Domenico
Półtora roku wcześniej, marzec 2017
Agricoltura di Bruzzese, Kalabria, Włochy
– Szefie, mamy za mało pracowników do zbioru pomidorów – poinformował mnie mój zaufany współpracownik, wpadając do mnie w trakcie obiadu, czym zasłużył sobie na moje gniewne spojrzenie.
– Nigdy się nie nauczysz, że nie przeszkadza mi się przy jedzeniu, Luigi? – warknąłem, obracając się w jego stronę. Moja kucharka, Paoletta, wymknęła się czym prędzej do kuchni.
– Przepraszam, szefie, myślałem... – Mój pracownik się skruszył.
– Od myślenia to ja tu jestem! – odburknąłem w jego stronę i zająłem się jedzeniem. Ciepłą jeszcze frittatę przegryzłem przepyszną bruschettą z masłem czosnkowym, podpiekaną na piecu według starego zwyczaju. Jakie to jest dobre! – krzyczały moje kubki smakowe. – Ale skoro już jesteś, to siadaj i częstuj się, starczy dla nas obu – zarządziłem. – Tylko morda w kubeł, dopóki nie zjem – dodałem groźnie.
– Ale Domenico... ja już jadłem – stwierdził Luigi. Gdybym nie znał go od dziecka, dawno zarobiłby już kulkę w łeb. Nikt nie irytował mnie tak, jak on.
– Siadaj i jedz, bo Paoletta się obrazi – nakazałem mu, bo Paoletta, która pracowała w domu mojego dziadka od zawsze, była dla mnie jak stara ciotka. Wychowała mnie na prawdziwego Włocha, dumnego ze swojego dziedzictwa i uwielbiającego południową kuchnię.
Luigi posłuchał, nałożył sobie trochę frittaty na talerzyk, wziął jeden kawałek bruschetty i usiadł naprzeciw mnie z nieodgadnioną miną. Ale kiedy zaczął jeść, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Widziałem, że chce się odezwać, ale ponieważ mu zabroniłem, myślał o tym, co powie mi zaraz po posiłku. Wiedziałem, co sobie powtarza w głowie, prawie słyszałem te słowa, wychodzące z jego ust. Myślał, że tak dobrej frittaty i tak aromatycznej, chrupiącej bruschetty z domowego chleba nie jadł od dawna. A to nieprawda. W moim wiejskim domu w Bruzzese zawsze takie były. I on doskonale o tym wiedział, bo jadł je ze mną tutaj, kiedy obaj jeszcze byliśmy dziećmi. A potem wiele razy w ciągu następnych lat.
Luigi Mozza. Mój jedyny przyjaciel. Znaliśmy się od dwunastego roku życia, czyli od kiedy tylko przyjechałem do południowej Kalabrii z ojcem.
Moje wczesne dzieciństwo i pochodzenie owiane były w tych stronach tajemnicą. Ojciec, Luciano Buscetta, zadbał, by w Rodzinie nikt nie wiedział skąd się tam wziąłem. A wszystko za sprawą jego zakazanego romansu z moją matką...
Prawdę mówiąc, do dwunastego roku życia nawet nie wiedziałem, że mam ojca. Ani tym bardziej, kim on jest. A potem to wszystko spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba. I odtąd moje życie nigdy już nie wyglądało tak samo.
Znowu wspomniałem mamę. Od tamtej pory minęło jednak prawie dwadzieścia jeden lat. Przeszłość została daleko za mną.
– To było... takie dobre, jak nie z tej ziemi – powiedział Luigi od razu, kiedy tylko skończyłem jeść. Nie wytrzymałby ani chwili dłużej. On tak miał od zawsze. Jakby słowa rozsadzały go od środka, gdyby ich nie wypowiedział... Nie wiem jakim cudem ten papla jeszcze chodził żywy po świecie. Przecież gaduła i mafia to pojęcia, które się nawzajem wykluczają.
– To prawda. Paoletta przeszła dziś samą siebie – musiałem przyznać. – To o czym chciałeś porozmawiać, Luigi? – spytałem w końcu.
– Nie ma kto zbierać pomidorów na farmie – powtórzył Luigi.
– Przecież wzięliśmy dotację z Unii Europejskiej na utworzenie nowych miejsc pracy. Nikt się nie zgłosił?
– Niewielu. I głównie obcokrajowcy. Urząd pracy przysłał nam samych imigrantów z północnej Afryki, którzy do niczego się nie nadają – odparł. – Sami byśmy wybrali lepszych z tych łodzi...
– To daj ogłoszenie za granicą – przerwałem mu. Nie lubiłem, jak poruszał pewne tematy, kiedy nie byliśmy „w pracy".
– Ale jak? – Zrobił przestraszoną minę.
– Dobrze, ja to zrobię – westchnąłem, wiedząc, że ten głąb, Luigi, nie zna żadnego innego języka poza włoskim, a i ojczystym mówi tylko z tym swoim paskudnym południowym akcentem. Był wieśniakiem z dziada pradziada. Jego rodzina od pokoleń zajmowała się rolnictwem. I działalnością przestępczą oczywiście. Ale to jakby przy okazji. Taka już jest nasza Famiglia*. Nasza matka 'Ndrangheta. Interesy, interesami, ale ziemia i tradycja przede wszystkim.
Tradycja na Południu jest świętością. To dlatego tak oberwało się kiedyś mojemu ojcu. Luciano Buscetta nie postąpił zgodnie z wielowiekową rodzinną tradycją mariaży, które miały wzmacniać organizację. Wdał się w romans z pracownicą z zagranicy. Wyjechał za moją mamą do Polski i chciał tam z nią zostać. Biedak, zakochał się tak, że prawie całkiem stracił głowę. I straciłby ją, gdyby nie jego ojciec, a mój dziadek, Domenico Buscetta. Dziadek był wielkim capo. Najpierw stanął murem za swoim jedynym synem, a potem wziął go za fraki i sprowadził z powrotem do domu. A ja przez niego do dwunastego roku życia nie tylko wychowywałem się bez ojca, ale nawet nie wiedziałem o jego istnieniu.
Mama powiedziała mi o nim dopiero przed swoją śmiercią... A jemu o mnie. Może, gdyby nie ta jej decyzja, byłbym dzisiaj zupełnie kimś innym. A tak, chcąc nie chcąc, ale chyba bardziej nie mając wyboru innej ścieżki życiowej, zostałem bossem kalabryjskiej mafii, po moim ojcu i dziadku.
Historię zakazanej miłości moich rodziców znam tylko z ich opowiadań.
***
* wł. Rodzina.
CZYTASZ
ZŁY [WYDANY - KSIĄŻKA I E-BOOK]
Romance[ZAKOŃCZONY - WYDANY] Kalabria #1. Romans mafijny, jakiego nie było! Opowiedziany z kilku perspektyw: "mafijnego diabła", który za późno zrozumiał, że nie wszystko da się kupić lub zdobyć groźbą, a to, czego pragnie, to, co powinien robić i to, do c...