~Rozdział 4~

36 6 11
                                    

Witam po jakże mej długiej nie obecności. Nie martwcie się jeszcze nie umarłam. Na wstępie chcę powiedzieć, że bardzo trudno mi było to napisać. Wiele razy musiałam zmieniać cały bieg wydarzeń oraz fabułę, a do opóźnienie ja dodatkowo dołączyły się problemy zdrowotne oraz brak jakiejkolwiek inspiracji literackiej. Mimo to mam nadzieję że się spodoba.
Uwaga! Czytasz na własną odpowiedzialność, występują nie zdrowe porcje cringu!
___________________

Ugh. Co się dzieje? Usłyszałam dzwonek telefonu. Nieumiejętnie sięgnęłam po niego i zobaczyłam kto dzwoni. Na wyświetlaczu ukazał się numer i nazwa. Była to Lea koleżanka z klasy. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i włączyłam głośnomówiący.
- Halo?
- Halo! Sophia, nie można się do ciebie dodzwonić! Piętnaście minut próbuje się dobić! Jest 7 rano.
- Kobieto nie krzycz tak. Głowa mnie boli, a poza tym co z tego? Jest przecież weekend.
- Jaki weekend? Jest piątek - zaczęłam powoli kodować.
- Czekaj... Chwilę - zaczęłam się zastanawiać - CO!? Piątek!? Mój Boże! Nie wyrobię się!
- Z tobą to naprawdę nie da się wytrzymać...
- Dobra. Dzięki wielkie. Widzimy się w szkole! Pa!
- No dobra, dobra. Papa! - rzuciłam telefon na łóżko i pobiegłam do łazienki. Szybko umyłam ciało oraz włosy. Wytarłam się i wysuszyłam włosy. Założyłam bieliznę, czarne jeansy, biały T-shirt z nadrukiem Sticha i kremowy sweterek na guziki. Związałam włosy w wysoki kucyk, nałożyłam korektor, trochę rozświetlacza, pomalowałam rzęsy oraz pomalowałam usta błyszczykiem. Gdy skończyłam była 7:30. Ok, nie jest źle, mam na 8:10 więc raczej się wyrobię. Wyszłam z pokoju i udałam się w kierunku pokoju dzieci. Obudziłam chłopców, wysłałam ich umyć i się przebrać. Gdy oni się szykowali ja spakowałam swoją torbę i ich plecaki. Gdy wyszli i założyli plecaki podążyliśmy na dół do głównego holu. Gdy schodziliśmy po schodach z dołu usłyszałam już krzyk naszego kochanego, słodkiego, Kamilka. Taaa... Słodki i uroczy tak? Wiem wygląd myli. Tak naprawdę uwielbia jeździć na nielegalnych wyścigach samochodowych, piję alkohol ( nielegalnie ) i pali. Kto by się spodziewał, prawda? No ja też, nie myślałam że on taki jest.
- Ile na was można czekać!? Przez was się spóźnimy! Jest 7: 57! - zmarszczył brwi i nadymał policzki. Śmieszny widok.
- Hahahaha! - zaczął śmiać się Levi.
- Nie ładnie się śmiać ze starszych, Levi - powiedział Liam. Taaa... Zawsze był bardziej dojrzały i spokojny niż jego brat.
- Zgadzam się - odparł Kamil - Chodźcie bo na serio się spóźnimy.

***

- Dobra. Ty wchodzisz pierwsza, ja chwilę po tobie, żeby nie było żadnych plotek - powiedział Kamil.
- Okej - otworzyłam drzwi do klasy udając, że ciężko oddycham - Prze-przepraszam za spóźnienie! Sam-samochód mi się popsuł! - oby się nabrała.
- Jak zawsze Sophia Black, jak zawsze spóźniona. Oh, przepraszam, nie spóźniona tylko nieobecna na lekcji. Dziecko jest ós-
- Przepraszam za spóźnienie! Zapomniałem torby i musiałem się wracać do domu! - do klasy wbiegł Kamil. Profesor spojrzała na nas zrezygnowana.
- Nie mam już do was siły, siadajcie na miejsca - tak! Udało się! Przybiliśmy sobie z Kamilem piątkę za plecami i poszliśmy do swoich ła- Że co!? Czemu Lea siedzi z Rubby, a w mojej ławce siedzi... Siedzi... William... William, to typ podrywacza ale jednocześnie miał sprawę w sądzie za seks z nie letnią oraz gwałt. Boje się. Nie dożyje do końca tego dnia. Popatrzyłam błagalnie na Lee. Ona na mnie patrzyła zrozpaczonym i przepraszającym wzrokiem. Dobra, dam sobie radę! Chyba... Ugh! Ogarnij się! Mieszkasz z ludźmi należącymi do gangu! Jesteś silna baba, Sophia! Dam radę! Siadłam do ławki. Czułam cały czas jego wzrok skierowany na moją klatkę piersiową. Obrzydliwy. Nagle poczułam rękę na moim udzie. Siedzieliśmy w ostatniej ławce, to nie bezpieczne. Nawet mi profesor nie pomoże. Mam ewidentnie przerąbane.
- Zabierz swoją brudną rękę William... - złapałam za nią oburącz i chciałam ją zabrać. Chyba popełniłam błąd bo on zacisnął rękę na moim udzie, a zanim zdążyłam się zorientować obezwładnił moje ręce - Chcesz umrzeć?
- Jeśli mam zginąć z twojej ręki, to chętnie.
- Puść mnie - przelotnie spojrzałam na Kamila, który był bardzo pochłonięty lekcją. Do dupy z takim ochroniarzem! No proszę was! Postanowiłam spróbować czegoś innego. Skierowałam swoje ciało bym siedziała przodem do tego dupka. On zrobił chytry uśmieszek. No jeszce się zdziwisz. Nogi włożyłam pod jego krzesło tak bym kolanami dotykała siedzenia, potem szybko z całej siły podniosłam je do góry, obruciłam się w stronę tablicy, a mój oprawca runął jak długi na ziemię. Nikt nie zauważył że to ja, więc popatrzyłam na niego jakbym była zdziwiona że upadł.

To Nie Tak Miało ByćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz