Agnieszka
Bruzzese, lipiec 1983
Luciano okazał się być młodszym synem właściciela farmy i to on nas nadzorował oraz pracował z nami w polu. On też dbał o wszystkie nasze potrzeby. Siłą rzeczy spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu. A ponieważ ciągle mnie zagadywał, rozmawiałam z nim. I, co zaskakujące, okazał się całkiem dobrym słuchaczem. Zainteresowanym, uważnym. Z czasem zauważyłam, że sama mam ochotę z nim rozmawiać. Zaczęłam opowiadać mu o moich zainteresowaniach, o tym, co lubię we Włoszech, dlaczego wybrałam ten kraj i język na przedmiot studiów. Nawet nie zauważyłam, że zbliżyliśmy się do siebie.
Każdego wieczoru po kolacji Luciano prosił mnie do tańca, a potem odprowadzał mnie do stolika i całował w rękę. Ten rytuał sprawił, że zaczęłam tego oczekiwać. Nawet nie zauważyłam kiedy nasze przyjacielskie rozmowy stały się bardziej intymne, a jego dotyk zaczął na mnie oddziaływać inaczej niż bym się tego spodziewała na początku.
Coraz częściej budziłam się w nocy, nie mogąc spać, i choć zganiałam winę za to dziwne samopoczucie na upał, w głębi duszy dobrze wiedziałam, że wcale nie chodzi o pogodę w Kalabrii. Budziłam się, bo śnił mi się Luciano. Co noc miałam ten sam sen. On zakradał się do mojego pokoju, budził mnie i wyciągał za rękę na dwór, a potem zabierał do oliwnego gaju. A tam opierał mnie o drzewo i całował, napierając na mnie całym ciałem, żeby czuła, jak mnie pragnie. A ja czułam. Czułam to tak, że budziłam się spocona, z szybko bijącym sercem, modląc się, żeby on naprawdę nie wpadł na taki pomysł, bo dobrze wiedziałam, że miałabym problem, żeby mu się oprzeć. A może podświadomie tego pragnęłam i dlatego ciągle mi się to śniło? Kto wie...
Wrzesień 1983
Kiedy zostały mi dwa tygodnie do wyjazdu, Luciano zaczął się dziwnie zachowywać. Chodził zamyślony, a raz to wręcz wyglądał na przestraszonego. Kiedy go spytałam, co się dzieje, zbył mnie milczeniem. Ale zaraz potem przeprosił, błagając o wybaczenie za to, że nie umie odpowiedzieć na moje pytanie. W końcu przycisnęłam go mocniej, bo wiedziałam, że sam mi nie powie, w czym rzecz. Wpadłam na pomysł, najgłupszy z możliwych. Po kolacji zaprosiłam go na spacer i to ja zabrałam go do tego gaju oliwnego. Powiecie, że głupia... Może i głupia, ale nie mogłam patrzeć na to, jak on się męczy, kiedy nie wiedziałam, czym. Pomyślałam, że kiedy będziemy sami, z dala od wścibskich oczu, to on się otworzy.
– Luciano, powiedz mi, proszę, czemu tak dziwnie się zachowujesz? – spytałam. Spojrzał na mnie zdesperowanym wzrokiem, ale po chwili odpowiedział:
– Bo cię kocham, Agnieszko. I nie wyobrażam sobie, co ze mną będzie, jak wyjedziesz... – westchnął ciężko. A potem, taką oniemiałą, wziął mnie w ramiona i pocałował. Nie zaprotestowałam. Nie mogłabym. Sama tego chciałam. – Nie wiem, co zrobić, żebyśmy nie musieli się rozstawać – dodał po chwili, kiedy już oderwał się od moich ust.
– Ja nie mogę tu zostać – stwierdziłam ze smutkiem. – Rodzice na mnie czekają. Te pieniądze, które zarobiłam u was, są nam potrzebne. No i jeśli nie wrócę, oni będą mieć problemy z władzami.
– Rozumiem... – spuścił głowę. – A gdybym pojechał z tobą? – spytał wtedy.
– Jak to?
– Do Polski, na trochę chociaż. Skoro ty nie możesz tu zostać, a ja chciałbym spędzić z tobą więcej czasu...
– A możesz tak wyjechać ze swojego kraju, kiedy chcesz? – zdziwiłam się.
– Oczywiście. A ty nie? – zdziwił się jeszcze bardziej niż ja.
– No, w Polsce nie można – wyjaśniłam mu. – Po powrocie muszę oddać paszport i jeśli będę chciała wyjechać znowu, muszę o niego wnioskować.
– To przecież niezgodne z prawem – zaprotestował żywo. Zaśmiałam się. Widać, że wychował się w innym, wolnym kraju.
– Ale tak jest, Luciano.
– W takim razie tym bardziej to ja pojadę z tobą – zdecydował. – Ale pamiętaj, Agnieszko, nikomu o tym ani słowa – dodał konspiracyjnym szeptem.
– Nie martw się. Nikomu nie powiem – obiecałam.
Nie wiedziałam, po co te tajemnice. Przecież Luciano był wolnym człowiekiem w wolnym kraju. Mógł jeździć gdzie chce i kiedy chce. Ale skoro mu obiecałam, zamierzałam dotrzymać słowa. Wtedy on oparł mnie o drzewko oliwne i pocałował jeszcze raz, ale inaczej niż przedtem. Tak, jak w moim śnie. Poczułam ciepło w dole brzucha, a kiedy przycisnął się do mnie mocno, poczułam się, jakbym była z nim w innej rzeczywistości. Jakbyśmy byli sami. Ja bym mu już uległa, ale on wcale nie nalegał.
– Kocham cię – powiedział mi wtedy Luciano. – I szanuję. Ożenię się z tobą, Agnieszko – obiecał. A mnie zamurowało.
– Jesteś pewien? – spytałam.
– Tak.
I co ja teraz powiem rodzicom? Pojechałam do pracy, a oprócz lirów przywiozłam Włocha?
W piątek, 30 września, zakończyliśmy główny sezon pomidorowych zbiorów i następnego dnia wieczorem nasz autobus miał wyjechać do Polski. Wieczorem mieliśmy wielką kolację pożegnalną, z muzyką i tańcami. Luciano zatańczył ze mną jednak tylko raz. A potem odprowadził mnie do stolika i po drodze powtórzył mi szeptem:
– Pamiętaj, nie wydaj nas choćby nie wiem co. – No, przecież mu obiecałam.
Październik 1983
Rano właściciel farmy rozliczył się z nami za pracę. Wszyscy byliśmy zadowoleni z płacy. Dla nas to były ogromne pieniądze, których nigdy nie zarobilibyśmy w Polsce. W dodatku pieniądze jakby za wakacje, bo tak wspominaliśmy te dwa miesiące we Włoszech.
Wyjechaliśmy z Bruzzese w sobotę wieczorem. Luciano dołączył się do nas zaraz za wsią. Po prostu zatrzymał autokar, a zdziwiony kierowca myślał, że ktoś czegoś zapomniał.
– Wszystko w porządku, pojadę z wami – powiedział po prostu. Kiedy Monika zobaczyła Luciana w autobusie, przesiadła się na inne miejsce, mówiąc do mnie:
– Widzę, że ze zwiedzania nici?
– Chyba dobrze widzisz, Moniu – puściłam do niej oko. – Luciano chce, żeby przedstawić go moim rodzicom.
– Ooo, to wygląda na poważną sprawę – zaśmiała się moja koleżanka. Wyglądało. Tylko wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, jak poważną. I jakie będą tego konsekwencje.
Pojechałam do Włoch, żeby zbierać pomidory, a przywiozłam narzeczonego. Tak to wyglądało w oczach moich rodziców. A ja? Byłam po prostu szczęśliwa. Wtedy jeszcze byłam.
CZYTASZ
ZŁY [WYDANY - KSIĄŻKA I E-BOOK]
Romance[ZAKOŃCZONY - WYDANY] Kalabria #1. Romans mafijny, jakiego nie było! Opowiedziany z kilku perspektyw: "mafijnego diabła", który za późno zrozumiał, że nie wszystko da się kupić lub zdobyć groźbą, a to, czego pragnie, to, co powinien robić i to, do c...