Była zupełnie zwykła, zimowa środa. Zegar przy szatni w szkole, do której uczęszczała Diana, wskazywał na pięć minut po ósmej. Uczniowie powoli gromadzili się w odpowiednich salach.
Jako jedna z ostatnich osób próg przekroczyła Diana we własnej osobie - niewysoka, drobna szatynka ściskająca w palcach pudełko zapakowane w papier prezentowy. Miała zamiar zrealizować swój od dawna odkładany pomysł. Dziewczyna denerwowała się zaplanowanym przez siebie "występem", ale nie dawała po sobie niczego poznać, spokojnie rozmawiając z towarzyszącymi jej przyjaciółkami - Heleną i Brygidą. Nagle zauważyła Różę - od ponad roku obiekt jej skrytych westchnień. Odłożyła paczkę na swój stolik. Wzięła głęboki wdech, po czym powoli wypuściła powietrze. Teraz albo nigdy.
Mrugnęła porozumiewawczo do dziewcząt i odłączyła się od nich, podchodząc kilka kroków w stronę krzesła Róży.- To będzie lepsze od popisu Kaliksta na pierwszej wycieczce, mówię wam - wyszeptała podekscytowana Helena.
- Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z ławki! - Diana zaczęła wyraźnie, cytując znany ustęp z dramatu "Romeo i Julia" autorstwa Williama Szekspira. - Ono jest wschodem, a Róża jest słońcem! - kontynuowała, zamieniając imię tytułowej bohaterki na to należące do jej adorowanej. - Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę, która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś od niej piękniejsza.
Różę zamurowało. Chciała otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale Helena uciszyła ją surowym spojrzeniem. Brygida zafascynowana odwagą przyjaciółki, mocno zaciskała kciuki.
- O, jeśliś zazdrosna, nie bądź jej służką! - uderzyła w mocniejsze tony występująca. - Jej szatkę zieloną i bladą noszą jeno głupcy. Zrzuć ją! - zaśmiała się perliście. - To moje dziewczę, to moja kochanka! - krzyknęła niemalże, wskazując na stojącą w osłupieniu Różę, po czym zwiesiła smętnie głowę - O! Gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie... - gwałtownie podniosła się. -Przemawia, chociaż nic nie mówi. Cóż stąd? Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem. Za śmiała jestem, mówią - prychnęła - lecz nie do mnie.
Uczniowie przypatrywali się rozgrywającej scenie z żywym zainteresowaniem.
- Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy z całego nieba, gdzie indziej zajęte, prosiły oczu jej, aby zastępczo stały w ich sferach, dopóki nie wrócą - opowiadała wyimaginowaną scenę Diana. - Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu: blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy jak zorza lampę. - zapewniła. - Gdyby zaś jej oczy wśród eterycznej zabłysły przezroczy, ptaki ocknęłyby się i śpiewały, myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały.
W tym momencie nawet stolik pod oknem zdecydował się przerwać grę w brydża, żeby w pełni skupić się na słowach szatynki. Ta podeszła jeszcze bliżej Róży, zdecydowanie nie zachowując dystansu społecznego, i rozejrzała się po przysłuchujących się kolegach oraz koleżankach.
- Patrz, jak bluzę tej szkoły wdzięcznie przywdziała! - powiedziała w bliżej nieokreślonym kierunku. - O! Gdybym mogła być chociaż logo na bluzie, tuż przy jej sercu! - rozmarzona, przyłożyła dłonie do klatki piersiowej i zapatrzyła się w sufit.
- Teraz twoja kolej na powiedzenie "ach" - szepnęła Helena tak, że słychać ją było wyraźnie nawet w najdalszych kątach pokoju, stając za Różą.
Ta pokręciła tylko głową, nie mając pojęcia, jak zareagować. Cała klasa spojrzała na nią wyczekująco. Minęło kilka chwil.
- Wiecie co? Możemy to pominąć - machnęła ręką Hesia. - Leć dalej, nie przejmuj się - zwróciła się do Diany - Uznajmy, że ona się już odezwała.
Tamta ledwie powstrzymała śmiech, ale po kilku sekundach znowu weszła w rolę - Cicho! Coś mówi. O! Mów - uniosła się - Mów dalej, uroczy aniele - na te słowa Róża delikatnie się zarumieniła - bo ty mi w poranek ten tak wspaniale świecisz, jak lotny goniec niebios rozwartemu od podziwiania oku śmiertelników, które się wlepia w niego, aby patrzeć, jak on po ciężkich chmurach się przesuwa i po powietrznej żegluje przestrzeni.
Wszyscy zastygli. Czas się zatrzymał. Przedłużającą się ciszę pierwszy przerwał Panthera - Teraz już na pewno mi nie dasz rady udowodnić, że nie jesteś gejowa - rzucił w kierunku Diany, a następnie spokojnie odwrócił się do stołu, przy którym siedział - Trzy bez atu - oznajmił zgromadzonemu tam towarzystwu.
Napięcie elektryzujące atmosferę w sali ustąpiło. Ludzie wracali do zostawionych wcześniej zajęć.
Gdy już nikt nie zwracał na Dianę szczególnej uwagi, dziewczyna usiadła na ławce obok Róży, podając jej wcześniej przygotowany dla niej prezent - I jak Ci się podobało? - zapytała się cicho z łobuzerskim uśmiechem.
YOU ARE READING
D+R
Lãng mạnZestaw one-shootów o niezwykłym uczuciu, jakim zupełnie zwykła dziewczyna darzy swoją przyjaciółkę. Bardzo przepraszam każdego, kto poczuł się treścią urażony, opowiadania mają charakter komiczny.