{•4•}

60 3 0
                                    

~Alya~

Postanowiłam sobie pójść do parku. Przestąpiłam przez próg niziutkiej czarnej bramy, która oznaczała iż znalazłam się na terenie natury. Wokół były piękne drzewka, na środku okazała biała fontanna, a przy zielonych klonach i dębach stały sobie brązowe ławki. Wybrałam jedną z nich i usadowilam się na niej, po czym westchnęłam upajając się świeżym powietrzem i pięknem natury.

Moje wzdychania jednak postanowił zepsuć dźwięk piosenki ,,tylko biedronka nie ma ogonka... ,,

Dobiegający z mojej komórki gdzie ujrzałam połączenie od mojej najlepszej 'best friends forever'.

Z uśmiechem na facjacie odebrałam połączenie, lecz moja radość nie trwała długo zważając na to, że do moich uszu z telefonu dobiegł załamujący się głos mojej przyjaciółki.

- Alya musisz mi pomóc.
- Mari? Co się stało?
- N-no.. bo.. - Cały jej głos drżał
- O co chodzi mów.
- B-bo t-tata... - przerwała
- Co udeżył cię?
- N-nie oczywiście ż-że nie
- Coś mu się stało?
- T-tak... - zakrztusiła się chyba łzami
- Gdzie jesteś? Zaraz tam będę.
- W-w domu..
- Trzymaj się za 5 minut przyjdę
- D-dobrze...

Z szybkością światła wcisnęłam na ekranie czerwoną słuchawkę i pędem ruszyłam do wyjścia z parku, potykając się o jakiś kamień. Moje oczy z przerażenia się zamknęły czekając na upadek, który odziwo nie nastąpił. Rozchylilam powieki wlepiając swoje spojrzenie w trzymającego mnie mocno ramiona chłopaka.

- Wszystko okey? - zaczarowana jego ciemnymi źrenicami nie dałam rady odpowiedzieć więc szybko pokiwałam twierdząco głową

- em.. dzięki - stanęłam na równe nogi po chwili przypominając sobie o biednej Marinette - eee.. sorki muszę już biec bo przyjaciółka na mnie czeka

- luz. Tooo.. do zobaczenia?

- To się okaże - zrobiłam podstępny lecz trochę niepewny uśmieszek w jego stronę na co on również wygiął swoje kąciki ust ku górze oddając gest.

Gdy mój mózg otrzeźwiał popędziłam znów w stronę mieszkania mojej bff.

Tyle widziałam ciemnoskórego okularnika...

W domu Mari

Wtargnęlam przez drzwi jak burza rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Obiegłam salon, kuchnie potem łazienkę, a kiedy dotarłam do sypialni dziewczyny :

- Mariś gdzie jesteś? - krzyknęłam po chwili zaówarzając ją skuloną w kącie pod swoim biurkiem.

Podbiegłam do niej i od razu przytuliłam nie pytając nawet o co chodzi. Dobrze wiedziałam, że teraz potrzebuje ramion wsparcia niż jakiś paplaniny o tym co złego ją spotkało.

Kołysałam ją na boki siedząc razem z nią na dywanie w ciszy przez jakieś 15 minut, aż nagle sama oderwała się odemnie i rozpoczęła opowiadać co się wydarzyło

- Chciałam dzisiaj z ojcem jechać na akcje na co wkońcu przystał - pociągnęła nosem - pojechaliśmy więc furgonetką. - objęła swoje nogi ramionami - Wszystko było w porządku, wszystko działo się tak jak zazwyczaj, wszystko też układało się po naszej myśli. Jednak... - ścisnęła swoje usta w cienką linię próbując powstrzymać gorzkie łzy - nagle znikąd pojawili się jacyś mężczyźni - jej głos zaczął drżeć - byli poprostu wszędzie, a ojciec nie miał szans na jakąkolwiek ucieczkę - całe jej ciało się trzęsło jak jakaś galareta - to były praktycznie sekundy. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a było już po fakcie

[Miraculus] Change everything... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz