Domenico
Cosenza, marzec 2017
Miejski apartament służył mi w sytuacjach, kiedy miałem do załatwienia jakieś interesy albo chciałem się zabawić z dala od czujnego oka taty. Nie mógłbym tam mieszkać na stałe. Stanowczo wolałem zawsze wiejskie klimaty i spokój Bruzzese. Tam z kolei nie miałem w zwyczaju zapraszać nikogo obcego. Mój dom zawsze był moją twierdzą.
Tym razem jednak nie miałem wyboru, będąc zmuszonym nocować w Cosenzy. Nie czułem się z tym najlepiej z jednego powodu. Nie lubię być sam...
Kiedy jeszcze żył dziadek Domenico, nauczył mnie, że w domu musi być zawsze ktoś oprócz mnie. Kiedy nie ma nikogo, to podejrzana sytuacja. I groźna. Dziadek chyba wiedział, co mówi, bo tak właśnie zginął najpierw jego ojciec, a potem starszy syn, Feliciano.
Nigdy nie poznałem brata ojca, ale tata mi trochę o nim opowiedział, a dziadek pokazał mi ich zdjęcia z dzieciństwa i wczesnej młodości. Stryj wyglądał zupełnie inaczej niż mój tata. Podobno miał też inny charakter. Dziadek twierdził, że z nich dwóch tylko Feliciano tak naprawdę nadawał się do zarządzania Rodziną. A mój tata nie. I może dlatego właśnie dziadek takie nadzieje pokładał we mnie, jedynym wnuku, następnym Buscetcie noszącym imię Domenico.
Mam imię i nazwisko, które ma wzbudzać postrach. Do dziś nie wiem czemu matka nadała mi imię po dziadku. Przecież nienawidziła go i się bała. A czy ja czegoś się boję? Tak. Boję się, że kiedyś będę sam i przyjdą po mnie. Boję się, że kiedyś to wszystko obróci się przeciw mnie. Wiecie, że od piętnastu lat nikogo nie zabiłem? Nie osobiście. Ale na mój rozkaz dzieją się najgorsze rzeczy w Kalabrii. Il Male. Czyli Zły. Tak mnie nazywają ci, którzy myślą, że o tym nie wiem. Mam trzydzieści trzy lata i jestem bossem 'Ndranghety. Jak się już pewnie domyśliliście, produkcja pomidorów nie jest moim głównym zajęciem ani źródłem zysków. Jutro rano mam spotkanie z największymi przestępcami południowych Włoch w sprawie podziału stref wpływów z handlu ludźmi, ale dziś... Dziś boję się sam spać. Gdzie u cholery jest Luigi? Już dawno powinien tu być... Chyba zadzwonię po jakąś dziwkę. A może dwie. Tak. To pomoże mi zapomnieć o strachu.
Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że jednak zamówienie prostytutki do mojego apartamentu nie jest najlepszym pomysłem. Choć mój koleżka niewątpliwie domagał się uwagi, bo dawno nie miał już kontaktu z czymś miłym w dotyku, ciepłym, kobiecym, musiałem sobie zdawać sprawę z tego, że każda jedna kurwa w tym cholernym mieście może być podstawiona przez moich wrogów, którzy tylko czekają, żebym się odsłonił.
– Cholera jasna! – zakląłem w myślach. – Jak tu pozbyć się tego napięcia, strachu, jak poradzić sobie z obezwładniającą samotnością, kiedy nie mogę nawet zapłacić za seks?
I wtedy coś mi przyszło do głowy.
Przecież wcale nie muszę tego robić! Kto wie o tym, że jestem w Cosenzy? Prawdopodobnie ci, z którymi jutro mam się tu spotkać. Który z nich mnie zna? Żaden, bo do niedawna Rodzinę reprezentował jeszcze oficjalnie mój ojciec. Czyli jak wyjdę z tego pieprzonego apartamentu, być może nikt nie zorientuje się, że ja to ja! To jest to! – podjąłem decyzję. Wystarczyło wyjść z mieszkania, udawać zwykłego mieszkańca miasta i pójść sobie na dyskotekę. A potem wyrwać jakąś przypadkową laskę, która poleci tylko na mój urok albo przynajmniej na kasę, nie ryzykując. I nie musiałem z tym czekać na Luigiego.
Tak zrobiłem. Zdjąłem mój drogi garnitur, w którym i tak nie znosiłem chodzić, i założyłem dżinsy. Zmieniłem koszulę na swobodniejszą, zawadiacko rozpiąłem ostatnie dwa guziki, a zamiast marynarki na wierzch zarzuciłem skórzaną kurtkę. Czarne włosy przeciągnąłem żelem, żeby wyglądały jak włosy motocyklisty. Przejechałem ręką po wczorajszym zaroście. Nie golę się – zdecydowałem. Jak mam grać dziś wieczór niegrzecznego chłopca, taki image świetnie się sprawdzi.
Wsiadłem na motor, który trzymałem w garażu na takie okazje i wyjechałem z miasta.
Ten, kto choć raz poczuł wolność, jadąc motocyklem w stronę morza, ten zrozumie, co czułem, urywając się na chwilę ze swojego życia i udając zwykłego Włocha. Zaledwie pół godziny później zamawiałem drinka w klubie Knock-Out w nadmorskiej dzielnicy Diamante, rozglądając się po lokalu z ciekawością.
Po chwili przysiadła się do mnie jakaś kobieta. Wulgarna, tleniona, z kiepskim makijażem, częściowo rozmazanym. Brrr.
– Postawisz mi drinka, cukiereczku? – spytała przepitym głosem.
– Nie sądzę – stwierdziłem z niesmakiem. – Chyba masz już dość drinków na dziś.
– Cham! – odparła tamta i odeszła szukać innego sponsora. Nie, aż tak zdesperowany nie byłem. Mój koleżka ani drgnął na jej widok, a przecież był wyposzczony.
W pewnym momencie za plecami usłyszałem odgłosy przepychanki. Obróciłem się i zobaczyłem, jak jakiś koleś klepnął w tyłek kelnerkę, a ona mu oddała w twarz. Chwilę później ten sam facet zaczął ciągnąć tę rękę kelnerkę za rękę na zewnątrz. Dziewczyna mu się wyrywała, ale on był ewidentnie silniejszy. Ponieważ nikt nie reagował, podszedłem do niego i kazałem mu spadać. Mój wieczór stanowczo nie toczył się tak, jak powinien...
Wywiązała się bójka, ale ponieważ ja byłem od niego trzeźwiejszy, a kolega uznał, że nie warto interweniować, położyłem gościa kilkoma ciosami.
– Mój szef cię wykończy, cwaniaczku – wysyczał tylko tamten.
– Powiedz szefowi jedno słowo ode mnie – zniżyłem się i szepnąłem mu do ucha, tak żeby tylko on usłyszał: – 'Ndrangheta. Mówi ci to coś? – Chyba mówiło, bo jego wyraz twarzy się zmienił diametralnie. – A teraz spadaj! – dodałem już głośniej. Koleś zebrał się z podłogi błyskawicznie i zaraz nie było śladu po nim i jego towarzyszu. Wszyscy wrócili do swoich stolików, jakby nic się nie stało.
A ta dziewczyna powiedziała do mnie:
– Grazie.
– Nie ma sprawy, mała – odparłem nonszalancko, choć przecież nieźle się zmachałem.
– Jestem Iza – przedstawiła mi się.
A niech mnie, Polka!
***
* wł. Dziękuję.
Kochani - tak kończy się część dostępna na Wattpadzie. Zapraszam Was do śledzenia informacji o nadchodzącej premierze :-)
CZYTASZ
ZŁY [WYDANY - KSIĄŻKA I E-BOOK]
Romantizm[ZAKOŃCZONY - WYDANY] Kalabria #1. Romans mafijny, jakiego nie było! Opowiedziany z kilku perspektyw: "mafijnego diabła", który za późno zrozumiał, że nie wszystko da się kupić lub zdobyć groźbą, a to, czego pragnie, to, co powinien robić i to, do c...