Rozdział 5

1.1K 91 15
                                    


Nie odzywałam się do nikogo przez cały weekend, prawie modląc się, bym mogła pójść do szkoły i zapomnieć o całym piątku. Byłam smutna, a przede wszystkim zawiedziona i nic nie potrafiło mi pomóc. Nawet rzeczy, które zazwyczaj mi poprawiały mi humor. Gniłam więc w pokoju, zagłębiając się w studnię rozpaczy i beznadziejności, przypominając sobie przykre rzeczy z przeszłości, które nijak miały się do obecnej sytuacji, by bardziej sobie dopiec. Zamiast próbować zapomnieć o problemach, pozwałam by zaprzątały moją głowę i pogarszały stan psychiczny.

Jak każda dziewczyna.

Po przyjeździe do szkoły towarzyszyło mi słodko-gorzkie uczucie, które odgoniło burzowe chmury i pozwoliło mi skupić się na nudzie oraz rutynie, towarzyszącej temu miejscu pełnemu zdeptanych nadziei i niespełnionych marzeń.

Lekcje mijały mi na bezmyślnym przeglądaniu portali społecznościowych lub bazgroleniu w zeszycie. Nie potrafiłam skupić się na słowach nauczyciela i cieszyłam się, kiedy przyszedł czas lunchu. Byłam spokojna i zrelaksowana, siedząc wśród moich znajomych. Nie zwracali nawet uwagi na moją ponurą minę, do której byli już przyzwyczajeni, ale co jakiś czas próbowali wplątać mnie w swoją dyskusję o imprezie. Nie przyznałam się nikomu, że odwiózł mnie Miles w towarzystwie Setha, szczególnie, że Ben wydawał się szczerze obrażony za zostawienie go samego. Myśleli, że zwiałam, bo źle poczułam się po wypitym alkoholu i chciałam, aby tak pozostało.

Rozmyślałam nad tym, czy przeprosić Bena za moje zniknięcie, ale nie spodobała mi się jego reakcja. W końcu wersja, którą im sprzedałam mówiła, że po prostu źle poczułam. Uważałam, że obrażanie się za coś takiego było po prostu żałosne. Wolałam jednak milczeć, wiedząc, że to tylko chwilowy foch.

Oczywiście nic nie poszło po mojej myśli, zresztą jak wszystko ostatnio. Seth dosiadł się do nas, kiedy kawałek mojej pizzy był już do połowy zjedzony. Poczułam jak moje ciało tężeje, kiedy jego udo otarło się o moje. Wszyscy przy naszym stoliku zamarli. Nikt nie spodziewał się, że dosiądzie się do nas wilkołak, który trzymał się tylko i wyłącznie ze swoim stadem.

Brunet zignorował ciekawskie i raczej zdziwione spojrzenia moich znajomych i zwrócił się do mnie z uśmiechem:

- Cześć, Nikki.

- Hej - odpowiedziałam zaskoczona, nie spoglądając w jego stronę.

Modliłam się w duchu, by nie palnął czegoś głupiego i nie zepsuł mojej iluzji, zakrapianej srogo kłamstwem. Lepsza niż w kłamaniu, byłam w ukrywaniu niektórych niewygodnych faktów. Najlepszą szkołą było życie i chciałam jak najwięcej lekcji wyciągnąć z błędów jakie popełniałam.

- Dobrze się czujesz?

- Tak.

Po tej krótkiej wymianie zdań nastała niezręczna cisza, którą przerwał głos Ash.

- Jak tam twoja drużyna, Seth? Słyszałam, że czeka was mecz w sobotę.

Mogłam choć na chwilę odetchnąć z ulgą. W sumie sama nie wiedziałam, czy Ash zauważyła moje niezręczne spojrzenia w jej stronę, czy może Seth jej się po prostu spodobał i chciała zwrócić na siebie jego uwagę. Wcale nie zdziwiłby mnie ten fakt szczególnie, że aktualnie nie miała chłopaka. Lubiła czasami poflirtować, przez co zarobiła sobie na łatkę puszczalskiej. Na szczęście wydawała się mieć gdzieś opinię innych i sama dobrze znała swoją wartość.

Na szczęście zmiennokształtny złapał przynętę i przez resztę przerwy opowiadał o najbardziej typowym i nudnym według mnie sporcie na tej planecie. Udawałam, że interesuje mnie jak ciężkie są treningi oraz bezczelność przeciwnej drużyny. Mogłabym nawet iść na ten głupi mecz, byleby uniknąć konfrontacji z tym ciemnowłosym demonem.

BloodlustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz