F-R-I-E-N-D-S: Rozdział 8

1.1K 32 20
                                    


-Megan? Foster, halo? - próbowałam obudzić dziewczynę.

Nie sądziłam, że widok nauczyciela od hiszpańskiego zrobi na niej piorunujące wrażenie do takiego stopnia, że zemdlała. Chyba, że zwyczajnie się go przestraszyła, zupełnie, jak na pierwszym spotkaniu ze mną. Klepałam ją lekko po policzku, a jej podwójna para oczu otworzyła się, poprawiając swoje okulary.

-C-co się stało? - spytała nieświadoma.

-Foster, Parkinson, do pielęgniarki i niech ją ktoś odbierze i zabierze do domu. Parkinson, możesz wrócić z nią, ufam ci i wiem, że zajmiesz się koleżanką- rozkazał profesor Bobby Brandon McGuayer.

Pomogłam wstać bladej Foster i wyprowadziłam ją na korytarz. Widziałam w niej strach, który musiał opętać jej całe ciało. Nie wiedziałam, co jest tego powodem, ale postanowiłam się dowiedzieć.

-Foster, powiedz co się dzieje?

Posadziłam dziewczynę na krześle zaraz obok gabinetu pielęgniarki. Zawsze to jakoś bliżej, gdyby przypadkiem zechciała zemdleć jeszcze raz.

-Nic się nie dzieję, mogłabyś zadzwonić po moją mamę? - podała mi swoje urządzenie z kieszeni- zawiezie nas do mnie...Ja, tam ci powiem okey?

-Trzymam za słowo.

Sądziłam, że przekonanie jej do powiedzenia prawdy będzie trudniejsze, a jednak nie. Łatwo uległa mimo swojemu charakterowi. Udała się do pielęgniarki, a ja za jej prośbą wykonałam telefon do jej mamy, która po chwili zjawiła się w placówce.

-Megan, córciu- kobieta przytuliła swoją córkę.

Widać między nimi ogromną, silną więź. Oczywiście to nic złego. Przeciwnie, to bardzo dobrze, widać, że są ze sobą zżyte, jakby miały tylko siebie. Zupełnie, jak ja i Ethan.

-Mamo, czy Mia mogłaby u nas zostać? Jest piątek i no wiesz...

-Jeżeli jej rodzice wyrażą zgodę, nie widzę problemu. - kobieta posłała mi uśmiech- Madison Foster- wyciągnęła ku mnie dłoń.

-Mia Parkinson- uścisnęłam ją lekko.

W drodze do domu Fosterów napisałam do mojej mamy krótką wiadomość z zapytaniem, czy mogłabym na noc zostać u przyjaciółki. Tak, przyjaciółki. Może nie znałam Megan jakoś szczególnie długo, ale darzyłam ją miłym uczuciem, jest na serio fajną dziewczyną. Wydaje mi się, że ona troszkę leci na Ethana, jednak zapewniała mnie, że nie.

Wchodząc do domu Pani Madison czułam unoszący się w powietrzu zapach ciasta Brownie. Uwielbiam te ciasto i mogłabym je jeść dniami i nocami. Ślinka mi ciekła na sam zapach. Dziewczyna więzła go trochę na talerz, a zaraz potem zaprowadziła nas do jej pokoju. Muszę przyznać, że jak na standardowy pokój nastolatki z białymi ścianami i dużym łóżkiem, było w nim coś czego inne pokoje nie miały.

-To jak? - usiadłam obok niej- powiesz mi?

-Tak...Tylko proszę...Nie śmiej się, ani nic.

-Myślisz, że bym mogła?

-Nie, nie myślę tak, ale ...To było jakiś czas temu. Nie mieszkam tu całe życie. Przeprowadziłam się do Seattle, bo w starej szkole nie bardzo mnie lubili ze względu na mój charakter i to co robiłam. A uwierz mi mam na swoim koncie kilka grubych akcji. Może i nie wyglądam, ale cóż- zaśmiała się cicho, a ja uważnie słuchałam. - Pan McGuayer niedawno zjawił się w waszej szkole prawda?

-Prawda.

-On pracował wcześniej w szkole w mieście Forks. Uczęszczałam tam, był moim wychowawcą.

-Dlatego się go tak przestraszyłaś? Czy on ci coś zrobił w tamtej szkole?

-Raczej ja jemu. Mój tata zmarł, kiedy miałam jakieś 2 lata. Nie do końca go nawet pamiętam. Niecały rok temu moja mama zaczęła spotykać się z jakimś facetem. Okazało się, kiedy mi go przedstawiła, że to Pan Bobby McGuayer. Nie bardzo mi się to podobało, mimo, że byli razem szczęśliwi. Pewnego razu nawtykałam mu pewnych kłamstw o mojej mamie. Ten poszedł to z nią wyjaśnić. Dla mojego dobra, a raczej do tego, bym nie musiała się bać, że będą się dalej spotykać, mama przepisała mnie do innej szkoły. Nie sądziłam, że on tu będzie pracował. Fakt, odszedł stamtąd pod koniec ubiegłego roku szkolnego, ale nie myślałam, że przyjechał tu i tu będzie uczył, gdzie jestem teraz ja.

-Przykro mi Megg...Ale nie chciałabyś by twoja mama była szczęśliwa? Mówiłaś, że przy nim taka właśnie była...

-Chcę i to bardzo, ale przeraża mnie wizja mówienia do niego tato albo coś w tym stylu...

-Nie musisz tak na niego mówić. Możesz używać umienia lub per Pan. - pogładziłam ją delikatnie po plecach.

-Jest mi źle z tym, co zrobiłam w Forks.

-Możesz to tutaj naprawić- posłałam jej uśmiech.

-Mia...

-Tak?

-Cieszę się, że w szkole wpadłam właśnie na ciebie. Cieszę się, że zobaczyłam, jaka jesteś naprawdę. Te wszystkie plotki o tobie może po części są prawdą, ale wiesz co? Podoba mi się to w tobie. Jesteś niesamowita Parkinson. Cieszę się, że mam przy sobie takiego kogoś jak ty. Ethan ma wielkie szczęście, że zna cię od małego. I po raz kolejny cieszę się, że mam taką przyjaciółkę, jak ty...O ile mogę cię tak nazwać.

Szczerze? Zakręciła mi się łza w oku. Prócz Ethana nie mam nikogo tak bliskiego, jak Megan, która jeszcze dwa tygodnie temu bała się przy mnie wyklepać chodź zdanie z ust. Teraz siedzę z nią w jej pokoju i zastanawiam się, dlaczego akurat mi Bóg stawia tak cudownych ludzi na mojej drodze. Zupełnie na nich nie zasługuję, a jednak mimo to są przy mnie ciągle. I to jest piękne.

-Foster...Ja też dziękuję, że cię mam- zgarnęłam przyjaciółkę do uścisku. 

🅵-🆁-🅸-🅴-🅽-🅳-🆂Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz