𝟜

107 4 1
                                    

Skinąłem głową na prośbę kobiety, siadając na przeciwko niej. Przez to, że tak zaczęła, zaniepokoiłem się jedynie bardziej. Lucrecia zaczęła bawić się palcami, zastanawiając się pewnie od czego zacząć, a ja nie miałem zamiaru jej pospieszać. Gdy wreszcie uniosła wzrok, skupiła się na jakimś punkcie za mną, a w jej oczach znów pojawiły się łzy.

- To było dwa miesiące temu. Gdy ten naukowiec, Banner, wysłał Steve'a do czasów wojny. On wtedy wrócił inny... Zaczęło się od tego, że od wejścia, był oschły, jakbym coś zrobiła. Później doszło do tego to, że nie odpowiadał na moje pytania. W pewnym momencie wstał i złapał mnie za włosy... Nie słuchał moich próśb, żeby się nie wygłupiał. Żeby przestał. Nie słyszał mojego 'nie'. Położy mnie na brzuchu i... I odebrał co mu się należało. Kiedy później chciałam iść do łazienki, uderzył mnie w twarz, bo miałam czelność płakać. A przecież on tylko sprawił mi przyjemność. Doskonale pamiętam, jak później mówił, że zostanę sama, gdy ja płakałam na podłodze w łazience. Jak mówił, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jak następnego dnia mnie przepraszał i obiecywał, że to się więcej nie powtórzy. 'Musisz tylko być grzeczna Lucy. Nie możesz mnie prowokować, Lucy' - przez całą swoją wypowiedź, miała łzy w oczach, które powoli spływały po jej policzkach. - To już nie jest mój Steve, Bucky. Boję się go. Boję się tego, co zrobi, kiedy znowu go czymś sprowokuje...

- Zrobił to jeszcze kiedyś? - zapytałem, pochylając się w jej stronę.

- Nie - pokreciła głową. - Tylko ten raz.

- A robił coś innego? - zapytałem łagodnie, stając przed nią.

Widziałem jak znów się zmieszała, zastanawiając się pewnie, czy może o tym powiedzieć. Patrzyłem na nią smutno, łapiąc ją delikatnie za dłoń. Zacząłem gładzić ją kciukiem, próbując ją, chociaż trochę podnieść na duchu. Sam nie wiedziałem czemu, ale widok jej w takim stanie, cholernie mnie bolał. Nie mówiłem nic, patrząc na jej dłoń, by dodatkowo jej nie peszyć.

- Podniósł na ciebie rękę? - zapytałem, na co otrzymałem delikatne przytaknięcie. - Wczoraj też? Po tym jak widział, że oglądaliśmy razem film? - kolejne przytaknięcie. 

Zacisnąłem szczękę, obejmując kobietę delikatnie. Musiałem coś z tym zrobić. Nie miałem jednak pojęcia co. Steve pewnie wkurzy się, gdy go skonfrontuje, a wtedy może ponownie skrzywdzić Lucrecie. Domyśliłem się też, że kobieta nie może od niego odejść, nie byłem tylko pewien czy ze strachu, czy z miłości. Musiałem myśleć szybko, ale wciąż racjonalnie. Szatynka była już w rozsypce, bo znowu zaciskała palce na mojej bluzie. Poprawiałem jej włosy, wzdychając cicho.

- Chyba mam pomysł, co możemy zrobić - szepnąłem w końcu. - Posłuchaj, wrócisz normalnie do pokoju, powiesz, że mi pomagałaś, ale moja randka mnie wystawiła. Jeśli cokolwiek ci zrobi, cokolwiek, od razu mam o tym wiedzieć. Możesz wysłać mi wiadomość, cokolwiek. Mam o tym wiedzieć i wtedy się tym zajmę - obiecałem.

- Dobrze... Ale proszę, żebyś nikomu o tym nie mówił. Im mniej osób wie, tym lepiej... - powiedziała, ocierając delikatnie policzki.

- A prosiłem, żebyś nie płakała - uśmiechnąłem się słabo, kucając przed nią.

Wytarłem jej policzki delikatnie, patrząc na nią z troską. W życiu nie podejrzewałbym swojego przyjaciela o takie zachowanie wobec kobiety. Ale tak jak Lucy powiedziała, to już nie jest nasz Steve. Podróż w przeszłość wywołała w nim coś, czego nie potrafiłem pojąć. Myślałem, że ja miałem wyprany mózg po swoich kontaktach z Hydrą. Ale teraz Rogers był w gorszym stanie niż ja. Zacząłem myśleć nad tym, jaką decyzję podejmie Lucrecia. W końcu, pewnie da się jakoś przywrócić naszego zbawiciela, ale czy kobieta będzie chciała do niego wrócić? Co jeśli tak się nie stanie? Z tego co słyszałem zrezygnowała ze swojego mieszkania, na rzecz mieszkania tutaj. Teraz jednak wątpiłem, czy była to całkowicie jej decyzja.

Podniosłem się po chwili, całując ją w czoło przelotnie. Pomogłem jej zejść z wysokiego blatu, zanim otworzyłem jej drzwi. Pozwoliłem jej się jeszcze krótko przytulić, zanim ruszyła na górę. Sam odczekałem dłuższą chwilę, po chwili idąc do siebie. Usiadłem na łóżku, czekając na jakąś wiadomość od kobiety. A może właśnie na nią nie czekałem? Wiadomość od Lucy, byłaby jednoznaczna z tym, że znowu jej coś zrobił. Przymknąłem powieki, starając się zachować spokój. Wciąż nie miałem planu na to, co zrobię, kiedy Steve znowu coś zrobi. Nie byłem pewien, czy dam radę się opanować i pamiętać, że to jest mój przyjaciel.

Wtedy stało się coś, czego tak bardzo nie chciałem. Z sypialni tuż obok mojej usłyszałem szloch i ciche prośby. Nie mogę na to pozwolić, już nie. Wstałem gwałtownie, ignorując dźwięk przychodzącej wiadomości. Bez chwili wahania wszedłem do sypialni Rogersa, by zobaczyć go z ręką uniesioną nad Lucrecią, która siedziała przy łóżku. Złapałem mężczyznę za nadgarstek, zaciskając na nim metalowe palce. Odpowiedziało mi jego zaskoczone spojrzenie, w którym nie poznawałem swojego przyjaciela. W którym widziałem kogoś, kto nie potrafi rozróżnić dobra od zła.

- Steve, nie zmuszaj mnie żebym coś ci zrobił.

- To nie twoja sprawa Bucky. To sprawa między mną, a moją kobietą - warknął, a ja pokazałem Lucrecii, by poszła do mnie. - Co ty odwalasz, Barnes?!

- Sprawy między wami kończą się, gdy podnosisz na nią rękę. Ogarnij się Rogers, albo naprawdę będę musiał... - moją wypowiedź przerwało uderzenie w szczękę.

Tego było już dla mnie zbyt wiele. Jednym ruchem przerzuciłem blondyna przez ramię, przyszpilając go do podłogi. Patrzyłem na niego wściekle, zanim go puściłem. Wyszedłem z jego sypialni, zamykając drzwi na tyle mocno, że prawie wypadły z zawiasów. Kiedy byłem już u siebie, zobaczyłem Lucy. Siedziała na skraju łóżka, dotykając palcami opuchniętego policzka. Poszedłem do łazienki, po chwili dając jej ręcznik zwilżony zimną wodą. Usiadłem obok niej, przykładając go delikatnie do jej policzka.

- Jarvis, zablokuj drzwi przed Stevenem Rogersem - powiedziałem, po chwili widząc jak dioda przy zamku zmienia się na czerwoną.

Wolną dłonią sięgnąłem po telefon, z którego wysłałem wiadomość do Bannera. Musi wymyślić coś, żeby Rogers wrócił do bycia sobą. Nie interesuje mnie co, ale ma to zrobić. Kiedy drobną dłoń zabrała mi ręcznik, owinąłem swoje ramię wokół talii szatynki. Nie wypuszczę jej stąd, dopóki nie będę miał pewności, że on nie zrobi jej już krzywdy.

__________________________________________

Ktoś się tego spodziewał? Enjoy!

Peace out, stay safe, wash your hands, don't trust anyone!

Benign/ Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz