„Nadzwyczaj utalentowana"

252 18 174
                                    

Rozdział 8 (tak na prawdę tylko dodatek) — po korekcie.

|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||

*Levi*

Trening z manewrów dobiegł końca już dobrą godzinę temu, według planu na podstawie którego mieliśmy ćwiczyć teraz, odbywały się walki wręcz i samoobrona. Chociaż były one obowiązkowe to, za jakże łaskawą zasługą Kapitanów mających nas pod opieką do pojedynków stawali jedynie Ci chętni, mający jeszcze siłę by, się ruszać żołnierze. Dzisiaj nadmiernie nam wszystkim pobłażano ze względu na święto i odbywającą się wieczorem popijawę z okazji Dnia Kobiet.

Rozumiałem, znaczenie tego dnia, jak i to, że zmęczeni żołnierską rutyną Zwiadowcy, będą korzystać z niego pełną gębą, teraz się obijając, a później świętując. Najważniejszą część treningu mieliśmy za sobą, bo jakby nie patrzeć walka w ręcz na tytanów nic się nie zda, a w tym Korpusie miała jedynie za cel zdyscyplinowanie i wyrobienie kondycji. Był to dość zrozumiały i praktyczny zabieg, gdyż przechadzając się teraz po placu treningowym, widziałem odpoczywających i rozmawiających mężczyzn, jak i kobiety, którzy z uśmiechami na twarzach mówili tylko o wieczornym przyjęciu. Jeden dzień lenistwa nie zbawi nikogo, a niektórym osobą może się przydać, by dać chwile wytchnienia codziennie pracującym mięśniom.

Też chciałem skorzystać z tego dnia spokoju i sobie odpocząć, jednak skutecznie przeszkadzał mi w tym fakt, iż nigdzie nie widziałem Farlana. Po zakończonych manewrach w przeznaczonym do tego lesie, po prostu rozpłyną się w powietrzu. Normalnie nie szukałbym go, ale miałem dziwne przeczucie, że coś mu się teraz dzieje albo zaraz mu się coś zadzieje. Ignorowanie tego impulsu nie wchodziło w rachubę, nigdy mnie nie zawodził, a fakt, że nie mogę znaleźć blondyna już od dobrej godziny, tylko to przeczucie nawarstwiał. Westchnąłem zirytowany, w stajni gdzie obecnie jest Isabella już sprawdzałem, na zapytanie o przyjaciela nie dostałem konkretnej odpowiedzi. Dziewczyna nie widziała się z nim od śniadania, musiała posprzątać stajnie, w czym pomagały jej jeszcze dwie kobiety, wiec na pomoc w szukaniu Churcha z jej strony liczyć nie mogłem. W wewnątrz siedziby też nigdzie go nie było, wiec do przeczesania został mi tylko obszar treningowy. Traciłem już cierpliwość, mimo to te upierdliwe przeczucie o zagrożonym bezpieczeństwie blondyna nie ustąpiło.

Wtedy do moich uszu dotarły gromkie okrzyki, gwizdy i oklaski, rozglądałem się dookoła i dostrzegając większe zbiorowisko żołnierzy, przyspieszyłem kroku. Trochę się zdziwiłem, orientując, iż takie zainteresowanie wzbudził jakiś pojedynek, a tym bardziej że osobą leżącą na ziemi okazał się szukany przeze mnie blondyn. Nie był jakoś specjalnie ranny, jednak widoczne trudności z nabraniem powietrza w płuca i delikatnie rozcięta warga, nie wyglądały za dobrze. Przegrał.

— O cześć, Levi! — trochę wkurzony uniosłem jedną brew ku górze i zaciskając pięści, podszedłem do chłopaka.

— Wiesz ile się Ciebie naszukałem? Co Ci strzeliło do głowy? — ukucnąłem przy nim i ani mi się śniło pomagać mu wstać, ma za swoje, niech cierpi. Mordowałem go wzrokiem, czekając aż ten w jakiś sposób odważy się mi odpowiedzieć.

W walkach na pieści zdecydowanie asem on nie był, o czym zdawał się wiedzieć, nigdy też do żadnej bójki nie prowokował, co za tym szło moje zdziwienie może nawet niedowierzanie w decyzje Farlana, była uzasadniona. Skrzywił się nieznacznie i z dużym trudem podniósł do pozycji siedzącej, podrapał się po karku i delikatnie zażenowany spuścił wzrok.

— Prędzej spytaj „kto". — rzucił, zerkając na mnie spod jasnej grzywki.

— Tch, dobra „kto" Cię tak poskładał Panie Pójdę Sobie Jak Wrócę To Wrócę? — na zwrot którym się do niego zwróciłem, zaśmiał się i od razu zaczął przepraszać, że ot, tak sobie zniknął.

AoT | Levi x OC | „Żałuję"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz