„Yazmin Aracebeli"

203 19 116
                                    

Rozdział 9, po korekcie.

||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||

*Levi*

Nie czułem ręki, upierdliwe zdrętwienie i nadal nierozluźnione mięśnie wprawiły mnie w nie małe zaskoczenie. Dodatkowo palący ból w klatce piersiowej, jak i drażniąca suchość w gardle, przy każdej próbie głębszego wdechu powodowały napad kującego, nieprzyjemnego kaszlu. Zielonooka słysząc i widząc jak ciężko, jest mi oddychać, zareagowała niemal natychmiast. Pochyliła się nade mną i ułożyła dłoń pod moim karkiem.

— Usiądź... — pomogła mi się podnieść, ale ostatecznie jej dłoń nadal spoczywała na mojej skórze. — Pochyl głowę do dołu... — instruowała, jednocześnie samej ustawiając mnie pod swoje zalecenia. Trzymając dłoń z tyłu mojej szyi, delikatnie i powoli odcisnęła mi ją do dołu, tym samym nakazując mi się schylić. — Teraz, oddychaj głęboko, ale przez nos. — z jakiegoś powodu chciałem się jej posłuchać, jej metody zadziałały w przypadku Farlana, więc czemu nie miałyby być skuteczne u mnie.

Dawkowanie powietrza do płuc tym sposobem było zadziwiająco lżejsze, a drapiący kaszel po kilku powtórzeniach znikł całkowicie. Gdy znormalizowałem swój oddech, usiadłem prosto i obróciłem głowę w stronę szatynki. Przyglądała mi się będąc w lekkim zamyśleniu, zmrużone oczy delikatnie pociemniały, a usta o idealnie pełnym kształcie zastygły w niewielkim uchyleniu. Ciasne uczesanie uległo sporemu rozpadowi, napuszony warkocz uwolnił ze swojego splotu dość dużą ilość włosów. Poprzyklejane do spoconego czoła ułożyły coś na wzór roztrzepanej grzywki, a pojedyncze kosmyki opadające po bokach zarumienionej twarzy, zachowując moim zdaniem naturalny skręt, śmiesznie sterczały, delikatnie burząc nieskazitelny wizerunek kobiety. Mimowolnie uniosłem sprawną rękę do swojego żabotu, by chociaż trochę go poluzować. Szyja również mnie bolała i to dość upierdliwie mocno, chwile zastanawiałem się nad tym, czy całkowicie zdjąć ściskający mnie materiał.

Ostatecznie moje skupienie znalazło inny punkt zaczepienia, a mianowicie stan moich ubrań. Liczne plamy o zielonym zabarwieniu oraz te maleńkie upierdliwe szczątki piasku na białych spodniach, wywoływały u mnie spazmy wewnętrznego wkurwienia. Biały materiał ogólnie ciężko jest wyprać, a ciekawe, w jaki sposób mam się pozbyć zabrudzeń spowodowanych trawą ... Zirytowany dłoń z szyi przeniosłem na swoje udo i zacząłem strzepywać szczątki trawy i ziarenek piasku.

— Levi, co z Twoją ręką? Coś nie tak... — ukradkiem zerknąłem na dziewczynę, która trochę bardziej niż powinna była do mnie nachylona. Wytrącony ze swojego pochłaniającego zajęcia, na bliskość szatynki zareagowałem dość intensywnym spięciem wymęczonych już mięśni.

Właśnie wtedy przypomniałem sobie o wcześniej ściskanej przez wtedy moją przeciwniczkę ręce, promieniujący ból od łokcia po palce dłoni pojawił się w momencie, gdy lekko ruszyłem ramieniem. Z moich ust uciekło ciche warknięcie, a ja chcąc zniwelować dziwne uczucie mrowienia, powodujące w mojej głowie obrzydliwy obraz zapierdalających po mojej kończynie robaków czy mrówek, z powrotem ułożyłem dłoń na swojej klatce piersiowej. Ból odrobinę zelżał, ale nie ustąpił całkowicie, co zaczynało mnie już trochę niepokoić, zresztą nie tylko mnie.

Długowłosa nie odsunęła się ode mnie ani o milimetr i z delikatnym przestrachem przypatrywała się mojej trzęsącej ręce. Usta zacisnęła w wąską linię, przechyliła głowę, jakby chciała nie dotykając mnie, znaleźć główny powód takiego, a nie innego bólu. Nie wydaje mi się by ręka była złamana, jednak sam fakt, iż nie mogę nią jakkolwiek ruszyć był nadwyraz dziwny.

— Chyba powinien zobaczyć to lekarz... — stwierdziła, powoli zwiększając dystans między nami, na co moje mięśnie odrobinę się rozluźniły. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż w słowo wszedł jej krzyk Farlana.

— Wow, daliście popis! — rozradowany z iskierkami zachwytu w oczach, podszedł do nas. — To było niesamowite, jesteście na językach połowy korpusu... — zaczął pieprzyć jak katarynka, żywo gestykulował dłońmi patrząc raz na mnie raz na kobietę siedząc obok mnie.

— Tch, utkaj ten pysk na moment, chociaż... — wtrąciłem się dość brutalnie w ślinotok przyjaciela, na co on trochę zażenowany, spojrzał na mnie i westchnął jakby chciał się wewnętrznie i zewnętrznie sprowadzić do porządku.

— Twój kolega ma racje, pogadacie o tym później teraz, zabieram go do skrzydła szpitalnego. — zielonooka powiedziała wskazując na mnie palcem, a z moich ust mimowolnie uciekło te charakterystyczne prychnięcie.

Cała sytuacja zaczynała działać mi już mocno na nerwy, do tego jeszcze to paplanie Churcha napsuło mi niepotrzebnie krwi. Mimo wszystko pomoc medyczna będzie mi potrzebna, stan mojej ręki leży pod znakiem zapytania, a stwierdzenie, że tak po prostu to mi przejdzie, byłoby w cholerę głupie i nierozważne.

Umiejętności tej „Laleczki" jak to zdarzyło się już nazwać te wybitnie utalentowaną kobietę, przewyższały moje zdolności w walce wręcz o całą głowę. Był to jeden albo może i nawet jedyny, tak ciężki i wymagający pojedynek w moim życiu. Nie chce mi się wierzyć w to, że ta kobieta była w stanie rzucać mną jak szmatą, ale taka była prawda. Poległem i na domiar złego jestem ranny, mimo to nie czułem się jakoś okropnie przytłoczony tą porażką. Niedenerwował mnie fakt, iż nie dałem jej rady, bo tak jak przeczuwałem jej styl walki zdecydowanie odbiegał od normy wojskowej. Silna, szybka, elastyczna z wyuczoną reakcją na praktycznie każde uderzenie kierowane w jej osobę, niewyobrażalny refleks i ta, zadziwiająco spokojna postawa, po prostu żołnierz idealny.

Będąc w swoim zamyśleniu, nie zwracałem uwagi na Farlana, który zdążył ukucnąć naprzeciw mnie, jak i też na długowłosą, która nie wiedzieć kiedy podniosła z trawy nasze kurtki. Całkowicie ocknąłem się, dopiero gdy poczułem już dość znajomy materiał zwiadowczego umundurowania na swoich ramionach. Osoba, która ułożyła go na mnie stanęła za Churchem i zakładała swoją kurtkę z różanym emblematem oznaczającym przynależność do Korpusu Stacjonarnego. Ten aspekt co do dziewczyny nadal mi nie pasował.

— Ej, Levi co Ci jest? — przyglądał mi się z lekkim zaniepokojeniem, a fakt, że sam nie wiedziałem co mi się tak naprawdę dzieje i dlaczego moja ręka się mnie nie słucha spowodował, iż jedyną odpowiedzią, jaką on usłyszał było moje prychnięcie. — Idę z wami. — stwierdził i już chciał pomóc mi wstać, jednak z jakiegoś powodu chciałem go przed tym powstrzymać.

— Obejdzie się, idź się ogarnąć, bo sam nie wyglądasz lepiej. — przypomniałem blondynowi, na co ten z pół uśmiechem na twarzy pokręcił głową na boki.

— Spokojnie, poradzę sobie z nim. — delikatnie rozbawiony głos szatynki i jej ręka na ramieniu mojego przyjaciela, spowodowała niezwykle widoczne rumieńce na twarzy chłopaka.

Wstał wpatrując się w nią jakby był zahipnotyzowany, co nawet dla zielonookiej wydało się już dziwne, gdyż z wyraźnym zmieszaniem swój wzrok z blondyna przeniosła na mnie. Jej twarz, aż krzyczała "O co mu chodzi? Czy ja coś zrobiłam?". Ja jedynie wzruszyłem ramionami, czego do końca nie przemyślałem, gdyż przy wykonaniu tej czynności spiąłem mięśnie też tej rannej ręki. Zabolało jeszcze bardziej niż wcześniej, a ponowne uczucie mrowienia było nie do wytrzymania. Dziewczyna reagując na mój stan pościła ramie wyższego od niej chłopaka, posłała mu przepraszający uśmiech i ukucnęła przede mną. Przez swoje ramiona przewiesiła moją sprawną rękę, drugą dłonią chwyciła mnie w pasie i sprawnie pomogła mi wstać.

AoT | Levi x OC | „Żałuję"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz