×R.7.•Zapoznanie•×

193 18 5
                                    

- Przygotuj się. - zaśmialiśmy się z tego. - Michael Gordon Clifford. Urodziłem się dwudziestego listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt pięć w Australii. Jestem pochodzenia Irlandzko-Australijskiego. Nie mam brata ani siostry. Mój znak z odiaku to skorpion. - uśmiechnął się, a ja zbierałamszczękę z ziemi. - Twoja kolej. - puścił mi oczko.

- Caitlin Flowe. Urodziłam się dwudziestego kwietnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego w Anglii. Jestem Anglijką. Nie mam rodzeństwa. Mój znak z odiaku to baran. Nie śmiej się! - rozkazałam, uśmiechając się.

- Dobrze, baranku. - oboje wybuchliśmy śmiechem. - Nie sądziłem, że taka piękna dziewczyna, jak ty jest lesijką i to w dodatku z Freją! - patrzył na mnie gdy szliśmy przez park.

- Co masz na myśli mówiąc o Freji? - ciekawość dała znać.

- Nic.. - podrapał się po karku. - Poprostu ty i ona to dwa różne światy...

- Ooo... - tyle zdołałam z siebie wydobyć.

- Ale nie żebym miał coś przeciwko temu.. - zaczął się tłumaczyć ale ja wybuchłam śmiechem. - No co sie śmiejesz? - uśmiechnął się do mnie i ukazał rząd swoich snieżno-białych ząbków.

- Śmieszy mnie to, w jaki sposób się tłumaczysz. - usiadłam na murku fontanny.

- Ja sie w cale nie tłumacze! - usiadł koło mnie. - Poprostu stwierdzam fakty..

- Aha... - nie wiedziałam o czym z nim gadać. - Czy to aż takie dziwne, że jestem bi?

- Ty jesteś bi!? - pisnął, a ja przytaknęłam. - Myślałem... A nieważne...

- No powiedz, nooo.. - popchnęłam go ale chyba za mocno.

Michael wpadł do fontanny. Ja zaczęłam sie śmiać ale chwile potem Micky wciągnął mnie do wody. Zaczęłam sie na niego drzeć, a on sie tylko ze mnie nabijał. Gdy do niego podeszłam zmierzwiłam mu włosy, a on złapał mnie za nadgarstki. Chwile patrzyliśmy sobie w oczy, a potem nasze twarze dzieliło chyba pare centymetrów. Po chwili nasze usta sie złączyły. Michael smakował jak papieros z miętą. Oderwaliśmy sie od siebie i oparliśmy sie o swoje czoła. Patrzyłam mu w oczy, a on w moje. Nie wiem dlaczego ale mi sie podobało i jeszcze raz musnęłam jego ciepłe, malinowe usta.

- To było... - nie mógł sie określić.

- Tak to było... - zaśmiałam sie. - To nie... - natychmist sie ocknęłam. - ... nie powinno sie zdarzyć.

Wyszłam szybko z fontanny i biegiem ruszyłam w poszukiwaniu Freji. Słyszałam za sobą wołanie Michael'a ale nie mogłam. Ja.. Skrzywdziłam ją... Boże. Co ja sobie myślałam całując go? Nic! I właśnie o to chodzi! Zapomniałam w tamtej chwili o Freji i sie źle teraz z tym czuje. Gdy wbiegłam do domu od razu zauważyłam Freje w kuchni. Od razu do niej podbiegłam.

- Zabierz mnie z tąd. - przytuliłam sie do niej. - Jak najszybciej.

- Bez pytań? - wymruczałam, że tak. - Chodź na górę. Znajdziemy dla nas jakiś pokój.

Freja oplotła mnie ręką w pasie i ja ją. Położyłam głowe na jej ramieniu i udałyśmy sie na piętro. Znalazłyśmy pokój na końcu korytarza. Weszłyśmy do niego. Ja od razu rzuciłam sie na łóżko i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że Freja będzie sie mnie wypytywała o co chodzi ale ja nie wiedziałam jak jej to powiedzieć.

..............................................

Witajcie!

Rozdział denny itp.. Wiem, przepraszam...

Postaram sie poprawić...

Enjoy!!

Black blood raped // •Michael •Clifford×ZAWIESZONE×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz