Zacznijmy od tego, że los lubił sobie kpić z Remusa. Jego życie przypominało istną kolejkę górską. Było tyle wzlotów i upadków, że większość zadałaby sobie pytanie, jak bardzo poobijane ma teraz kolana? Bądź bardziej trafne, jak bardzo poranione ma teraz serce? Jednak wolał tkwić na tej nieskończonej kolejce, niż przeżywać gwałtowny upadek z wysokiego piętra. Przyzwyczaił się do regularnego wymierzenia ciosu w twarz, który fundował mu los na każdym etapie życia.
Błonia w taką pogodę nie były zbytnio obleganym miejscem. Większość wolała siedzieć pod kocami w Pokoju Wspólnym i odpoczywać po skończonych lekcjach. Dokładnie to chciał robić Remus, jednak przyjaciele wyciągnęli go na dwór, mówiąc: " Nie przesadzaj! Jest ciepło". Tak o to skończył w swetrze, kurtce, czapce i opatulony szalikiem, aby wiatr nie wiał mu po szyi. Krócej mówiąc, nigdy więcej wychodzenia w taką pogodę.
— Czy jest jakiś szczególny powód wyjścia? Z chęcią udałbym się teraz do pokoju i w spokoju przemyślił, dlaczego się z wami przyjaźnie — jęknął i odgarnął włosy z czoła.
— Bo jesteśmy wspaniali, mądrzy, przystojni — zaczął wymieniać James. Remus popatrzył na niego i parsknął śmiechem.
— I przede wszystkim skromni — przewrócił oczami. Jacy by nie byli i tak ich uwielbiał. Gdyby ktoś wcześniej mu powiedział, że będzie miał tak oddanych przyjaciół, lub w ogóle jakiś przyjaciół, gdy tu przyjedzie, wyśmiałby go prosto w twarz. Nadal uważał, że na nich nie zasługuje, co skutkowało wielkimi dyskusjami na temat tego, jak bardzo jest wartościowy i dlaczego powinien zacząć myśleć o sobie w lepszy sposób. Nie, żeby to coś pomagało, ale był im wdzięczny.
Syriusz złapał Remusa za rękę i pociągnął za sobą. Zdezorientowany chłopak dał prowadzić się drugiemu i próbował nie potknąć się o własne nogi. Zcisnął mocniej zimną, delikatną dłoń Blacka, próbując przyśpieszyć kroku, jednak jedyne co przyśpieszyło, to jego serce.
Nie zauważył, gdy Łapa zatrzymał się. Wpadł na niego, a na twarzy obu chłopców zagościł rumieniec. Lunatyk próbował wmówić, że to od zimna, lecz podświadomość mówiła mu dokładnie co innego. Szybko przeprosił i skarcił wzrokiem śmiejących się Jamesa i Petera. Rozejrzał się gdzie przyszli. Znajdowali się trochę oddaleni od budynku szkoły, a obok nich spośród pozostałych drzew wyróżniało się jedno wielkie, z grubymi gałęziami.
— Chodźcie! — Krzyknął Rogacz i zaczął się wspinać na najbliższą gałąź, aby potem wejść jeszcze wyżej. Zaraz za nim poszedł Syriusz, pośpieszając pierwszego i zakładając się, że zdoła wejść wyżej od niego. Remus zawahał się i dopiero gdy Black był w połowie, zdecydował się spróbować. Wszedł na pierwszą gałąź i narazie postanowił zostać na tej wysokości.
— Glizdek, nie wchodzisz? — Zapytał przyjaciela, który nadal stał na dole przyglądając się im.
— Chyba nie... — wyjąkał i skrzywił się lekko. Remus westchnął i wyciągnął do niego rękę. Peter popatrzył na niego zdziwiony.
— Co tak patrzysz? Wchodź! — Uśmiechnął się. Gdy Glizdogon złapał jego rękę, Luantyk pomógł mu wejść na tą samą gałąź, co on. — Widzisz? To nie jest takie straszne — Zaśmiał się.
— Wolniej się nie da?! Już woźny by was przegonił! — Usłyszał wrzeszczącego do nich Syriusza, który siedział dużo wyżej, niż był.
— Słyszę cię, nie musisz się drzeć! — Krzyknął James, który był tuż pod Blackiem. Remus parsknął śmiechem na tę bezsensowną kłótnię i oparł się o pień drzewa. To była jedna z niewielu chwil, gdy mógł się uspokoić i nie martwić tym, co zdarzy się jutro, o ile jutro będzie jeszcze żywy.
❀⊱┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄⊰❀
Krzyk wydobył się z zachrypniętego gardła chłopaka, który szybko wstał do siadu i przejrzał się w około. Jesteś w pokoju. Nic się nie stało. Powtarzał sobie te słowa w głowie i próbował uspokoić oddech. Nie pamiętał do końca co mu się śniło. Przetarł ręką czoło, na którym pojawiły się kropelki zimnego potu.
— Lumos.
Odwrócił głowę, gdy usłyszał zaspany głos wymawiający zaklęcie. Po chwili światło rozjaśniło łóżko, na którym wiedział Syriusz z poczochranymi włosami.
— Łapo, idź spać — Remus starał się zdobyć na jak najmniej drżący głos. Opadł na poduszki i ukrył twarz w dłoniach.
— A Ty będziesz krzyczał? Nie ma takiej opcji — wstał i z różdżką w dłoni, podszedł do łóżka Lunatyka. Usiadł z boku, nie odrywając od niego wzroku. — Co się stało? — Zapytał miękko.
— Nic ważne- — Zakaszlał. — Nic ważnego. Głupi koszmar — wymamrotał, a w jego oczach z niewiadomego powodu stanęły łzy. Niech on już pójdzie, jęknął w myślach. Teraz błagał tylko o to. Momentami miał już po prostu dość wszystkiego. Choroby, miłości. Nie miał ochoty nic robić, a najchętniej zakopałby się w kołdrze i nie wychodził przez cały dzień. Poczuł jak ktoś łapię jego ręce i zabiera z twarzy.
— Popatrz na mnie — powiedział głosem, który nie przyjmuje odmowy. Z niechęcią spojrzał na Blacka załzawionymi oczami. W tej chwili po prostu coś w nim pękło. Dał łzom spływać po policzkach. Czarnowłosy otarł kciukiem jego łzy i odgarnął włosy z czoła. — Co się dzieje?
Chciał powiedzieć aby się nie przejmował i poszedł spać, lecz utrudnił mu to kaszel, który z każdą chwilą się nasilał. Do kaszlu dołączyły wypadające kwiaty razem z krwią. Wstał do siadu i odepchnął rękę Syriusza. Dusił się przez głupie zakochanie, a kwiaty raniły go w płucach. Black patrzył na to z szeroko otwartymi oczami i nie wiedział, co ma zrobić, jak pomóc. Bolał to widok przyjaciela, który w żaden sposób nie zasłużył sobie na takie cierpienie.
Po chwili obudzili się również James i Peter, którzy przejęci próbowali coś wymyślić, mimo, że Remus starał się ich zapewnić, że wszystko jest okej. Dość słaba wymówka, patrząc na to, że się dusił. Z początku kilka łez zmieniło się na wodospady, które ukazywały ból i cierpienie nastolatka. Próbował krzyczeć, ale nie mógł. Krew popłynęła po jego ustach. Płatki nie zdołały jeszcze wypaść, a już pojawiały się następne. Po kilku minutach na szczęście wszystko ustało. Huncwoci próbowali porozmawiać z Remusem, lecz ten nie miał na to ochoty. Chciał iść spać, a najlepiej nigdy się nie obudzić, aby nie musieć przeżywać tego koszmaru jeszcze raz. Czekał z otwartymi rękami na śmierć, która, jak sądził, przyjdzie po niego niedługo.
Blackowi serce rozsypywało się na kawałki gdy patrzył jak ten cudowny chłopak cierpiał. Ten chłopak, którego kochał, ale bał się przyznać ze strachu przed odrzuceniem. Nie spodziewał się odwzajemnienia jego uczuć, ponieważ, jak sądził, Remus był zakochany w kimś innym. Pewnie w jakiejś dziewczynie, a on jako chłopak miał zerowe szanse.
Gdyby tylko o swoich uczuciach dowiedzieli się wcześniej, historia mogła przybrać kompletnie inny obrót spraw. Bez tego całego cierpienia i wylanych łez.
❀⊱┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄⊰❀
Dzisiaj walentynki, tak? Na kalendarzu nadal mam styczeń. Jak je spędziliście? O ile w ogóle obchodzicie. Jeśli spędziliście je z waszą drugą połówką, to szczęścia wam życzę! Jeśli jednak, tak jak ja, nie macie takiej osoby, to życzę wam szczęścia w jej znalezieniu! Jeśli nie chcecie, to życie singla też jest wspaniałe.
Niedługo nastąpi koniec tego fanfika. Nie powiem, że macie szykować chusteczki, czy też szykować się na zakończenie pełne łez szczęścia i uczuć, ponieważ zakończenia nie zdradzę. Chętnie poczytam, jakiego końca oczekujecie.
CZYTASZ
Petals | Wolfstar
FanfictionMiłość do niego nie zwiędła, a rozrosła się jak delikatne kwiaty w płucach zakochanego. ❀⊱┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄┄⊰❀ Hanahaki Disease AU Ship: Syriusz Black x Remus Lupin