third way II

50 7 0
                                    

Przejechałem palcem po drugiej z odnalezionych kopert. Zamknąłem oczy i nabrałem do płuc powietrza.
Nadszedł czas odnaleźć trzeci list.
Spowalnianie tego niczego nie wnosiło, a ja musiałem poznać całą prawdę.
Każdy list dawał mi cząstkę jego, pozwalał poczuć, jakby ten ciągle był obok, jakby wczesnym rankiem miał trzasnąć drzwiami i przywitać mnie uśmiechem.
Mimo że jego twarz zdradzałaby jak bardzo jest zmęczony, to uśmiech byłby taki sam.

Pomimo tego, że nigdy nie doceniałem tego uśmiechu, teraz oddałbym wszystko, albo nawet więcej, żeby móc go znów zobaczyć.
Siedziałem przed komputerem, a mimo tego mój wzrok co chwilę spoczywał na dwóch kopertach położonych obok. Palcami wystukiwałem kolejne słowa, nie będąc do końca pewnym, czy to co piszę ma jakikolwiek sens.
Oparłem czoło na dłoni, po chwili odsuwając się od sprzętu.

Wcale nie było okej, nieważne co powtarzałem, patrząc ludziom prosto w oczy.
Jak mogłem tak kłamać?

Zostałem całkiem sam, uwikłany w grę, której zasad tak okropnie nie rozumiem..

Był wieczór. Zegar tykał chyba głośniej, a wskazówki nieubłaganie wskazywały coraz późniejszą godzinę.
Jednak ja zatrzymałem się w jednym momencie, jakby czas posuwał się do przodu, nieobejmując sobą mnie.
Jakby życie biegło własnym tempem, a mnie ten fakt zupełnie nie dotyczył.
Zamknąłem drzwi frontowe na klucz, nie zastanawiając się, gdzie chcę pójść. Nie miałem planu, co takiego chcę zrobić ze sobą i swoimi rozsypanymi myślami.

Ale pomimo tych drobnych, bądź też trochę większych, dylematów wyszedłem na wieczorny - albo jednak nocny - spacer.
Minąłem liceum, które teraz zamiast kojarzyć mi się z latami młodości, zbierało moje myśli wokół listu, który otrzymałem.

Dziesięć listów, w dziesięciu miejscach, które przez te wszystkie lata były dla nas w jakiś sposób ważne.

ważne

I już wtedy wiedziałem, jaki będzie cel mojej podróży.

-A zupełnie na takiego nie wyglądasz - zakpił, siadając na brzegu.
Nie patrzył na mnie, ale czułem, że na jego twarzy widnieje ten sam odrobinę cwaniacki uśmiech.

-Czy to nie ty wiecznie powtarzasz, że pozory lubią mylić? - uniosłem brew, czując, jakbym coś wygrał swoimi słowami.

-Widocznie twoje pozory są za silne - wzruszył ramionami, wlepiając wzrok w jezioro przed sobą. - Widzisz.. Patrząc na ciebie z boku, nie wyobrażam sobie twojej postaci siedzącej nad brzegiem jeziora z nikim innym, jak nową cheerleaderką szkolnej drużyny.

-Bez obrazy, ale nie wyglądasz jak nowa cheerleaderka szkolnej drużyny - nie wiedziałem, dlaczego to powiedziałem.
Poznałem odpowiedź dopiero, gdy moim oczom ukazał się uśmiech, który chwilę później zaczął zdobić jego twarz.

-Bo to obciach - wyznał. - Laski w przykrótkich sukienkach, skaczące dookoła chłopaków, którzy jedyne co osiągnęli przez trzy lata edukacji to kilka wygranych meczów - pokręcił głową, kończąc swoją wypowiedź.

-Przynajmniej jest na co popatrzeć - tym razem to w moim głosie można było wyczuć kpinę. Kiedy jednak zobaczyłem spojrzenie, jakim obdarował mnie Louis, dotarło do mnie, że nie jestem w tym najlepszy, a w moim głosie kpinę najprawdopodobniej trudno wyczuć.

-Tak, też lubię patrzeć, jak ludzie robią z siebie kompletnych idiotów - zwrócił głowę w moją stronę. - Może nawet będziemy mieć ze sobą coś wspólnego, Styles.

Lubiłem, gdy tak mnie nazywał. Przynajmniej wtedy, gdy mieliśmy po siedemnaście lat.
Teraz wszystko wyglądało inaczej. Rozejrzałem się po okolicy i przepełnił mnie szok.
Jak to możliwe, że mieszkając w okolicy, nie bywałem w tym miejscu tak często jak kiedyś?

Dorosłość to tylko stan umysłu.
To tylko mrożone czekoladowe latte, które zmienia się w nudne espresso i przyjaciele, którzy nim się obejrzysz zmieniają się w poranną gazetę.
Bo przecież nikt nie każe nam dorastać.
To wszystko dzieje się samo, prawdopodobnie pod wpływem jakiegoś beznadziejnego impulsu.
I nim się obejrzysz zaczyna przytłaczać cię rzeczywistość.

Nic nie stało się za sprawą przypadku..

-Wiesz co? - zapytał po chwili ciszy. Zwróciłem na niego wzrok i spostrzegłem, jak chłopak przygryza zębami język. Uniosłem brew, chcąc go tym samym zachęcić, żeby mówił dalej. - Jesteś beznadziejny - powiedział, na twarzy ciągle zachowując uśmiech i znów zwrócił swoje spojrzenie w niebo.

-Przepraszam bardzo - zaśmiałem się, udając, że poczułem się urażony.

-Daję ci się ciągać po jakichś chaszczach w środku nocy, a ty nawet mnie nie pocałujesz - zatkało mnie.
W jednej sekundzie odebrało mi mowę. Nie wiedziałem ile w tym, co powiedział było żartu. - Długo jeszcze będę czekał? - zapytał po chwili. - Bo wiesz ja naprawdę mógłbym wrócić do domu i oglądać kolejny sezon Przyjaciół.

Uśmiechnąłem się pod nosem, a obraz, który tworzyła moja wyobraźnia znów zniknął.

Wtedy przypomniałem sobie coś jeszcze...

-Ja nie wiedziałem, że ty... - zacząłem, kiedy lekko się od siebie odsunęliśmy.

-Oj przestań - wywrócił oczami. - Bo za chwilę ja będę musiał powiedzieć, że nie wiedziałem, że ty też. A po co mam kłamać?

-Ale skąd ty...

-Jak spotyka się dwóch fanów rocka to wystarczy, że na siebie spojrzą i już wiedzą, że lubią rocka. To działa na takiej samej zasadzie, Styles.

-Jesteś nie do ogarnięcia - szeroko się uśmiechnąłem i ułożyłem na trawie.

Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy poczułem, jak szatyn układa się obok.

-I to chyba dlatego ma sens - dodał, a kątem oka widziałem niewielki uśmiech na jego twarzy.

Dziesięć listów, w dziesięciu miejscach, które przez te wszystkie lata były dla nas w jakiś sposób ważne.

Wiedziałem, że list musi gdzieś tu być.

od autorki: nie mam zbyt wiele ogłoszeń.
napisałam ten rozdział dosłownie przed chwilą pod wpływem weny i muszę przyznać, że podoba mi się.

mam nadzieję, że miło spędziliście dzisiejszy dzień.

kolejny rozdział chciałabym napisać do 'silence', ale jak mi się to nie uda to będzie do 'creatures'.

dziękuję za przeczytanie,
trzymajcie się x

Natalie♡



10 ways to say goodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz