Rozdział IV

124 14 14
                                    

Fugaku był z lekka zaniepokojony zaistniałą sytuacją.

Zawsze kiedy Hokage przychodził do niego i zjadał cały zapas słodyczy, znaczyło to, że nie ma do przekazania dobrych wieści.

Na dodatek zapowiadało się, że jego pierworodny będzie najbardziej dziwacznym shinobi w całej historii klanu. Siedział sobie pod stołem i bawił się z wronami. Udawał, że jest ich matką i tulił (choć wyglądało to bardziej jak duszenie) je na dobranoc.

— Jesteś pewien, że to bezpieczne? — zapytał blondyn, otwierając kolejnego wiśniowego cukierka. Fugaku poczuł jak pęka mu serce. To moje ulubione. Ale był dobrym gospodarzem i nie mógł niczego odmówić swojemu gościowi. — Co jeśli wydłubie sobie oko?

Uchiha wzruszył ramionami jakby Minato pytał go o przeziębienie.

— To najwyżej wszczepi się mu nowe.

Minato nie zamierzał drążyć tego tematu. Wiedział, że klan Uchiha — choć przez wielu był uważany za źródło zagrożenia, był w rzeczywistości głęboką studnią dziwactwa. W każdym razie - przyszedł tu służbowo, choć nieoficjalnie. Gdy zjadł już ostatnią czekoladę, przeszedł do sprawy docelowej. Wyjaśnił Fugaku wszystko, co wiązało się z Obito, ponieważ jako jedna z niewielu osób w wiosce, dalej darzył klan Uchihów szacunkiem. Największym jego pragnieniem było, by w Konosze znów zapanował wewnętrzny spokój. Na dowód swojego zaufania — wyjawił mu również sprawę z Rin, którą opowiedział łącznie z największymi szczegółami. I owszem wiedział, że Trzeci mógłby uznać to za nierozsądne i szkodliwe ze strategicznego punktu dla Konohy. Ale on nigdy nie zamierzał być dobrym politykiem, obce mu było knucie i intrygi. Ja tylko chcę być dobrym shinobi.

— Cały Obito... Prosisz go, by siedział cicho, to pójdzie ze znajomymi do restauracji... Ale to wszystko przez tych jego kolegów. Zawsze powtarzałem ci, że ten Kakashi ma na niego zły wpływ.

Blondyn już wielokrotnie tłumaczył mu, że Hatake jest ostatnią osobą, która sprowadziła, by Obito na złą drogę.

— Kakashi to najlepszy przyjaciel Obito — przypomniał mu Minato.

— W każdym razie, skoro Obito znów opuścił wioskę, to możemy uznawać go dalej za zmarłego. Powie się, że faktycznie wrócił, ale jego stan był agonalny. Będzie taniej, jak sobie zginie później, to nie będzie trzeba nowego nagrobka stawiać — powiedział Fugaku. — Nie patrz tak na mnie. Mimo wielkiej mocy nasz klan nie jest rozrzutny.

Minato uśmiechnął się pod nosem. Wszyscy we wiosce wiedzieli, że spośród wszystkich krewniaków Obito był jednym z jego ulubieńców. Głowa rodziny uwielbiała w nim ten młodzieńczy zapał.

Odkąd jego rodzice zmarli, a opiekę nad nim przejęła babcia, młody często bywał również u Fugaku. Jedząc obiad, planowali nową, lepszą przyszłość Konohy.

— Byłbyś pierwszym Uchihą Hokage! — powiedział z zachwytem.

I choć raczej radowała go praktyczna strona tej wizji, to czasem mu też udzielała się ta idealistyczna wizja dzieciaka.

— Zawsze udajecie takich gruboskórnych. Może byś, chociaż obiecał mu jakieś przyjęcie powitalne na jego powrót? — zasugerował Minato.

Fugaku spochmurniał. Po tym co usłyszał, raczej nie było szans na żadne wesołe imprezy.

— Wątpię, by Obito kłamał. Jeśli nikt nie złapał go w jakiejś genjutsu i to wszystko to faktycznie sprawka czcigodnego Madary... — odpowiedział zaniepokojony tym, co może nadejść.

Lemoniada[Obito x Rin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz