Rozdział 2

499 57 2
                                    

Próbowałam odciągnąć Shawnę od zadawania niewygodnych pytań przez resztę wieczoru i skupiłam się nauce. Nie szło mi tak gładko, mając przy sobie mniej kumatą koleżankę, której wszystko trzeba tłumaczyć. Na szczęście szybko zmęczyła ją ilość materiału i przed dziesiąta już chrapała w moim łóżku.

Przez dłuższy czas leżałam w ciemności, próbując zasnąć. W końcu poddałam się i wstałam ostrożnie z łóżka, wychodząc na korytarz. Nie byłam pewna, czy Adrien i jego znajomi wyszli, ale w domu panowała cisza, więc zeszłam na dół.

W salonie siedziała cała czwórka, a dłoniach trzymali szklanki z bursztynowym trunkiem. Zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że nigdy nie widziałam, żeby któryś z nich pił alkohol.

Tym bardziej wielki, poważny Alexander Kerrington.

Jakby na zawołanie, jego ciemny, przenikliwy wzrok dosięgnął moich oczu. Od razu zauważyłam, że nastrój miał raczej ponury, więc coś trapiło jego umysł.

- Chodź tu - rzucił cicho w moją stronę.

Podeszłam do niego wolnym, ostrożnym krokiem i usiadłam mu na kolanach. Relacje z tym wampirem miałam nadzwyczaj dziwne - z jednej strony znałam tego nadopiekuńczego Alexandra, który opiekował się mną od ósmego roku życia, a z drugiej strony od jakiś dwóch lat nie potrafiłam z nim rozmawiać. Przestał być dla mnie jak ojciec i nie wiedziałam dokładnie, na czym polegała ta zmiana.

Drgnęłam, kiedy jego ramiona przyciągnęły mnie do szerokiej piersi. Szybko spojrzałam na Zariana, który siedział obok nas. Jego ciemne, długie włosy opadały mu na twarz, kiedy pochylił się, kładąc łokcie na kolana. Nie patrzył na mnie. Tak jak zawsze wesoły Eric oraz cichy, nowo zmieniony wampir Trevor.

- Co się dzieję? - zapytałam, prostując się nagle. W moim gardle poczułam gulę, która nie pozwalała mi przełknąć śliny.

- Twoja matka nie żyje - wydusił nagle Zarian, a potem spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami. - Przykro mi, Nikki.

Ramiona wampira, w objęciach którego siedziałam zacisnęły się wokół mnie mocniej.

- Tak bardzo mi przykro, Nicole - wyszeptał w moje włosy głosem ciężkim od emocji.

Zajęło mi chwile zanim przetrawiłam tą informację. Z Cecile Montgomery od dawna nie łączyły mnie żadne relacje. Odkąd zostawiła mnie po opieką Alexa dziesięć lat temu, ani razu mnie nie odwiedziła. Jedyne, co mi po niej pozostało, to niewyraźne wspomnienia, które w mojej głowie od dawna nie miały żadnego ładunku emocjonalnego. Nie pamiętałam żadnych dobrych chwil z nią spędzonych, ani nawet tych złych. Nie potrafiłam nawet określić, czy była dla mnie dobrą matką.

Zaskoczyły mnie więc łzy, które spłynęły po moich policzkach. W głębi mnie wciąż była ta biedna, zagubiona dziewczynka, która myślała, że mama po nią wróci. Tak długo ignorowałam to okropne uczucie porzucenia, że teraz kiedy wszystkie moje obawy stały się realne, nie potrafiłam opanować szlochu, który wstrząsnął moim ciałem.

- Jak? - zdołałam wykrztusić, zaciskając palce na koszulce Alexa.

- To był wypadek...

- Ona ma prawo wiedzieć - odezwał się nagle wściekły Zarian, wstając z kanapy. - Już nie jest małym dzieckiem.

- Ona wciąż jest dzieckiem - warknął Alex, ściskając mnie jeszcze mocniej. - Teraz jest moja i to ja decyduję, co jest dla niej najlepsze.

- Co? O co chodzi? - wymamrotałam, spoglądając na chłopaków rozbieganym wzrokiem. - Co mam prawo wiedzieć.

BloodlustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz