second way II

52 9 1
                                    

Drogi Harry,
Wspomnienia uderzają przez samo patrzenie na tę szkołę, nieprawdaż?
Uwierz mi, kiedy przyszedłem tutaj, aby napisać list, czułem się dokładnie tak samo.
Ale jest w tym coś pięknego.
Podobno warto zaczynać swoje opowieści od początku, a więc miejsce, w którym jesteś, jest do tego odpowiednie.
A przynajmniej tak mi się wydaje.
Mury tej szkoły widziały wiele przyjaźni, miłości i rozstań. I nasza historia również jest w nich zapisana.
Śmieszne jest jak los układa wszystko w całość, bez odrobiny naszej pomocy.
Być może wszystko było z góry ustalone, a nasze wybory tylko przybliżały nas do tej chwili, która i tak była nam zapisana od samego początku.

I być może nie mieliśmy w tej sprawie nic do powiedzenia.

Czytanie słów, które zapisał Lou, wprawiało mnie w jakiś dziwny, przygnębiający nastrój. Czułem, jakby czytanie listów pozwalało mi przejąć wszelkie uczucia, które towarzyszyły Louisowi podczas ich pisania.

Pamiętasz ten dzień? Ten, w którym zobaczyłem cię po raz pierwszy?
Albo ten, kiedy dzięki Niallowi pierwszy raz wyszliśmy razem?
Gdyby nie liceum nigdy byśmy się nie spotkali, nigdy nie zostalibyśmy przyjaciółmi i nie bylibyśmy razem.
Lata spędzone w tym liceum mogły być najpiękniejszymi w moim całym życiu.
I tylko ty pomagałeś mi się nie rozpaść.

Jednak wszystko zawsze ma drugie dno.
I liceum także jest przykładem takiej sytuacji.
Gubiłem się sam w swojej głowie i swoich myślach. Byłem młody i sam sobie z tym nie radziłem. A kolejne wypalone papierosy też w końcu przestawały pomagać.
Pogodziłem się z tym, ale z perspektywy czasu wiem, że nie powinienem.
Potrzebowałem osoby, z którą mógłbym dzielić myśli.
Miałem ciebie.
Ale zbyt się bałem. Nie chciałem, żeby obraz idealnego mnie, którego miałeś w głowie, zniknął.
Żeby na jego miejsce wszedł słaby i żałosny Louis. Chłopak, który sam nie wie, dlaczego sobie nie radzi.

Zacisnąłem mocno szczękę, czytając ostatnie zdanie.
Jak mogłem wcześniej tego nie dostrzec?
Jak mogłem...

Spojrzałem przelotnie na zegarek i zerwałem się z miejsca. Byłem już mocno spóźniony do pracy.
Nie mogłem sobie pozwolić na takie sytuacje. Wiedziałem, że szef mnie zwolni.
Jak nie dziś, to jutro, za tydzień albo za miesiąc.
Chciałem tego uniknąć i robiłem wszystko, żeby mi się to udało.
Ale od zniknięcia Louisa w moim życiu działo się za dużo.
Miałem wrażenie, jakbym był wciągnięty w jakieś kiepskie przedstawienie. W dodatku grał w nim główną rolę.

A to był dopiero drugi list.
Drugi sposób.

Zastanawiałem się, czy Louisowi było ciężko ze świadomością, że odchodzi.
Czy zrobił to od tak, nie myśląc co zostawia za sobą.
Po cichu liczyłem na to, że dla niego było to równie trudne. Być może był w tym egoizm.
Nie wykluczałem tego.
Byłem egoistą.
Egoistą dla niego.

Odetchnąłem, widząc, że list dobiega końca. Nie wiem czy towarzyszyła temu pewnego rodzaju ulga, czy raczej zmartwienie.
Bo po tym liście będę wiedział więcej, a do odnalezienia będzie kolejny.
Kolejny list, który tak jak poprzednie, wniesie do mojego życia nowe fakty.
Nieznane mi wcześniej informacje, wzbudzające we mnie tylko większe i większe poczucie winy.

Złożyłem kartkę papieru na pół i położyłem ją obok łóżka. Później chwyciłem w dłoń komórkę i z zawahaniem wybrałem numer szefa.
Odkaszlnąłem, zmieniając odrobinę barwę głosu tak, jakby dokuczał mi ból gardła.

-H-halo? - pociągnąłem nosem.

-Styles? - burknął mężczyzna. Już wtedy w głowie widziałem jego skrzywiony wyraz twarzy, który z pewnością przybrał, gdy tylko usłyszał mój głos. - Wydaje mi się, że właśnie powinieneś być pochłonięty swoimi obowiązkami, czyż nie?

Wystawiłem język, słysząc jego odpowiedź. Krzywiłem się coraz bardziej z każdym słowem, który docierał do moich uszu. - Grypa mnie rozłożyła pani Walters - odpowiedziałem z udawaną chrypą.

-Wie pan co mnie rozkłada, panie Styles? - wywróciłem oczami, na jego kolejne pytanie retoryczne, którymi naokrągło rzucał na prawo i lewo. - Rozkładają mnie terminy, których ja muszę dotrzymać, a za chwilę mogę stracić pracownika! - uniósł głos i uderzył z pięści w biurko.

-Będę w pracy wieczorem, wezmę papiery i dokończę wszystko w domu - zapomniałem o udawaniu problemów z gardłem i dopiero po wypowiedzeniu tych słów odkaszlnąłem. - Jutro będzie pan miał wszystko na biurku.

-Nie chciałbym cię zwolnić - tymi słowami zakończył swoją wypowiedź i połączenie.

Rzuciłem komórką na półkę obok łóżka i położyłem głowę z całej siły na poduszce.
Dopiero po upływie chwili uniosłem się do pionu i jednym, sprawnym ruchem chwyciłem list.

I nie tak chciałem zakończyć ten list, ale nie chciałbym, żebyś źle mnie zrozumiał.
Nie miałem na celu wzbudzać w tobie litości.
Gdybym tego chciał, umieściłbym wszystko w jednym, długim liście, przypominającym encyklopedię.
Chcę twojego zrozumienia.
Nawet jeżeli dla ciebie jest już na to za późno.. Zrozumienie to jedyne, czego potrzebuję.
I znam cię tak dobrze, że wiem, iż jesteś w stanie go dać chociaż krztę.
Bo masz piękne serce i chciałbym móc powtarzać ci to każdego dnia, nawet jeśli nie znam dobrego sposobu, żeby się pożegnać.

• • •
od autorki: Czy wy jeszcze pamiętacie o takiej autorce na wattpadzie jak Ney21_?
Przyznam szczerze, ja pomału o niej zapominam.
Staram się z tym walczyć i pisać w każdej wolnej chwili. Taką właśnie chwilę znalazłam dzisiaj.
Do 10 kwietnia coraz bliżej.
Czyli jednocześnie coraz bliżej do mojego wielkiego powrotu.
Chciałabym wrócić z nowym fanfiction, które będzie jednocześnie pamiątką tej niewielkiej 'przerwy', na której teraz chyba jestem.

Cierpliwość to piękna cecha,
Natalie xx

10 ways to say goodbyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz