Rozdział 3

379 33 53
                                    

Annabeth

Thalia strzeliła balonem z wiśniowej gumy.

– Myślę, że nie powinnaś się aż tak spinać – powiedziała.

Siedziały wszystkie oprócz Rachel Dare, która miała teraz warsztaty malarskie, na murku za boiskiem szkolnym, obserwując trenujących teraz futbolistów. Często spędzały tu czas po szkole, częściowo ze względu na ładne widoki członków drużyn sportowych, a częściowo przez panujący tu spokój - ulica i parking znajdowały się po drugiej stronie liceum.

Thalia była smukłą, wysoką brunetką, obciętą na krótko. Jej podkreślone ostrym makijażem, błękitne oczy zazwyczaj ciskały wszędzie gromy, ale teraz wyglądała na całkowicie wyluzowaną. Usadowiła się obok Reyny Avilli Ramirez-Arellano, jeszcze wyższej dziewczyny o ciemnym warkoczu i poważnej twarzy, z czarnymi oczami uważnie obserwującymi wszystko dookoła.

Trochę dalej siedziała Piper McLean, najładniejsza z ich paczki. Czekoladowe włosy rozwiewał jej wiatr, a twarzy wyjątkowo nie rozjaśniał uśmiech - oczy, cudownie kalejdoskopowe, też były całkowicie przejęte opowieścią Hazel, która razem z Annabeth położyła się na ławce pod murkiem.

– Może masz rację – westchnęła Hazel. Opowiedziała przyjaciółkom o problemie z nadopiekuńczością jej starszego przyrodniego brata. Annabeth domyślała się, że dla dziewczyny było to naprawdę frustrujące, ale nie potrafiła jej współczuć. Czy zachowywała się egoistycznie, skupiając się na własnych problemach?
– Ale wolałabym rozwiązać sprawę, zamiast jej unikać – ciągnęła Hazel. – Na wypadek, jeżeli kiedyś, no, ten... – zarumieniła się. – Na wypadek, gdyby ktoś mi się spodobał.

Piper wyszczerzyła zęby. Miała tylko dwa tryby: pełnej mocy, walecznej kobiety i kokieteryjnej nastolatki, uwielbiającej ponad wszystko rozmowy o chłopakach. Wyglądało na to, że Hazel nieświadomie właśnie włączyła ten drugi.

– Znajdź mu zajęcie – zaproponowała Czirokezka. – Jeżeli się na czymś mocno skupi, to nawet nie zwróci na ciebie uwagi. I jemu też to dobrze zrobi.

Hazel parsknęła.

– Przekonanie do czegoś Nico nie jest proste. Opowiadałam wam, jak Persefona nie miała czasu i kupiła nam na obiad mrożoną pizzę? Nico ledwo ją tknął. Cały wieczór chodził głodny, mrucząc, że to nie pizza, ale jej nędzna amerykańska imitacja. I że ma jeszcze większą nadzieję, że dostanie się na ten obóz aktorski w Mediolanie, bo tam na pewno takiego carta nie podają. Najpierw mówił po włosku, a potem po angielsku, aby upewnić się, że zrozumieliśmy.

Reyna zmarszczyła brwi.

– Możesz powtórzyć? – spytała.

– Najpierw mówił po włosku, a później...

– Nie, nie to. O jaki obóz konkretnie chodzi?

– A, ty o tym. Nico chce jechać na obóz aktorski do Mediolanu. Międzynarodowy; miejsca mocno ograniczone. Uważam, że Neeks jest całkiem dobry, nawet więcej, ale brak mu praktyki. Właściwie nie ma gdzie jej nabyć.

Reyna uśmiechnęła się delikatnie.

– Mój kolega, Will... Mówił coś o zapisywaniu się do kółka teatralnego. Tutaj, w naszej szkole. Ogłosili nabory wczoraj. Will był strasznie podekscytowany – za trzy miesiące na premierze spektaklu pojawią się ludzie z teatru stanowego, coś jak łowcy młodych talentów. Myślę, że Nico mogłoby się to przydać. Na twoim miejscu zadbałabym, aby się o tym dowiedział.

Hazel zmarszczyła nos w zastonowieniu.

– Sama nie wiem. To świetny pomysł, ale czy Nico się na to odważy? On prawie nie wychodzi z domu, a tak musiałby półtorej godziny stać przed całą widownią.

Pięć piątek do szczęścia - Percabeth AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz