❀⊱ Rozdział pierwszy

2.2K 161 112
                                    

Dzień w Hogwarcie mijał w swoim zwyczajnym, wolnym tępie. Huncwoci obmyślali kolejny żart na woźnym, który miał już serdecznie dość ich młodzieńczych wybryków. Remus korygował cały plan tak, aby miał ręce i nogi, a nie przypominał upośledzoną kreaturę, która powstała na wskutek źle przygotowanego eliksiru.

- Jesteście świadomi, że on nie nabierze się na tak proste sztuczki? - Westchnął Remus - Bynajmniej nie tak banalne. - Machnął różdżką i przeniósł pergamin ze stołu na swoje kolana. Gdzieniegdzie widniały zdania, składające się w krótkie wiersze, pisane pod wpływem chwili. - Więc jaki jest plan? - Sięgnął po pióro.

- Luniaczkuu - Jęknął Syriusz - Chociaż raz nam zaufaj. - Spojrzał na przyjaciela błagalnym wzrokiem i uśmiechnął się. Remus przełknął ślinę i odwrócił wzrok od wręcz idealnej twarzy czarnowłosego. Zignorował lekkie ukłucie w klatce piersiowej.

- A później będzie ratować nasze tyłki, tak? - Zapytał Peter, wiedząc, jaką dostanie odpowiedź.

- Tak - Łapa i Rogacz odpowiedzieli zgodnie. Remus prychnął rozbawiony i przewrócił oczami.

Nie, że to różniło się choć odrobinę od rzeczywistości. Kiedy dali się złapać, Remus, który, mówmy szczerze, był odrobinę bardziej lubiany niż reszta, zwykle ratował ich przed kolejnym czyszczeniem szkolnych łazienek, co było ich typową karą. Gdy to nie skutkowało, chodzili na szlabany, monotonnie przepisując w kółko to samo zdanie, lub kończyli czyszcząc puchary bez używania magii.

- Łapo, jak tam twoje życie miłosne? Jeśli będziesz się dalej ociągał to prędzej Smarkeus znajdzie sobie kogoś. - Zaśmiał się James, rozpoczynając kompletnie losowy temat. Zgromił wzrokiem Petera, który chciał skomentować jego marne podrywy na Lily.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Nikt mi się nie podoba. - Zarumienił się lekko. Nikt poza Remusem siedzącym obok niego, tego nie zauważył.

- Nie ślinisz się do Mckinnon. Uważaj, bo uwierzę. - Odpowiedział, jakby było to conajmniej oczywiste.

Remus siedział jak wryty i po raz kolejny zignorował mocniejsze ukłucie w płucach. Przełknął gulę w gardle i starał się zachować pozory, jakby wcale go to nie ruszyło. Ból w klatce nasilał się. Po kilku błahych kłotniach Jamesa i Syriusza, postanowił się odezwać:

- Trochę źle się czuje, pójdźcie do Wielkiej Sali beze mnie. - Rzucił szybko i udał się do dormitorium, zanim inni mogli jakkolwiek zareagować.

Zamknął się w łazience i podparł o ścianę. W pewnym sensie nie kłamał. Faktycznie, poczuł się źle. Bolała go głowa, ręce zaczęły się lekko trząść, a ból w płucach coraz bardziej mu doskwierał, jednak chciał też chwilę to sobie przemyśleć. Chciał, aby był szczęśliwy. Jeśli Marlene miałaby mu to dać, Remus cieszyłby się jego szczęściem. Sam tylko po cichu by się rozpadał.

Myśl o tym, że osoba którą kochał nigdy z nim nie będzie, spowodowała nagły atak kaszlu. Gdy w końcu ustał, spojrzał na swoje dłonie. Z przerażeniem zauważył, że spoczywało na nich kilka płatków, lekko zaplamionych własną krwią, przypominających te, należące do gipsówki rozpierzchłej.

Zacisnął dłoń w pięść i włożył płatki do kieszeni.

✦•┈┈┈๑⋅⋯❁⋯⋅๑┈┈┈•✦

- Remus, wszystko w porządku? - Do dormitorium weszła jego przyjaciółka. Lily Evans. - Podobno nie wychodzisz od czasu obiadu i nie byłeś na kolacji. Ktoś Ci coś zrobił? Tylko powiedz kto, a...

- Lily - Przerwał - Nie, nikt mi nic nie zrobił. - Uspokoił rudowłosą - Po prostu źle się czuje.

- Niech ci będzie. - Odpowiedziała, siadając obok niego na łóżku. - Nie chcesz iść do Pani Pomfrey? - Remus pokręcił przecząco głową - Jesteś uparty. Słyszałeś, że ostatnio chodzą plotki o tym, że Syriusz chodzi z Marlene? Przecież to niedorzeczne! - Zaśmiała się.

Petals | Wolfstar Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz