Starałem się nadążać za rozmową Petera i Tony'ego, co nie miało sensu. Chociaż wróciłem do życia już kawał czasu temu, wciąż miałem problemy ze zrozumieniem tego, co dzieje się w tym chorym świecie. Szczególnie jeśli chodzi o jakąś zaawansowaną technologię. Westchnąłem więc, zanim wstałem z kanapy, po chwili kierując się do kuchni. Podszedłem do lodówki, szukając jakiegoś piwa. Zawsze kiedy Rogers gdzieś wychodził, zostawałem sam ze sobą. A wtedy uderzały we mnie przebłyski wspomnień, o których wolałem zapomnieć. Zacisnąłem swoje metalowe ramię na krawędzi blatu, kiedy znów przed oczami miałem moment, gdy prawie zabiłem Steve'a. Wielokrotnie. Nie wiedząc czemu, ta wizja przerażała mnie najbardziej. Może dlatego, że ten gnojek był jedyną osobą, z którą potrafiłem rozmawiać. Wyjąłem butelkę taniego portera, zanim się wyprostowałem. Otworzyłem ją szybko, zanim upiłem spory łyk. Wpatrywałem się w podłogę, gryząc wewnętrzną stronę policzka. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zamykanych drzwi windy, dlatego zerknąłem w stronę korytarza zainteresowany. Rogers wrócił, jednak nie sam. Czyżby jego dziewczyna nie była jednak wymyślona? Uniosłem lekko brwi, lustrując wzrokiem niską szatynkę. Pierwsze co mi się nasunęło to to, że jest zbyt piękna dla paskudnej gęby Rogersa. Widziałem jej nieśmiały uśmiech, który w uroczy sposób podkreślił jej malinowe wargi. Przesunąłem wzrok wyżej, by spotkać jej duże oczy z brązowymi tęczówkami. Wyglądała na zestresowaną, przez co zacząłem się zastanawiać, co jest powodem jej wizyty. Dopiero kiedy zerknąłem w stronę przyjaciela, zrozumiałem co się dzieje. Steve trzymał dwie, dość duże, sportowe torby, które pewnie należały do kobiety. Nic nie powiedziałem, odwracając od nich wzrok. Nie musiałem długo czekać, zanim obydwoje weszli do kuchni.
- Lucy, to mój przyjaciel, James - powiedział Rogers, a ja prychnąłem cicho.
- Jestem Bucky, nie lubię swojego pierwszego imienia - posłałem kobiecie krótki uśmiech. - Miło cię poznać Lucy.
- Mi również. Dużo o tobie słyszałam - przyznała, zerkając na Steve'a.
Zmarszczyłem brwi, słysząc westchnienie blondyna, przez które kobieta od razu zamilkła. Znałem go zbyt długo i wiedziałem, że chciałby coś powiedzieć, ale się hamuje. Odkąd nasz zielony jajogłowiec wysłał go w przeszłość, Rogers zaczął zachowywać się bardzo dziwnie. Częściej niż kiedyś był nieobecny myślami i zachowywał się zgorzkniały starzec, który przegania miejscowe dzieciaki ze swojego trawnika. Nie chciał mi powiedzieć, co się tam wydarzyło, ale potrafiłem się domyśleć. Wrócił na wojnę, a po tym nie wrócił już taki sam. W końcu przeżywał śmierć znajomych po raz drugi. Wiedząc o tym, co się wydarzy i nie mogąc nic zrobić. Chciałem postawić się na jego miejscu, bo jako jedyny mogłem to zrobić. Bo sam przeżyłem wojnę. Udawałem, że nie widzę jak szepcze kobiecie coś do ucha, zanim ruszył do Starka.
- Rozumiem, że wprowadzasz się do naszej willi - zagadnąłem, patrząc na brązowowłosą.
- Tak... Razem ze Steve'm doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej. Nie będzie musiał do mnie jeździć i wybierać, czy chce się ze mną widzieć, czy może odpocząć po akcji.
- Ja myślałem, że nie istniejesz. Nikt z nas cię nie widział, a nie ukrywajmy, Rogers wygląda jak rozjechana ropucha - zaśmiałem się, widząc jak kobieta uśmiecha się nieśmiało. - Mogę o coś zapytać?
- Jasne, o cokolwiek chcesz.
- Są naturalne, czy używasz tych urządzeń szatana, by je kręcić?- wskazałem na jej loki, które nie dość, że mnie ciekawiły, to jeszcze mi się podobały.
- Są naturalne - zaśmiała się szczerze i perliście. - Czy teraz ja mogę o coś zapytać?
- Tak chyba będzie fair - uśmiechnąłem się asymetrycznie.
- Zdejmujesz je na noc? - zapytała, a ja widziałem, że walczy ze śmiechem.
- To zależy z kim śpię. Jak przytulę nim jakąś piękność to mi nie ucieknie - puściłem jej oczko, odbijając się od blatu.
Nie umknęło mojej uwadze, że spięła się lekko, od razu robiąc krok w tył. Już miałem zapytać, czy wszystko w porządku, ale uprzedził mnie Rogers, który zjawił się przy jej boku. Mruknął coś o zmęczeniu i tym, że Lucrecia musi się rozpakować, niemal ciągnąc niską szatynkę za sobą. Postanowiłem tego nie komentować. Jestem ostatnią osobą, która może mieszać się w czyjeś związki. Słysząc, że rozmowa w salonie znowu nabrała wydźwięku, który był mi obcy, ukradłem młodemu pająkowi popcorn i żelki i poszedłem do siebie. Zdążyłem jeszcze zobaczyć lśniące, brązowe loki, znikające za drzwiami sypialni Steve'a, tuż przed tym, jak wszedłem do siebie. Rzuciłem przekąski na łóżko, siadając przy oknie. Chociaż nikt nie powiedział tego głośno, wiadome było, że mam coś w rodzaju aresztu domowego. Stark grzecznie poprosił mnie, żebym odpuścił sobie wychodzenie na jakiś czas, bo Interpol wciąż mnie poszukuje. Co w wolnym tłumaczeniu oznaczało, że mam nigdzie nie łazić, bo znowu narobię bajzlu, który oni będą musieli sprzątać. Wpatrzyłem się więc w widok za oknem, myślami błądząc jednak wokół nowo poznanej kobiety.
Nie dziwiło mnie, że Steve stara się mieć ją blisko. Ani to, że pewnie był o nią zazdrosny. Kto by nie był? Oczywiście, że martwiły mnie reakcję kobiety, ale już dawno nauczyłem się, że nie można oceniać nikogo ani niczego, dopóki nie pozna się całej historii. Postanowiłem przeczekać w swoim pokoju do momentu, kiedy salon opustoszeje. Spędziłem kilka kolejnych godzin, gapiąc się na życie pod stopami Stark Tower, zastanawiając się ile jeszcze będę musiał czekać, zanim moje życie wróci do normalności.
Jakieś cztery godziny później, zabrałem swój prowiant do salonu, gdzie rozłożyłem się na kanapie, szukając dla siebie jakiegoś serialu. Odkąd wróciłem, miałem problemy ze snem, dlatego każde bezsenne noce spędzałem w salonie, oglądając jakieś stare seriale, lub nowsze, które nie znudziły mnie po pięciu minutach. Po chwili włączyłem jakiś ciekawie zapowiadający się film, wrzucając pojedyncze ziarenka kukurydzy do ust. Czasem unosiłem brwi, lub prychałem cicho, gdy na ekranie działo się coś zaskakującego. Po niecałym kwadransie usłyszałem jednak szelesty z kuchni, które postanowiłem sprawdzić. Zatrzymałem film, podnosząc się cicho, zanim ruszyłem w stronę hałasu. Moje brwi powędrowały jeszcze wyżej, gdy zobaczyłem niską sylwetkę, próbującą dostać się do wysokiej szafki.- Potrzebujesz pomocy? - zapytałem, po chwili żałując swoich słów.
__________________________________________
Nikt o to nie pyta, ale tak, rozpiera mnie energia i mam ochotę napisać coś takiego. Opinie mile widziane, enjoy!
Peace out, stay safe, wash your hands, don't trust anyone!
CZYTASZ
Benign/ Bucky Barnes
FanfictionJames Buchanan Barnes, czyli najgroźniejszy zabójca ubiegłego stulecia. A przynajmniej tak mówią o nim, ci, którzy uszli z życiem po spotkaniu go. Bucky wciąż nie potrafi odnaleźć się wśród swoich nowych towarzyszy, przynajmniej dopóki w ich względ...