Luciano
Bruzzese, lipiec 1983
Musiałem się wygłupić, pytając czy zna włoski, kiedy przecież ze mną rozmawiała, ale przy tej dziewczynie czułem się, jakbym stracił rozum. Zapomniałem języka w gębie, tak na mnie działała jej słodycz i łagodność. Ale kiedy poprosiłem ją do tańca, zgodziła się. Tańcząc z nią miałem wrażenie, że jesteśmy tam sami. Że nie ma mojego domu, podwórka, farmy, współpracowników, robotników, brata, taty... No właśnie. A byli. Nawet jeśli w tamtym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło.
Kiedy odprowadziłem ją do stolika, uśmiechnęła się do mnie.
– Dziękuję ci za miły taniec, Agnese – powiedziałem i skłoniłem się z galanterią, tak jak kiedyś nauczyła mnie mama. Ona nie pochodziła ze wsi. Była damą. pewnie byłaby zawiedziona wiedząc, co wyrosło z jej synów.
– Ja również ci dziękuję, Luciano – odparła Agnieszka, która najwyraźniej nie zauważyła moich wewnętrznych rozterek.
– Widzimy się jutro w pracy. Dobranoc – dodałem, choć czułem, że wcale nie mam ochoty się z nią żegnać.
Od następnego dnia widywałem Agnieszkę codziennie. Specjalnie zorganizowałem pracę tak, żebym mógł być ciągle blisko niej. Praca była ciężka, ale ja byłem do tego przyzwyczajony. Musiałem też przyznać, że zatrudnieni Polacy, choć nie nawykli do klimatu, byli bardzo pracowici, aż zawstydzali Włochów.
W czasie pracy rzucałem tylko ukradkowe spojrzenia w stronę dziewczyny, ale w przerwach rozmawialiśmy. Opowiedziała mi o swoich studiach, o tym dlaczego wybrała język włoski i co ją tak pociąga we Włoszech. Dowiedziałem się od niej więcej o swoim kraju i kulturze, niż przez tyle lat w szkole. Bo też jej chciałem słuchać, a nauczycieli kiedyś niekoniecznie. Tylko matematyka interesowała mnie na tyle, żeby w ogóle skończyć średnią szkołę.
Wieczorami, po kolacji, zawsze prosiłem Agnieszkę do tańca. Tańcząc, wpatrywaliśmy się w siebie coraz intensywniej, a ona nigdy nie dała mi odczuć, że uważa mnie za kogoś nieodpowiedniego dla siebie. Mimo że ona była wykształcona, a ja nie. Mimo, że różniło nas wiele, dzieliły tysiące kilometrów, język, kultura, rodzina...
Wrzesień 1983
Tak minęły dwa miesiące i ze strachem zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że ona niedługo wyjedzie... W dodatku tata i Feliciano, a podejrzewam, że to mój brat doniósł ojcu, też już wyczaili, że coś się ze mną dzieje, bo pewnego wieczoru pod koniec września miałem rozmowę wychowawczą z ojcem.
– Słyszałem, że zwróciłeś uwagę na jedną z polskich robotnic. – Mój ojciec nie owijał w bawełnę, kiedy trzeba było mnie opieprzyć albo przywołać do porządku.
– To za dużo powiedziane, tato – próbowałem się bronić. – Dziewczyna jest ładna, trudno nie zwrócić uwagi, a żal nie spróbować szczęścia, nie sądzisz? – Próbowałem odwrócić kota ogonem. Chciałem, żeby ojciec myślał, że zależy mi tylko na zabawie, choć pierwszy raz w życiu tak nie było. Zakochałem się. I dotąd nie tknąłem Agnieszki. Pozwoliła mi się tylko pocałować, a ja i tak uważałem się za wybrańca niebios.
– Jeśli o to chodzi, to korzystaj śmiało, synu – zarechotał ojciec. – Masz rację, takich jasnowłosych ślicznotek u nas nie ma.
– To dobrze, że nie masz nic przeciwko, tato. Przecież oni niedługo wyjeżdżają – stwierdziłem. – A Feliciano po prostu jest zazdrosny, że mam większe powodzenie od niego – dodałem.
– Twój brat zajmuje się poważniejszymi sprawami niż uprawa pomidorów i podrywanie pracownic. – Ojciec spojrzał na mnie surowo. – Ale ty też postaraj się być godnym nazwiska Buscetta.
– A nie jestem? – spytałem z żalem. Przecież dawałem z siebie wszystko w pracy, chcąc, żeby ojciec był ze mnie dumny. Farma prosperowała wyśmienicie.
– Jesteś taki sam jak wasza matka, Luciano... – westchnął mój tata. – Chcesz być ostatnim uczciwym w tym nieuczciwym świecie. Dlatego dla ciebie wybrałem inną ścieżkę kariery. Ale to nie oznacza, że masz wolną rękę. Musisz być odpowiedzialny za rodzinę i przynieść jej chlubę.
– Postaram się, tato – odparłem pokrzepiony. Nie zamierzałem jednak rezygnować z Agnieszki.
![](https://img.wattpad.com/cover/256175643-288-k854814.jpg)
CZYTASZ
ZŁY [WYDANY - KSIĄŻKA I E-BOOK]
Romance[ZAKOŃCZONY - WYDANY] Kalabria #1. Romans mafijny, jakiego nie było! Opowiedziany z kilku perspektyw: "mafijnego diabła", który za późno zrozumiał, że nie wszystko da się kupić lub zdobyć groźbą, a to, czego pragnie, to, co powinien robić i to, do c...