciszy, która towarzyszyła mu codziennie, jednak coraz bardziej zaczęła doskwierać mu samotność. Bezsenność pogarszała się z każdym dniem. Niespokojnie kręcił się z boku na bok, by w końcu zacząć wpatrywać się bez celu w sufit, aż do wschodu słońca.
Nawet picie większej ilości alkoholu nie powodowało u niego zmęczenia. W rzeczywistości, bycie pijanym jedynie przypominało mu jego wyczerpanie, od słabej głowy do trunków.
Rudowłosy usiadł bez celu na kanapie, wbijając wzrok na miasto pogrążone w nocnej ciszy. Miasto spało jak dziecko, zostawiając go samego w ciemności. Zastanawiał się, czy nie zacząć robić czegoś produktywnego, byleby zabić czas, gdy nagłe pukanie do drzwi zwróciło jego uwagę.
Spojrzał na zegar, mrużąc oczy. W ciemności ledwo mógł odczytać czas, gdy jedynie księżyc dawał światło w jego pokoju. W jakiś sposób udało się.
03:24.
Egzekutor jęknął. Tylko jedna osoba byłaby tak szalona, by nachodzić go o tak bezbożnej godzinie. Uporczywe pukanie do drzwi było tak donośne, że Chuuya niechętnie wstał z miejsca i podszedł w kierunku drzwi.
-„Kto tam." -spytał płytkim głosem, spodziewając się, kto mógłby stać po drugiej stronie drzwi.
-„Chuuya~ Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jeszcze nie śpisz." -stłumiony głos Dazai'a dobiegł zza drzwi.
-„Czego chcesz o tak wcześnie rano, kretynie."
-„Chcę, żeby Chuuya wpuścił mnie do środka~" -odpowiedział brunet wesołym głosem.
Rudowłosy odwrócił się tyłem do drzwi.
-„Wracaj do swojego mieszkania."
-„Ehhh. Ale Chuuya, przecież to też kiedyś było moje mieszkanie."
-„W takim razie sam powinieneś dać radę tu wejść, Dazai." -odpowiedział odchodząc od drzwi.
Dazai westchnął, wyciągając pęk kluczy z kieszeni płaszcza. Wolałby, żeby Chuuya nie robił problemów i nie kazał mu się bez powodu męczyć z otwieraniem drzwi. W kilka sekund wszedł do mieszkania, wnosząc ze sobą kilka walizek.Chuuya spojrzał na niego. –„Tch. Zawsze miałeś sprawne palce."
Brunet uśmiechnął się szeroko. –„Aw, Chuuya~ Nie miałem pojęcia, że tak wysoko nie cenisz. Wzruszyłem się."
-„To nie był komplement, palancie." – szafirowe oczy skierowały się w stronę bagaży na podłodze. –„Co to ma być."
Uśmiech na twarzy detektywa przybrał na sile. –„Słuchaj tego, Chuuya. W moim mieszkaniu jest remont po malutkim pożarze, więc wprowadzam się do ciebie!"
Szklanka wody omal nie wyślizgnęła się z dłoni chłopaka. –„Że co robisz?!"
Dazai przechylił głowę.
-„Czy ty mnie w ogóle słuchasz. Prawdę mówiąc to twój obowiązek zwracać uwagę, na to co ktoś do ciebie mówi. To cud, że ty w ogóle zostałeś egzekutorem." -Dazai pokręcił głową. –„Jak już mówiłem, wprowadzam się do ciebie."
Koniec ostrza wbił się w gardło bruneta sekundę po tym, jak ostatnie słowo wydobyło się z jego ust.
-„Kto powiedział, że tu wracasz." -Chuuya warknął niskim głosem.
Czekoladowe oczy zabłysły z rozbawienia. Dazai przybliżył się jeszcze bardziej, a lśniące ostrze wbiło się jeszcze mocniej w jego gardło, zostawiając strugę krwi. Spojrzał na byłego partnera z wyzwaniem w oczach, by ten szybkim ruchem ostrza zakończył jego życie. Zmuszając błękitnookiego do podjęcia niemożliwej decyzji, syknął w jego stronę głosem ociekającym jadem. –„Jeżeli nie chcesz mnie tutaj, zabij mnie tu i teraz Chuuya." -ton jego głosu przybrał ciemnej barwy. –„Neh, ja tu czekam."
Ostrze wbiło się nieco głębiej w jego blade gardło, a krew zaczęła spływać na kołnierz koszuli Dazai'a. Chuuya obiecał sobie, że będzie jedynym, który wykończy własnymi rękami zdrajcę Portowej Mafii. Męczenie się z następstwami nieobecności Osamu, wpuszczanie irytującego bruneta do siebie czy bycie dręczonym przez niego sprawiało, że życie Nakahary zdawało się być samo w sobie piekłem. Mieszanka urazy i złości płonęła gdzieś głęboko w jego szafirowych oczach, gdy ostrze noża wbijało się głębiej w każdą warstwę skóry bruneta z każdą mijającą sekundą.
Dazai powoli zaczął wierzyć, że przecenił możliwości byłego partnera, gdy ten niechętnie odsunął ostrze. –„Rób co chcesz, Dazai."
-„Z przyjemnością, Chuuya~"
Detektyw zdążył wnieść walizki do salonu, kiedy rolka bandażu uderzyła go w twarz. Niespodziewanie, zdołał złapać kawałek materiału, po czym uśmiechnął się w kierunku rudowłosego. Siadając powoli na kanapie, zaczął rozwijać bandaż, by owinąć nim ranę na szyi.
Chuuya, starając się zignorować intruza, mimowolnie poszedł do sypialni. Czując niemałe zmęczenie, Dazai podążył za nim, gdy Nakahara rzucił poduszką w jego twarz, z impetem jeszcze większym, niż normalny człowiek powinien być w stanie zebrać siły. Zwłaszcza człowiek, któremu brakuje snu.
-„Wynoś się, Dazai. Idź spać na kanapie czy coś."
Brunet zabrał poduszkę z twarzy, ostrożnie masując nos. –„Widzę, że nadal masz w sobie coś z tej twojej brutalnej siły. Mogłeś złamać mi nos, Chuuya."
Chuuya odpowiedział zgryźliwie. –„Szkoda, że mi się nie udało."
Egzekutor owinął się kocami, gdy poczuł, że materac na którym leżał, ugiął się z drugiej strony, a Dazai wczołgał się pod kołdrę obok niego. Jego liczne obelgi, rzucane w stronę wyższego na nic się nie zdały, a zamiast tego odbijały się od uszu bruneta jak od ściany.
-„Chuuuyaaa" -jęknął, a jego zabandażowana ręka objęła drobną talię błękitnookiego. –„Ta kanapa jest taka niewygodna, a ty jesteś taki cieplutki."
Brunet zatopił nos we włosach chłopaka, czując jak ten powoli odpuszcza. Chuuya był zbyt zmęczony, by więcej kłócić się z dawnym partnerem i oddał się uściskowi.
-„Dobra."-warknął. –„Tylko spróbujesz tych swoich sztuczek, a natychmiast cię stąd wykopię."
Dazai mruknął zadowolony i zasnął bardzo szybko, zostawiając rudowłosego samego ze swoimi myślami.
***
CZYTASZ
𝐚 𝐬𝐩𝐫𝐢𝐧𝐠 𝐰𝐢𝐭𝐡𝐨𝐮𝐭 𝐲𝐨𝐮 𝐢𝐬 𝐜𝐨𝐦𝐢𝐧𝐠 | tłumaczenie PL
FanfictionNadchodzi wiosna... wiosna bez Ciebie. W ułamku sekundy, przez jedną diagnozę Dazai chciał, by ta wiosna nigdy nie nadeszła. Choroba zabiera człowieka dzień po dniu, kawałek po kawałku. I tym razem choroba robi swoje-zabiera Chuuyę, powoli, ale bol...