Rozdział 2: Swąd trupa

65 7 1
                                    

Dzień w Port Angeles nie był już taki piękny jak w miasteczku Forks. Słońce było przytłumione deszczowymi chmurami, które lada chwila miały pozwolić, aby zaczął z nich padać deszcz. Delikatne kropelki cieczy spadały z nieba rozbijając się o zimną nawierzchnię, która zdawała się prawie wcale nie wysychać. Całe miasto tętniło życiem, a przynajmniej centrum, gdzie bliźniaki Le Fer zdawały się zapomnieć o świecie, oddając się chwilom zakupów. Soiler nie chciał przemierzać sam nowego miejsca był przekonany, że o wiele lepiej było dzielić tą chwilę z siostrą, której oczywiście nie był w stanie oszczędzić drobnych zaczepek, aby ją trochę zdenerwować. O pieniądze nigdy nie musieli się martwić, zawsze byli na wysokim poziomie jeśli chodzi o status społeczeństwa i materialny. Soiler to wiedział, dlatego nie był w stanie oszczędzić sobie nowych drogich rzeczy, natomiast jego siostra wydawała się bardziej skromna. Wiedząc o swojej potędze napawała się dumą, co pozwoliło jej poczuć władzę nad innymi ludźmi. Status społeczny nie miał dla nich znaczenia, ważne było jednak to jaką istotą jesteś, wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Pierwsze kroki skierowali do sklepu stojącego na rogu. Witając się ze sprzedawcą Soiler obskoczył wieszaki tak szybko, że Luna nie miała czasu na dokładnemu przyjrzeniu się stojącej za kasą kobiecie. Brat złapał siostrę za rękę i rzucając szybkie "nie ma tu nic ciekawego" weszli do sklepu obok, który także nie sprostał wymaganiom nastolatka. Przekraczając próg kolejnego z butików Luna była już lekko poirytowana. Wiedziała, że Soiler jest zakupoholikiem, ale nie przepadała za takimi zakupami - czyli w biegu. Jej brat był na ogół spokojnym, racjonalnym łowcą, który czasami bywał irytujący i miało ochotę się go spalić w porównaniu do siostry, która miała w sobie porywczość, lekką oschłość, ale cierpliwość i umiejętność szybkiego myślenia. Można powiedzieć, że byli jak dzień i noc, bez siebie nawzajem nie mieli tak wielkiego znaczenia dopóki nie zestawi się ich razem. Dawało to wielką potęgę i niewyobrażalną siłę, której niejeden nie był świadomy.

– Czego ty tak właściwie szukasz? – zapytała dziewczyna kiedy w końcu zostali już w jednym ze sklepów dłużej niż pięć minut.

– Szukam jakiejś cieplejszej kurtki i może jakiegoś swetra? – powiedział jednocześnie zastanawiając się nad jednym z golfów, który wziął z wieszaka – Bo przecież z czyjegoś powodu – zaczął wymownym tonem odwracając się do Luny, która stała do niego tyłem. – Zostałem powalony na ziemię i mój biedny sweter został zniszczony – lekko zirytowany piorunował ją wzrokiem mając nadzieję, że zamieni się w smutną kałuże.

– Sam zacząłeś – broniła się Luna, mając świadomość, że to ona pierwsza uderzyła go w głowę, do czego nie miała zamiaru się przyznać. Soiler odłożył na chwilę sweter, aby z jeszcze większą mocą wystrzelić niewidzialne pioruny w jej stronę.

– No nie powiem, kto pierwsze przywalił mi w tył głowy – Luna zapewniła go, że sam ją do tego zmusił, a następnie przeszła dość sprężystym krokiem na drugi koniec sklepu, aby nie być już w zasięgu wzroku Soilera. Wertując wieszaki nie szukała niczego szczególnego. W pewnym momencie przy jej boku pojawił się Soiler pokazując jej zdobycze, które udało mu się upolować. Zachęcając tym samym siostrę, aby także wybrała sobie cokolwiek i przestała chodzić ciągle w "tych samych łachmanach". Zniesmaczona Luna odpowiedziała jednak, że nie są jej potrzebne zbędne rzeczy, jak jej młodszemu bratu. Pogoniła Soilera do kasy, a kiedy wychodzili ze sklepu stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie obejrzeć buty. Rodzeństwo w między czasie spekulowało jak mogło się potoczyć spotkanie ojca z Billie'm, byli ciekawi dalszych kroków oraz tego jak sytuacja jest poważna, czy pojawiły się nowe ofiary, czy może ktoś znalazł coś nowego w przeciągu ostatnich godzin.

Idąc beztrosko ulicą napotkali trójkę nastolatek, niby nic specjalnego w końcu jest sobota, a bal absolwentów zbliża się wielkimi krokami. Jednak jedna z nich wydawała się nieobecna, taka wycofana cicha i nawet nie próbowała udawać, że nie słucha swoim koleżanek. Rodzeństwo wymieniło z nimi krótkie spojrzenia, jak to na ulicy może zbyt długo patrzyły na Soilera, ale nie to sprawiło, że nagle się zatrzymali i spotkali się spojrzeniami.

Strzała i Kły | Jacob BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz