rozdział 1

804 23 0
                                    

Był już późny wieczór, kiedy dostałam nagły telefon z kliniki. Szef dał mi 15 minut na pojawieniu się w miejscu pracy. Takie sytuacje zdarzyły mi się niezwykle rzadko. Lubiłam swoją parce, lecz gdy dostawałam niespodziewane telefonu po godzinach pracy, krew mnie zalewała. Zawsze po powrocie do domu z nagłego wezwania, dochodziło do kłótni między mną a moim narzeczonym. John był niezwykle zazdrosnym mężczyzną, który wszędzie doszukiwał się jakiegoś spisku lub szukał dowodów na zdradę. Było to dla mnie bardzo męczące, jednak nie miałam serca go zostawić. Za dużo dla mnie zrobił. To głównie dzięki niemu dostałam wymarzoną pracę. Zastanawiałam się, co się mogło stać, że kazano mi wrócić do kliniki. Dobrze wiedziałam, że w niedziele nie był tak dużego ruchu w porównaniu do innych dni tygodnia, więc było sporo wolnych lekarzy. Kiedy tylko poinformowano mnie o pacjencie, który uparcie odmawiał przyjęcia przez innych lekarzy i tupał nogą, krzycząc, że pójdzie tylko do Pani Wróżki. Wiedziałam już, kim był ten brzdąc. Tylko mały Esposito nazywał mnie w ten sposób. Maluch był jedynym moim stałym pacjentem. Zajmowałam się nim odkąd miał zaledwie 2-latka. Nigdy nie był przyjmowany przez resztę personelu medycznego. Z tego, co wiedziałam, to przez jego rodzinę, która była wyjątkowo nieufna wobec innych. Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat padło na mnie, jednak nie mogłam narzekać. Marcello był bardzo grzecznym i uprzejmym dzieckiem, a dodatkowo za jego leczenie, dostawałam dość sporą sumę pieniędzy.

Nie miałam czasu, żeby przebrać się w wygodniejsze ciuchy, więc chwyciłam tylko płaszcz, który zarzuciłam na elegancką sukienkę. Miałam zaplanowaną randkę za pół godziny, która właściwie powinnam już odwołać, jednak w biegu kompletnie o tym zapomniałam. Wrzuciłam torebkę na tyle siedzenie samochodu, a sama wsiadłam za kierownicę i odpaliłam auto. Na moje szczęście klinika znajdowała się tylko kilka kilometrów dalej, więc samochodem mogłam tam dojechać w kilka minut. Przeklęłam cicho pod nosem, nie widząc żadnych wolnych miejsc na parkingu. Byłam zmuszona zatrzymać się koło kawiarni oddalonej o kilka minut. Gdy tylko znalazłam miejsce, zgasiłam silnik i wyszłam z samochodu. Starałam się jak najszybciej iść w stronę klinki, jednak szpilki skutecznie mi to utrudniały. Plułam sobie w brodę za to, że nie zmieniłam butów. Będąc już obok głównych drzwi, potknęłam się i złamałam obcasa. Mamrocząc, zdjęłam buty i złapałam je w rękę. W recepcji czekała już na mnie Sarah, która przekazała mi wszystkie potrzebne informacje.

W gabinecie czekał już na mnie mały Marcello, który machał niespokojnie nóżkami i trzymał się za bolącą rączkę. Zobaczyłam, że jego twarz jest lekko spuchnięta od łez. Obok niego stała nieznana mi kobieta, która była wyraźnie zirytowana całą sytuacją. Z chłopcem od zawsze przychodziła ta sama osoba, jego wujek. Nigdy nie przyszedł w innym towarzystwie. Spojrzałam podejrzliwie na kobietę, jednak wtedy moim priorytetem było dziecko, siedzące na klozetce. 

- Co się stało, aniołku? - zapytałam chłopca, którego oczy momentalnie się zaszkliły i zaczął kiwać przecząco głową. - Hej, nie musisz się bać. Zawsze sobie wszystko mówiliśmy, pamiętasz?

Usłyszałam głośny wydech kobiety, która ciągle nam się przyglądała. Podeszła do chłopca i szarpnęła go mocno za ramię. Mały syknął z bólu, a po jego pulchnym policzku zaczęły spływać łzy. Szybko odciągnęłam ją od Marcello, na co ona zareagowała krzykiem.

- Proszę się uspokoić i natychmiast wyjść z gabinetu. Utrudnia mi pani prace oraz krzywdzi pacjenta. - powiedziałam do niej cicho, aby nie wystraszyć jeszcze bardziej malca, który nam się przyglądał.

- Nie będzie mnie pani pouczała jak mam obchodzić się ze swoim synem! Jestem jego matką i wiem, co robić, rozumiesz? 

W tamtym momencie myślałam, że już nie wytrzymam i zacznę na nią krzyczeć, jednak opamiętałam się, kiedy usłyszałam cichy szloch dziecka. 

- Jeśli pani teraz nie wyjdzie, będę zmuszona wezwać ochronę. - rzuciłam blondynce ostatnie spojrzenie i podeszłam do małego pacjenta.

Kiedy usiadałam obok niego, usłyszałam głośne trzaśnięcia drzwiami, przez które nasz dwójka lekko podskoczyła. Sama lubiłam efektowne wyjścia, ale jednak w tej sytuacji było to zdecydowanie nie na miejscu. 

Zleciłam zrobić prześwietlenie ręki, która okazała się być złamana. Założyliśmy dziecku gips, który był zielony, dokładnie taki jaki zażyczył sobie mieć chłopczyk. Następnie zrobiłam mu wszystkie potrzebne badania. Okazało się, że poza złamaniem, wszystko było dobrze. Wróciliśmy do gabinetu, gdzie usiadłam z chłopcem. Musiałam dowiedzieć, co się stało. Dodatkowo chciałam sprawdzić, dlaczego malec przyszedł z kimś innym. Rozumiałam, że była to jego mama, ale ciągle wzbudzało to we mnie podejrzenia. Nigdy nie widziałam go z inną osobą niż jego wujek. Nawet nie miałam okazji spotkać jego ojca.

- Teraz mi powiesz, co się stało? Ale pamiętaj, żeby mówić prawdę, dobrze? - chłopiec otarł łzy i pokiwał głową. - Ale na paluszek, przecież wiesz, że inaczej się nie liczy.

Po złożonej obietnicy Marcello zaczął mi opowiadać, co się stało. Mówił, jak biegł po ulicy, aż potknął się o własną sznurówkę i upadła na ziemię, mama zaczęła na niego krzyczeć, kazała mu wstać i przestać dramatyzować. Dopiero kiedy ręka zaczęła robić się sina i ból zaczął robić się coraz bardziej uciążliwy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak późno kobieta zwlekała, z pójściem do lekarza. Zwykle nie zwlekali z przyjściem do mnie w razie potrzeby. Wątpiłam, żeby tak długo czekali po upadku chłopca. Zdążyłam zauważyć, że jego rodzina był dość mocno opiekuńcza wobec chłopca. Wszystko mi się nie zgadzało. Nie mogłam zrozumieć, co miało miejsce. Takie sytuacje z rodziną Esposito nigdy mi się nie zdarzały. Dochodziły jeszcze dziwne zachowanie matki. Raczej nie codziennie zdarzało mi się ostrzegać rodziców ochroną.

- A gdzie jest twój wujek? Zawsze z nim przychodziłeś. - uśmiechałam się delikatnie do chłopca, który tego dnia był wyjątkowo spięty. - Dodatkowo nie masz swojego misia! Powinnam pożyczyć ci mojego.

Na twarzy malucha od razu pojawił się uśmiech. Podeszłam do szafki, w której trzymałam pluszaki specjalnie na takie okazje. Cały czas czułam na sobie wzrok Marcello. Znalazłam maskotę zielonego dinozaura. Stwierdziłam, że będzie idealnie pasował do gipsu. Podałam chłopcu pluszaka i usiadałam obok niego, cały czas uśmiechając się. 

- To jest Marco. Niestety, ostatnio nie mam za dużo czasu, aby się z nim bawić. Może chciałbyś się nim zaopiekować?- Marcello szeroko się uśmiechnął i przytulił dinozaura do swojej piersi. - Wracając do tematu, dlaczego nie ma wujka z tobą?

- Wujek i tata nie wiedzą, że tu jestem. Bawiłem się na podwórku, a potem mama przyszła i powiedziała, że kupi mi lody. Mama rzadko jest w moim domku, Pani Wróżko. - powiedział nie odwracając wzorku od swojej nowej zabawki.

W czasie, kiedy chłopiec był zajęty zabawą, postanowiłam dla pewności poinformować jego ojca. Na szczęście miałam wszystkie jego dane w dokumentach, które znajdowały się gabinecie, więc nie musiałam wychodzić z gabinetu i narażać się na spotkanie z blondynką. Szybko wybrałam zapisany na karcie numer i czekałam na połączenie. Pierwsze zostało odrzucone po kilku sygnałach. Westchnęłam cicho i ponownie zadzwoniłam. Tym razem usłyszałam w słuchawce zdenerwowany męski głos. Przedstawiłam się i wyjaśniłam sytuacje. Powiedziałam o złamanej ręce Marcello oraz niestosownym zachowaniu jego matki. Pan Esposito kazał mi trzymać chłopca z daleka od kobiety oraz zakazał wypisywać go wcześniej z kimkolwiek innym. Wytłumaczył mi, że osobiście odbierze syna.

- Niedługo przyjedzie twój tatuś. - Marcello bardzo się ucieszył, ze szczęścia mocno mnie przytulił. Obejmował mnie do momentu, w którym usłyszeliśmy kłótnie na korytarzu.

stay with me, honey || zawieszone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz