Rozdział 1

592 42 69
                                    

Percy

Percy wpatrywał się w wielką, czerwoną jedynkę na górze kartki z zadaniami z matematyki, zaraz obok jego nazwiska. To trzecia, pomyślał.

Dyskretnie rozejrzał się wokoło, aby zobaczyć, co dostali jego koledzy z klasy.

Siedzący na prawo od niego Latynos, Leo Valdez dostał dwóję, ale zdawał się tym nieszczególnie przejmować; po prawdzie, zaczynał właśnie składać sprawdzian w skomplikowany model samolotu.

W ławce na lewo od Percy'ego siedział Grover Underwood - jemu poszło już nie tak źle, dostał trzy z plusem. Brunet popatrzył jeszcze przez ramię na kartkę Franka Zhanga; ten poradził sobie najlepiej z ich paczki i napisał test na pięć plus.

Typowy Azjata, pomyślał Percy, ale zaraz się zganił, zawstydzony swoim rasistowskim komentarzem. Poza tym, nie był zły na Franka, za to, że ten dostał dobrą ocenę, tylko na siebie, bo dostał słabszą. Co więcej, chłopak to Kanadyjczyk.

Co prawda, zostawali jeszcze jego kumple Jason Grace i Nico di Angelo, ale oni chodzili na matematykę dla zaawansowanych. Na pewno poradziliby sobie z tym testem.

Frank najszybciej dostrzegł jego zbolałą minę.

– Hej – powiedział przyjaznym tonem. – Nie łam się. Oceny to nie wszystko.

– Wielkolud ma rację – poparł go Leo. – Kiedy wszyscy skończymy osiemnaście lat, będziemy mogli stąd wybyć i otworzyć, powiedzmy, cyrk.

– Cyrk? - zapytał Grover. Wyglądał na zaciekawionego pomysłem.

– A no cyrk – poważnie pokiwał głową Leo. – Ja będę zaklinaczem ognia, ty będziesz robić za orkiestrę, Frank może przebierać się za zwierzęta i spełniać nasze polecenia...

Kanadyjczyk prychnął.

– A Percy – ciągnął dalej Leo. – Percy...

– Ja będę po was sprzątał – mruknął zrezygnowany brunet, pocierając palcami skronie.

– Nie ma mowy. Nikomu nie wolno sprzątać artystycznego nieładu. Właściwie, to jeździsz na deskorolce, a to prawie jak chodzenie po linie...

Jackson uśmiechnął się lekko. Leo bywał irytujący, ale czasami naprawdę poprawiał mu humor.

– Ty chyba nie masz zielonego pojęcia, o czym mówisz – mruknął.

– Albo – oczy Latynosa aż się zaświeciły – mógłbyś jeździć na deskorolce na linie. Jestem pewien, że właśnie odkryłem coś...

– Głupiego – dokończył za niego Frank. – Lina jest zbyt cienka, aby mogły się na niej utrzymać kółka deskorolki, a już na pewno wszystkie.

Leo chciał się kłócić, ale w tym momencie zabrzmiał dzwonek na przerwę, więc ucieszony podniósł się z ławki.

– Jeżeli ktoś ma pytania, niech poczeka na mnie za drzwiami – starał się przekrzyczeć uczniów nauczyciel, pan Chirons. – Panie Jackson, proszę jeszcze chwilkę zostać.

No tak. Właściwie, Percy'ego wcale nie dziwiła prośba mężczyzny - w końcu na pięć ważnych sprawdzianów z trzech dostał już jedynki.

Pan Chirons zamknął drzwi do klasy i powoli się odwrócił.

– Percy – powiedział, jakby ospale.

– Tak, panie profesorze?

– Myślę, że nie ma się nad czym rozgadywać – stwierdził nauczyciel. – Wiem, Percy, że nie jesteś głupi, ale z matematyką ci naprawdę nie do pary.

– Co pan mówi – mruknął Percy ironicznie. – Jestem z nią na ty.

Pan Chirons zrobił rugającą minę.

– Jeżeli się nie poprawisz, Percy, zostaniesz w klasie na drugi rok. A wiem, że i tobie, i twojej mamie bardzo zależy, żeby tak się nie stało.

Percy zgubił w tej chwili cały sarkazm, jaki mu pozostał. Nauczyciel miał rację – już widział mamę zamartwiającą się, że oblał matmę. Pani Jackson naprawdę chciała, aby jej jedyny syn poszedł na studia i nie skończył tak jak ona – jako kasjer w przypadkowym sklepie.

– Wiem, panie profesorze – westchnął. – Ale ja się naprawdę się staram. Grace i di Angelo z zaawansowanych długo mi to wszystko tłumaczyli, tak samo Frank Zhang, tylko że za każdym razem jak myślę, że już rozumiem, okazuje się, że... że nie rozumiem.

Pan Chirons uśmiechnął się przyjaźnie.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Potrafię odróżnić leniwego ucznia od ucznia z trudnościami. Dlatego stwierdziłem, że załatwię ci korepetycje.

Brunet podniósł wzrok.

– Korepetycje?

– Tak. Rozmawiałem o tym z dyrektorem D., oraz z innymi nauczycielami; wybraliśmy już odpowiednią osobę, a ona się zgodziła. Słyszałeś o programie "Uczniowie uczniom"?

– Coś tam... coś słyszałem, ale nie dużo – odparł, trochę z opóźnieniem, Percy, zdziwiony wysiłkiem nauczyciela.

– Sprawa jest prosta: wolontariusze z dobrymi ocenami udzielają darmowych korepetycji osobom z gorszymi wynikami. To twoja ostatnia lekcja, prawda?

– Tak.

– Pozwolisz więc za mną? – spytał mężczyzna i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę wyjścia z klasy.

Percy pośpieszył za nim, a gdy pan Chirons wytłumaczył Mirandzie Gardiner jedno z zadań na sprawdzianie, obaj ruszyli przez korytarze liceum do biura pana D., jak nazywali dyrektora uczniowie, nauczyciele, no i praktycznie wszyscy.

Kiedy doszli do miejsca docelowego, pan Chirons bez pukania nacisnął klamkę i puścił swojego ucznia przodem. Percy wszedł do pokoju, rzucając niepewne przywitanie. To biuro nie kojarzyło mu się zbyt dobrze: ostatnim razem był tutaj, gdy w październiku Leo Valdez namówił go, żeby położyli odwrócony kosz na też odwróconą i podpartą patykami, dwulitrową butelkę coli, do której wrzucili mentosy. Miał nadzieję, że pan D. go nie pamięta.

Jednak w biurze nie zauważył samego dyrektora. Zamiast niego stały tam pani Hestia Burnflake, miła, drobna sekretarka, która poznała już chłopaka i wysoka, opalona blondynka, ubrana w dżinsy i katanę. Dziewczyna miała najbardziej niecodzienne oczy, jakie Percy w życiu widział: burzowo szare, jakby ciskające gromami, mimo, że dziewczyna miała miły wyraz twarzy.

Pani Hestia uśmiechnęła się szeroko na jego widok.

– Percy, jesteś! – wykrzyknęła. – Annabeth, poznaj Percy'ego – zwróciła się do stojącej obok dziewczyny.

Annabeth przybrała oficjalny wyraz twarzy i wyciągnęła do niego rękę.

– Witaj, miło mi cię poznać. Nazywam się Annabeth Chase i będę twoją korepetytorką w ramach programu "Uczniowie uczniom" – powiedziała.

Percy delikatnie potrząsnął jej ręką. Mam nadzieję, że ta znajomość coś mi przyniesie, pomyślał.

Pięć piątek do szczęścia - Percabeth AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz