❀⊱ Rozdział czwarty

1.3K 159 47
                                    

- Remus! - Usłyszał głos dziewczyny. Odwrócił się i zauważył Mary, która biegła w jego kierunku. - Chciałbyś ze mną wyjść do Hogsmeade? Oczywiście, jeśli nie masz nic zaplanowane. - Uśmiechnęła się uprzejmie. Lunatyk zastanawiał się przez chwilę.

- Czemu nie. - Odwzajemnił uśmiech. James oraz Syriusz postanowili zorganizować "trening" który uwzględniał tylko ich dwoje, czyli zapewne chcieli iść się wygłupiać na miotłach, a Peter gdzieś wyszedł. Nie chciał siedzieć sam w zamku. Zwykle nie pogardziłby wolnym dniem bez jego, często denerwujących, przyjaciół, jednak w tym czasie nie miał na to zbytniej ochoty.

- To świetnie! Za dziesięć minut przed zamkiem? - Chłopak skinął głową. Pożegnawszy się, udał się do dormitorium, aby odłożyć książki.

Gdy wypowiedział hasło, a obraz Grubej Damy udzielił mu dostępu do Pokoju Wspólnego, przeszedł szybkim krokiem do dormitorium, nie zwracając uwagi na uczniów siedzących na kanapach. Wszedł do pokoju i rzucił książki na łóżko. Poszedł do łazienki i jakkolwiek poprawił swoje włosy, które postanowiły jak na złość nie dać doprowadzić się do porządku. Po stwierdzeniu, że nie wygląda jak były więzień, chwycił brązowy płaszcz i udał się przez szkołę.

Gdy minął wejście do szkoły, zauważył niską, czarnowłosą dziewczynę, ubraną w gruby, czerwony sweter i jeansy. Włosy miała upięte w niechlujny kok, a prosty, złoty łańcuszek zdobił jej szyję.

- Gotowa? - Dziewczyna skinęła głową i oboje poszli w stronę Hogsmeade.

Na dworze nie było ani gorąco, ani zimno. Wiatr czasami dawał o sobie znać w postaci mocnych podmuchów zimna, lecz to nie przeszkadzało innym uczniom, aby udać się od ulubionych sklepów. Duże oblężenie miało Miodowe Królestwo, gdzie można było dostać najróżniejsze słodycze. Jednym z ulubionych sklepów huncwotów był Sklep Zonka, gdzie mogli dostać różnorodne rzeczy, potrzebne im do robienia żartów. Pracownicy znali ich już na pamięć, a każdego witali z uśmiechem.

Również dużo osób wybierało się do pubu pod Trzema Miotłami. Choć większość nie osiągneła jeszcze wieku pełnoletniego, przychodzili tam na piwo kremowe. Minęli większość miejsc, które były jedynymi z popularniejszych, ponieważ Mary uparła się, że ona ich gdzieś zaprowadzi. Po chwili dotarli do małej kawiarenki na uboczu. Nad drzwiami widniał napis "Herbaciarnia u pani Puddifoot". Weszli przez różowe drzwi, a ich oczom ukazało się ciasne pomieszczenie z małymi, okrągłymi stolikami. Sufit przyozdabiało piękne malowidło, a na ścianach wisiały falbanki i kokardki. Przy stolikach siedziały pary, które najczęściej odwiedzały tę herbaciarnię. Remus rozejrzał się i stwierdził, że nie zobaczył tam nikogo, kto byłby sam. Nie ukrywał, czuł się dziwnie w towarzystwie tylu zakochanych osób, które miło spędzały czas ze swoją sympatią.

Podeszli do jednego ze stolików niedaleko okna i zajeli miejsca. Oboje sięgneli po karty i już po chwili byli gotowi składać zamówienie.

— Co podać? — Zapytała uprzejmie dorosła kobieta z włosami upiętymi w ciasnego koka.

— Dla mnie będzie herbata z pomarańczą, a dla Ciebie? — Przeniósł wzrok z kobiety na Mary.

— Ja poproszę karmelowe macchiato. I to będzie tyle. — Uśmiechnęła się, a kobieta gdy zanotowała zamówienia, odeszła od stolika.

— Too... był jakiś szczególny powód, dlaczego chciałaś się spotkać. — Zapytał, chcąc zacząć rozmowę.

— Dawno nie rozmawialiśmy, więc chciałam cię gdzieś wyrwać. Tutaj jest spokojniej niż w Trzech Miotłach. Działo się u was coś ciekawego? — Zapytała, a po chwili dostali zamówienia. Sięgnęła po kawę i wzięła mały łyk, aby się nie poparzyć.

— James stwierdził, że "chce popływać". Później zastaliśmy całą zalaną zalaną łazienkę i Jamesa który ślizgał się po podłodze na brzuchu. Jakieś dziewczyny z Gryffindoru i Ravenclawu znowu podrywały Syriusza. — Mówił obojętnym głosem, jakby to działo się na codzień, a przyjaciel udający pingwina wcale nie był czymś dziwnym w jego życiu. Sięgnął po herbatę i ogrzał ręce, łapiąc gorący kubek.

— Żartujesz, prawda? Nie mów, że one nadal próbują się z nim umówić! — Roześmiała się. Mary była jedną z niewielu osób, które wierzyły, że Syriusz w najbliższym czasie raczej z nikim się na poważnie nie zwiążę. Co najwyżej na jakieś trzy dni, a potem rzuci, jak to ma w zwyczaju.

— Nie żartuję! Jak idzie związek Alice i Franka? — Zapytał, naciągając jeszcze bardziej rękawy na dłonie. Mary tylko uśmiechnęła się i kiwnęła głową na stolik po sąsiedniej stronie herbaciarni.

— Sam zobacz. — Remus przeniósł wzrok na dwójkę uczniów siedzących przy stoliku. Rozmawiali, czasami popijając kawę, a dłoń Franka była spleciona z tą Alice. Lunatyk uśmiechnął się na ten widok. — Ta dwójka zawsze miała się ku sobie. — Powiedziała, a radość nie schodziła z jej twarzy. Przytaknął głową. Cieszył się ich szczęściem, mimo, że on sam nigdy czegoś takiego nie dozna. — A Ty? Masz kogoś?

Gryfon wytrzeszczył oczy w zaskoczeniu, a na jego twarz wpłynął prawie, że nie zauważalny  rumieniec. Szybko pokręcił głową z dezaprobatą.

— Jak to? — Jęknęła. — Przecież masz tyle adoratorek! — Krzyknęła zdziwiona. Na szczęście nie na tyle głośno, aby zakłócać spokój innych.

Miała rację. Remus podobał się wielu dziewczynom, lecz w przeciwieństwie do Blacka, zwyczajnie je ignorował. Nie lubił krótkich i niepoważnych związków. Sam wiedział, jak to jest kochać bez wzajemności, więc nie zamierzał dawać im złudnych nadzieji.

— Nie szukam narazie nikogo. — Miał nadzieję, że to choć trochę ją przekona. Mary zmarszczyła brwi, ale już więcej nie pytała o sympatię.

Poprzednie pytanie zaprzątało jego głowę przez większość rozmowy. Nie miał nikogo, ale cholernie chciał. Nie byle kogo, a Syriusza Blacka, największego casanovę Hogwartu. Jego serce lepiej wybrać nie mogło. Pragnął, aby Łapa odwzajemnił jego uczucia, lecz było to niemożliwe. Nie dziwił się, ile dziewczyn sie w nim podkochiwało. Sam nie raz wzdychał, gdy zobaczył go na korytarzu. Umierał w środku jak spotykał się z kolejną dziewczyną. Próbował sobie wtedy wmawiać, że ona nic dla niego nie znaczy, że niedługo ją rzuci. Ale nie mógł zabraniać mu spotykania. Przecież kiedyś musiał ułożyć sobie życie.

— Wybacz, idę do łazienki. — Rzucił szybko i wstał od stołu, zasuwając za sobą krzesło.

Wszedł do łazienki i zamknął drzwi. W gardle zaczęło go drapać, a on wiedział, że szykuje się to, co ostatnio ma miejsce zdecydowanie za często. Wraz z kaszlem, z jego płuc wypadały białe płatki, coraz to bardziej zaplamionę krwią. Było coraz gorzej, co mógł stwierdzić po wykaszliwanej ilości kwiatów oraz krwi. Na początku prawie, że się dusił. Na szczęście później było trochę lepiej i miał przynajmniej jak zaczerpnąć powietrza. Oparł się o ścianę i powoli się po niej osunął, siadając na kafelkach. Oczy zaszły mu łzami. Nie wytrzymał i szarpnął ręką za kwiaty wystające z jego ust, wyrywając je. Łzy popłynęły strumieniami po jego policzkach

Podciągnął kolana do siebie i wydał z siebie prawie niesłyszalny krzyk, gdy poczuł, że coraz więcej kwiatów blokuje mu drogi oddechowe. Gardło miał już zdarte, a ręce zaczerwienione od wyrwania rośliny.  Po raz kolejny wyrwał kwiat. Tym razem bardziej zabolało. Musiał się zmusić, aby powstrzymać krzyk, a zdarte gardło było w tym momencie plusem. Błagał aby to się już skończyło. Jego prośby zostały wysłuchane, a po chwili już coraz mniej kwiatów wypadało z jego ust, aż w końcu nie wypadł już żaden. Podszedł do lustra i stwierdził, że wygląda okropnie. Przemył twarz wodą, a kwiaty posprzątał. Gdy tylko udało mu się zakryć to, co właśnie się stało, jak gdyby nigdy nic wrócił do Mary.

Petals | Wolfstar Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz