rozdział 5

402 17 4
                                    

.

- Fajnie było na randce?

W tamtym momencie całkowicie mnie zamurowało. Stałam jak słup soli, wpatrując się z lekko otwartymi ustami na swojego partnera. Nie mogłam uwierzyć, że był w moim gabinecie i czekał na mnie, aż wrócę z lunchu. Nigdy wcześniej nie przychodził do kliniki, nawet nie odbierał mnie z pracy. Czasem wątpiłam, że wiedział, gdzie pracowałam, aż do tego momentu, kiedy stał naprzeciwko mnie i wpatrywał jak w najgorszego przestępcę. Nie miałam ochoty na sceny zazdrości, a tym bardziej w moim gabinecie, gdzie za jakiś czas musiałam przyjmować pacjentów.

- Czy ty do reszty oszalałeś?! Jestem w pracy do cholery!

John przez chwile wpatrywał się we mnie, nie wierząc, że odezwałam się do niego w ten sposób. Sama nie poznawałam siebie. Zawsze siedziałam cicho i słuchałam, co miał mi do powiedzenia, co jakiś czas grzecznie kiwając głową i przepraszając go za moje zachowanie. Jednak wtedy, w moim miejscu pracy, nie wytrzymałam. Mógł robić mi kazania w domu, ale nie w klinice. Byłam na niego wściekła za samo to, że pomyślał, żeby robić mi sceny w tym miejscu, gdzie moimi współpracownicy i pacjenci mogli wszystko usłyszeć. Nie chciałam potem być brana za kobietę, która tylko czeka, żeby zdradzić swojego partnera, który będzie tak dobry i kochany, że wybaczy mi moje rzekome błędy.

Narzeczony podszedł do mnie tak blisko, że czubki naszych stóp stykały się ze sobą i złapał mnie mocno za ramię. Z całych sił starałam się nie pokazać, że jego uścisk sprawia mi ból. Nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób. Nie poznawałam go. Mój John nigdy nie zrobiłby nic, co sprawiłoby mi choćby najmniejszy ból, a teraz ściskał moje ramię i patrzył się na mnie z taką pogardą, że miałam ochotę przepraszać go, dopóki mi nie wybaczy.

- W romansach praca ci jakoś specjalnie nie przeszkadzała, skarbie. - jego głos był tak lodowaty, że po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. - Nawet dziecko ci nie przeszkadzało, żeby podrywać jakiegoś pierwszego lepszego bogacza.

- Przestań, to boli. - powiedziałam, kiedy jego uścisk zrobiły się na tyle mocny, że zaczynałam się obawiać, że może zostać po tym ślad.

John puścił mnie i zrobił kilka kroków w tył, wciąż wpatrując się we mnie gniewnie. Wydawało mi się, że nawet zaczął się trząść ze złości. Zerknęłam dyskretnie na zegar i zobaczyłam, że za kilka minut powinien się tutaj pokazać kolejny pacjent. Musiałam szybko pozbyć się mężczyzny, żeby nie narobił mi większych problemów. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam nerwowo bawić się palcami, starając się coś wymyślić.

- Kochanie, musisz już iść, proszę. Porozmawiamy o tym w domu, dobrze?

- Chyba że po drodze nie wpadniesz w ramiona kolejnego kochanka. - prychnął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Usiadłam załamana na krześle i starałam się uporządkować myśli. Przetarłam twarz dłońmi, wzdychając ciężko. Kolejny piękny dzień zakończył się totalną klapą. Miałam wrażenie, że los się ze mnie śmieje i specjalnie stawia mnie przed tym wszystkim. Na początku spokojny dyżur, potem spotkanie Marcella i jego czarującego taty, a żeby nie było za miło, napad zazdrości narzeczonego. Dlaczego nie mogłam mieć choć jednego dnia bez żadnych dziwnych zwrotów akcji?

Z myśli wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi. Poprawiłam swoje włosy i nerwowo wygładziła dłońmi ciuchy. Wzięłam kilka oddechów i dopiero kiedy poczułam się gotowa, zaprosiłam pacjenta do gabinetu.

***

Zestresowana myślą o tym, co ma nastąpić w domu, który jak na ironię powinien być bezpieczną przystanią, wsiadłam do samochodu i zaczęłam jeździć bez celu po ulicach miasta. Dopiero kiedy zobaczyłam świecący szyld obskurnego baru, zaparkował auto i weszłam do lokalu. Gdy tylko przekroczyłam próg budynku, uderzył we mnie okropny odór alkoholu i potu, jednak w tamtej chwili byłam tak zdesperowana, żeby się rozluźnić, że postanowiłam to zignorować. Usiadłam przy barze naprzeciwko grubego barmana w brudnej koszulce i tłustych włosach. Bez zastanowienia zamówiłam najmocniejszy alkohol, jaki był dostępny. Ignorowałam okropne pieczenia gardła i nieprzyjemny smak. Nie wiedziałam, ile spędziłam czasu w tamtej obskurnej norze, ale wiedziałam, że nie powinnam wracać do domu zalana w trupa. Wypiłam ostatni kieliszek i wstałam, lekko się przy tym chwiejąc. Wsiadłam do auta, nie przejmując się tym, że byłam nietrzeźwa.

Starałam się jechać prosto i wolno, ale wątpiłam, że to mi się udaje. Obraz przede mną był zamazany, a ja czułam się, jakbym lada chwila miała zasnąć nad kierownicą. Łapałam się na tym, że co jakiś czas zdarzało mi się przymknąć oczy, na dłużej niż powinnam. Rozbudziłam się, dopiero kiedy zobaczyłam czarną plamę, która przebiegała przez ulicę. Nie miałam pojęcia, co to było, jednak instynkt wziął nade mną górę. Gwałtownie skręciłam w bok, bojąc się zderzenia z biegnącym obiektem. Wszystko wokół mnie stało się strasznie zamazane, a ja poczułam silne uderzenie, a następnie poduszkę powietrzną, która uchroniła mnie przed uderzeniem w kierownicę. Jęknęłam głośno z bólu i ze strachu. Momentalnie miałam wrażenie, że alkohol zniknął z mojego krwiobiegu. Przeklinałam się w myślach za bycie taką idiotką. Moją pracą było dbanie o zdrowie innych, a sama wsiadłam po pijaku za kółkiem.

Powieki robiły się coraz cięższe, a ja nie miałam już dłużej siły, żeby walczyć z sennością. Czułam, jak wszystkie siły mnie opuszczają i powoli zasypiam. Dopiero oślepiające światło zmusiło mnie, żeby się nie poddawać. Modliłam się cicho, żeby to była jakaś pomoc. Drzwi od mojej strony gwałtownie się otworzyły, a ja starałam się zapamiętać wygląd mojego zbawiciela. Jego sylwetka wydawała się znajoma, ale nie mogłam połączyć jej z żadną znaną mi osobą.

- Hej, nie zasypiaj! Słyszysz mnie?!

Rozpoznałam tylko, że głos zdecydowanie należy do mężczyzny, co utrudniło mi trochę zadanie. Nie miałam wielu męskich znajomych ze względu na Johna. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, dlaczego jego głos i sylwetka, zdawały mi się być tak bardzo znajome. Miałam wrażenie, że znam tę osobę od lat. Nawet nie zauważyłam ani nie poczułam, kiedy zostałam wyjęta z pojazdu. Robiłam wszystko, żeby odzyskać zmysły, jednak zarówno wypity alkohol i wypadek skutecznie mi to utrudniały. Wyszeptałam ledwo słyszalne przekleństwo, co pewnie i tak brzmiało, jak jakieś mamrotanie. Starałam się, podnieś do pozycji siedzącej, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Nie miałam pojęcia, ile minęło czasu, od kiedy zostałam wyciągnięta z samochodu. Poczułam, jak tajemniczy mężczyzna delikatnie mnie podnosi i zabiera do o wiele cieplejszego miejsca. Moja głowa spoczywała na jego kolanach, a on gładził mój policzek, szepcząc coś do mnie. Za każdym razem, kiedy otwierałam oczy, miałam nadzieję, że wzrok mi się wyostrzy na tyle, żebym zdołała zobaczyć jego twarz. Czułam się bezradna, co sprawiło, że łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Nie znosiłam tego stanu, ale dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że cała sytuacja była tylko i wyłącznie moją winą. Byłam dorosłą kobietą, a zachowałam się jak zbuntowany nastolatek, który chce zaimponować swojemu otoczeniu. Teraz będę musiała zapewne srogo zapłacić z ten błąd. Starałam się na to przygotować, chociaż w tym stanie ledwo przetwarzałam wszystkie myśli. Przestałam liczyć na to, że je zapamiętam.

-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

Było to ostatnie zdanie, jakie usłyszałam, zanim zasnęłam.

stay with me, honey || zawieszone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz