fourth way

62 6 0
                                    

-Artykuł był dobry - spojrzałem na mężczyznę od razu, gdy skończył wypowiadać te słowa. Byłem zdziwiony jego opinią. Ciężko było mi się ostatnio wystarczająco skoncentrować na pracy. Ukrywałem to jak tylko mogłem, ale takie były fakty. - Ale nie dość dobry na naszą redakcję - skrzyżował nasze spojrzenia, a ja od razu uciekłem wzrokiem. -Proponowałem ci wolne, nie chciałeś. Przychodzisz do pracy i dajesz mi takie coś.

-Wiem o tym, przyłożę się bardziej.

-Już to słyszałem - złapał się za skronie. Wziął głęboki oddech zanim kontynuował. -Weź sobie urlop Styles. Wyjedź gdzieś, odpocznij, zresetuj się. Nie chcę stracić takiego pracownika, a jak tak dalej pójdzie będę musiał cię zwolnić.

Ostatecznie nasza rozmowa skończyła się ustaleniem, że dostanę trochę wolnego.
Nie chciałem tego, chociaż wiązało się to z posiadaniem większej ilości czasu na ogarnięcie tego, co się teraz dzieje.
Może szef miał rację i faktycznie tak będzie lepiej..
* * *
Tam, gdzie mnie znalazłeś.

Byłem sfrustrowany, zmęczony, zły.
Gdyby Louis chciał ze mną być, nigdy by mnie nie zostawił.
Gdyby chciał, żebym dowiedział się jak się czuł, porozmawiałby ze mną albo przynajmniej wysłałby wszystkie listy na nasz adres.
Poszukiwanie i zastanawianie się nad wiadomościami, doszukiwanie się głębszego sensu i główkowanie miało być dla mnie karą.
Louis miał mi to wszystko tak bardzo za złe, że chciał mnie ukarać.
Chciał, żebym odpokutował swoje winy.

Patrzyłem na wszystkie listy, które do tej pory udało mi się zdobyć. Skanowałem je po kolei wzrokiem, przeklinając pod nosem ten cały bałagan.
Wszystko oświetlała tylko mała, biurkowa lampka, poza tym w całym domu panował ponury mrok.

Westchnąłem i spojrzałem na butelkę wina, stojącą za szklanymi drzwiczkami. Odchyliłem głowę do tyłu i po wzięciu głebokiego oddechu wstałem i wziąłem do prawej ręki butelkę, a do lewej kieliszek.

Podobno warto zaczynać swoje opowieści od początku, a więc miejsce, w którym jesteś, jest do tego odpowiednie.

Przestałem odczuwać, że jesteś obok.
Bo tak naprawdę cię nie było.

Prawda jest taka, że to nie ja odszedłem.
To ty opuściłeś mnie już dawno temu.

-Pieprzone kłamstwa! - krzyknąłem.
Gwałtownie wstałem, niefortunnie zahaczając łokciem o stolik. Butelka, która była wypełniona winem, przewróciła się na listy.
Zerwałem się, by ją podnieść. Ku mojemu zdziwieniu wino zabarwiło na kolor krwistej czerwieni tylko niewielki skrawek papieru.

Butelka była pusta.

Wpatrywałem się w nią przez jakiś czas aż w końcu ją podniosłem, a później wstałem odrobinę chwiejnie z fotela.
-Nienawidzę cię Louis - mamrotałem. - Nienawidzę nawet bardziej niż ty mnie.

Chwyciłem telefon i wybrałem jego numer. Wiedziałem, że nie odbierze. Kiwnąłem głową, słysząc pocztę głosową.
Dokładnie jak przypuszczałem.

-Nie wiem jak mogłeś - prychnąłem. -Po tylu latach nic oprócz tych głupich listów mi się nie należy?! Po tym wszystkim.. co było między nami - urwałem. -Kochałem cię do cholery! - kontrolę nade mną przejął żałosny płacz. Pierwszy raz od jego odejścia tak się rozpadłem, a alkohol we krwi tylko potęgował moją rozpacz.
Telefon wypadł mi z dłoni, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Zwinąłem się w kłębek na fotelu i chciałem zasnąć.
Przyłożyłem ręce do ust i krzyknąłem tak głośno jak tylko potrafiłem. Chciałem dać upust całej złości, jaka się we mnie zebrała.
Liczyłem, że przyniesie mi to ulgę, ale niestety się myliłem.

* * *
Ciężko było mi otworzyć oczy, a światło wcale mi tego nie ułatwiało.
Komórka, leżąca w wbrew pozorom niedużej odległości, nie przestawała wydobywać z siebie dźwięków przychodzących wiadomości.
Zsunąłem się z miejsca, na którym siedziałem i po wzięciu w dłoń urządzenia skupiłem uwagę na wyświetlaczu.

Zayn 08:24
Jak się czujesz?

Zayn 08:32
Myślałem o tym

Zayn 08:34
Nie powinieneś być sam, mam wyrzuty sumienia, że cię zostawiłem.

Zayn 08:50
Odpisz proszę, jak potrzebujesz towarzystwa, to przyjadę.

Ja 09:00
Wszystko jest okej, radzę sobie. Mam dużo pracy, więc nawet nie zaprzątam sobie aż tak głowy. Dzięki, że się martwisz!

Zdecydowałem odpuścić sobie szukanie listów. Być może dowodzi to o mojej słabości, nie dbam o to.
Wierzę, że życie Louisa stało się lepsze. Chciał je ułożyć od nowa i chociaż nie umiem przyznać, że nie mam mu tego za złe, to liczę, że ja też sobie poradzę.

* * *
* -Gdzie on mógł pójś..- stukałem nerwowo paznokciami o drewniany stół.

Nie lubiłem, gdy Louis wychodził z domu bez mówienia mi o tym słowa. Niepokoiłem się, gdy nie wiedziałem o której wróci.
Nie chodziło o potrzebę kontroli, raczej o zwykłą troskę.
Może i przesadzałem - słyszałem to dosyć często - ale nie czułem, żebym robił coś złego.
Nie ograniczałem go pod tym względem, mógł wychodzić gdzie tylko chciał, wystarczyły trzy słowa.

„Wychodzę. Wrócę późno."

Właściwie w obecnej sytuacji nawet samo „wychodzę" zrobiłoby robotę.

Szukałem dla siebie jakiegoś zajęcia. Im później było tym ciężej było mi znaleźć coś, czym mógłbym się zająć, żeby za dużo nie myśleć i niepotrzebnie się nie zamartwiać.

A gdy w końcu powieki powoli zaczynały mi się zamykać, ponownie na nogi postawił mnie głośny dźwięk telefonu.
Odebrałem najszybciej jak potrafiłem, widząc imię na wyświetlaczu.

Louis

-Harry.. - cichy głos, który w jednej sekundzie sprawił, że poczułem ciężar na płucach. - Ja... oh nieważne, przepraszam.

Od tak zakończył połączenie. Próbowałem skontaktować się z nim jeszcze kilka razy. Za każdym z dokładnie takim samym skutkiem.
Zastanowiłem się przez chwilę nad zostaniem w domu, na wypadek, gdyby Louis po prostu wrócił.
Wybiłem sobie to z głowy praktycznie od razu.
Wiedziałem, że tak po prostu nie wróci.
Zawsze tak było.

_____
* retrospekcja - ostatnia część zapisana pochyłą czcionką

Dziękuję za przeczytanie x

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 21, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

10 ways to say goodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz