Wiedziałam, że nie powinnam była w tamtej chwili opuszczać chłopca, który i tak już przez krzyki dochodzące z korytarza był mocno spięty. Z każdą następną minutą przegrywałam z ciekawością. Nie mogłam wytrzymać w gabinecie, nie wiedząc, co się dzieje na zewnątrz. Było to silniejsze ode mnie. Namówiłam Marcello na kolorowaniu przy specjalnie przeznaczonym do tego stoliku, a sama otworzyłam te przeklęte drzwi. Poprosiłam starszą pielęgniarkę o pilnowanie chłopca, kiedy będę poza gabinetem. Rozglądałam się, żeby znaleźć źródło tego całego zamieszania, co nie zajęło mi specjalnie dużo czasu. Zobaczyłam jak matka dziecka, siedzącego w moim gabinecie, wykłóca się z ochroną i resztą personelu. Nie mogłam uwierzyć, że tak drobna i niepozorna kobieta potrafi zrobić tyle zamieszania. Obserwowałam, jak z każdą minutą robiła się coraz bardziej agresywna. Po jakimś czasie postanowiłam interweniować i pomóc moim współpracownikom z tą jędzą. Miałam nadzieję, że chociaż mi uda się przemówić blondynce do rozumu albo choćby ją uciszyć, bo już sam jej głos nieźle działał wszystkim na nerwy. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam szybkim, i zdecydowanym krokiem do awanturniczki.
- Przepraszam bardzo, ale jest coś, w czym mogę pani pomóc? - zapytałam uprzejmie, co tylko jeszcze bardziej rozzłościło kobietę.
- Ty wariatko! Jakim prawem przetrzymujesz moje dziecko, chora lekareczko?! - prawie wypluła ostatnie słowa, a jej twarz zrobiła się czerwona ze złości.
Moje ciało zrobiło się sztywne, a na mojej twarzy było bardzo widoczne zdziwienie. Spotykałam różnych ludzi, ale jeszcze nikt nie był dla mnie taki arogancki, zwłaszcza w moim miejscu pracy. Przychodziły tu zawsze ludzie pochodzący z bogatszych rodzin, którzy, mimo że zadzierały nosa, zawsze wobec mnie byli uprzejmi i nigdy nie odzywali się do nas w ten sposób.
- Jest pani w klinice, w której przebywają chorzy ludzie, którzy potrzebują medycznej pomocy. Nie powinna pani wykłócać się tutaj z personelem. Jeśli ma pani jakieś zastrzeżenia zachęcam do odwiedzenia ordynatora. - starałam się zachować profesjonalnie, co przychodziło mi z niezwykłym trudem.
- Natychmiast chcę odebrać mojego syna, rozumiesz?!
- Ojciec chłopca został powiadomiony i życzył sobie odebrać go osobiście. W aktach jedynym prawnym opiekunem Marcella jest jego pan Esposito, a z tego, co mi wiadomo, nie ma pani zezwolenia na odbieranie syna.
Po moich słowach miałam wrażenie, że w kobietę wstąpił demon. Zaczęła krzyczeć i wywracać wszystkie rzeczy, które znajdowały się w jej zasięgu. Zanim zdążyła unieruchomić ją ochrona, zostałam przez nią popchnięta. Syknęłam z bólu, kiedy uderzyłam o ścianę, dziękując mimo wszystko, że nic się na niej nie znajdowało. Mogłoby być dużo gorzej, gdyby poleciała na ścianę obok, na której znajdowało się wiele dyplomów powieszonych w drogich ramkach. Miałam wrażenie, że szukałam na siłę pozytywów tej pokręconej sytuacji. Czułam się delikatnie zamroczona przez tę całą sytuację. Otrzeźwiałam, dopiero kiedy pojawił się nasz ordynator. Okulary delikatnie spadły mu z nosa, a jego siwe włosy były całkiem poczochrane, co wskazywało, że wcześniej uzupełniał jakieś dokument. Zawsze wyglądał w ten sposób po papierkowej robocie.
- Co to za zamieszanie? Nawet nie można spokojnie pracować, bo wszędzie słychać te okropne wrzaski! Nie jesteśmy w jakiejś stajni, kochani! - poprawił swoje okulary i zaczął się nam wszystkim dokładnie przyglądać, zatrzymując wzrok na dłużej przy sprawczyni całego zamętu.
Kobieta na chwilę się uciszyła i wpatrywała w starszego mężczyznę. Trwało to dłuższą chwilę, zanim ponownie przyjęła swoją wojowniczą pozycję. Wyrwała się ochroniarzom, którzy zmniejszyli czujność po przyjściu ordynatora. Drobna kobieta podeszła jeszcze bardziej rozzłoszczona, o ile było to możliwe, do mojego przełożonego.
CZYTASZ
stay with me, honey || zawieszone
RomanceByła obeznana z jego nazwiskiem, lecz nigdy nie widziała jego twarzy. Była jedną z niewielu osób, które zyskały jego zaufanie, jednak dla niej on zawsze był jedną wielką tajemnicą.