rozdział 6

369 11 4
                                    

Obudziłam się w aucie, leżąc z głową na męskich kolanach. Dopiero po chwili zaczęły wracać mi wspomnienia, które poprzedzały moją utratę przytomności. Zerwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej, szybko tego żałując. Jęknęłam głośno, gdy poczułam ból całego ciała. Zakręciło mi się w głowie i kiedy już myślałam, że upadnę na siedzenia, poczułam, jak przytrzymują mnie silne, męskie ręce. Spojrzałam na mężczyznę, który mnie podtrzymywał, a kiedy tylko go rozpoznałam, zrobiło mi się strasznie gorąco. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, wytłumaczyć swoje lekkomyślne zachowanie, ale nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa. Myślałam, że zapadnę się pod ziemie, gdy widziałam, jak na mnie patrzył. Był mną zawiedziony, a mimo że spotkałam go tylko raz, nie chciałam, żeby myślał o mnie w taki sposób. Opuściłam głowę, nie mogąc dłużej wytrzymać jego spojrzenia. Po moim policzku spłynęła łza. Nie wiedziała, czy miałam ochotę płakać z bólu, czy przeżywać moje wcześniejsze zachowanie. Policzyłam w głowie do dziesięciu, zrobiłam kilka wdechów i wydechów, aby się uspokoić i usiadłam prosto na siedzeniu. Próbowała wyczytać coś więcej z jego wzroku, podstawy i mimiki twarzy, jednak nie potrafiłam nic wywnioskować. Nie byłam pewna czy to on tak dobrze ukrywa, co myśli, czy mój umysł jest po prostu przyćmiony, dzięki uderzeniu w głowę.

- Ja... ja... - próbowałam coś powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć, podziękować za pomoc, jednak, zamiast złożyć jakiekolwiek zdanie, zaczęłam się jąkać, jakbym znowu uczyła się mówić.

Sergio przyłożył palec do swoich ust, dając mi tym samym znak, żebym nic nie mówiła. Zdziwiłam się. Sądziłam, że od razu będzie oczekiwał ode mnie wyjaśnień, które pewnie musiałyby być niezwykle dobre, żeby uratować moją reputację, która musiała wziąć łopatę, aby zniżyć się do odpowiedniego poziomu.

- Dojdź do siebie, a dopiero potem porozmawiamy, dobrze?

Pokiwałam tylko twierdząco głową, ciągle wpatrując się w jego usta, na których jeszcze kilka chwil wcześniej znajdował się jego palec. Zrobiło mi się gorąco i miałam szczerą nadzieję, że to przez źle działająca klimatyzację. Nie mogłam uwierzyć, że w tych warunkach zaczęłam myśleć o nim w tak nieprzyzwoity sposób. Musiałam nieźle uderzyć tą głową. Przyłożyłam dłoń do czoła, żeby na własną rękę upewnić się, że nie mam gorączki. Temperatura ciała wydawała się poprawna, więc musiał być to jakiś uraz mózgu.

- Wszystko w porządku? - spojrzał się na mnie podejrzliwie, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak wariatką, którą w gruncie rzeczy mogłam się stać, wnioskując po tym, co się ze mną działo.

- Tak, chyba tak. Gdzie jedziemy?

- Do szpitala. - serce zaczęło bić mi jak szalone, kiedy pomyślałam, że mogą mnie tam rozpoznać, a ja stanę się pośmiewiskiem w pracy, na co swoją drogą zasłużyłam. - Spokojnie. Przyjmie cię mój prywatny lekarz, więc nikt się nie dowie o tym... incydencie. Sama będziesz mogła zdecydować jak się zachować.

Nie mogłam uwierzyć, że dał mi swobodę decydowania o tym, jakie poniosę konsekwencje. Na jego miejscu zgłosiłabym siebie, gdzie tylko się da i nigdy więcej nie dopuściła do dziecka. Nie przejmowałabym się nawet tymi wszystkimi latami rzetelnej pracy, bo przecież, który odpowiedzialny dorosły wsiadłby za kółko po spożyciu alkoholu?

- Ja... już chyba wiem, co powinnam zrobić.

*****

Było po pierwszej w nocy, kiedy weszłam do domu, mimo że wizyta w szpitalu przeszła bardzo sprawnie i badania skończyły się szybciej, niż mogłam się tego spodziewać. Miałam szczęście, że nie odniosłam żadnych poważnych obrażeń, jednak mimo wszystko dostałam zalecenie, żeby pozostać w domu i odpoczywać. Mój łuk brwiowy musiał zostać zszyty, a żebra w niektórych miejscach były nieźle potłuczone, więc musiałam wyjątkowo na nie uważać. Dzięki lekom przeciwbólowym nie odczuwałam bólu głowy oraz żeber w większym stopniu. Dostałam dwutygodniowe zwolnienie z pracy, jednak wiedziałam, że i tak z niego nie skorzystam.

Idąc do sypialni, prawie potknęłam się o własne nogi, o mały włos nie robiąc niezłego hałasu. Włączyłam telefon, żeby móc cokolwiek zobaczyć. Zdziwiłam się, widząc puste łóżko. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mógł podziać się John o tej porze. Jako pierwszą sprawdziłam łazienkę, ponieważ wydawała mi się najbardziej prawdopodobną opcją, jednak pomieszczenie było puste i tylko rozrzucone na kafelkach ciuchy mogły świadczyć, że ktoś wcześniej w niej był. Zeszłam do salonu, nie starając się już być tak cicho, jak wcześniej. Na początku wydawało mi się, że nikogo w nim nie ma, ale kiedy zapaliłam zrezygnowana światło, zobaczyłam Johna mocno śpiącego na kanapie. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, widząc go śpiącego jak małe dziecko. W tamtej chwili wydawał się ideałem. Łagodna twarz, która mogłaby bez większego problemu znajdować się na okładkach magazynów, rudawe loki i ledwo widoczne piegi na nosie.

Wzięłam koc, który leżał na fotelu i przykryłam mężczyznę, nie chcąc go budzić. Kiedy już chciałam wracać do sypialni, uderzyłam stopą o nogę krzesła, które upadło na podłogę z głośnym hukiem, a ja przeklęłam siarczyście z bólu. Nie było gorszego miejsca do uderzenia od małego palca. Skarciłam się w myślach za wyjątkową niezdarność, która jak zwykle ujawniła się w najmniej odpowiednim momencie.

- Brooke? To ty? - usłyszałam zachrypnięty głos Johna, który musiał się przeze mnie obudzić.

Odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego przepraszająco. Miałam nadzieję, że niespodziewana pobudka razem z moim późnym powrotem nie stanie się powodem nocnej kłótni, której bardzo chciałam uniknąć. John spojrzał na mnie, a jego oczy momentalnie się rozszerzyły. Nie widziałam, dlaczego się tak na mnie patrzył. Dopiero kiedy podszedł do mnie i delikatnie przejechał po policzku, na którym było lekkie zadrapanie, zrozumiałam, o co mu chodziło. Mężczyzna założył moje włosy po obu stronach za ucho, cały czas się na mnie patrząc.

- Co się stało? To dlatego cię nie było? Dlaczego nie zadzwoniłaś? - zadawał pytania zmartwiony, nawet nie dając mi szansy na nie odpowiedzieć.

- Miałam mały wypadek, kiedy wracałam, ale nic poważnego się nie stało, no może poza uszkodzonym samochodem, ale on już znajduje się u mechanika. - wytłumaczyłam szybko, chcąc uniknąć drążenia tematu. Wolałam nie wspominać, kto mi pomógł.

- Nie przejmuj się samochodem. Dobrze, że ty jesteś cała.

John przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. Byłam zdziwiona jego reakcją. Spodziewałam się krzyków i wyrzutów, a zastałam troskę i zrozumienie. Oczywiście nie miałam najmniejszego zamiaru na to narzekać. Cieszyłam się zachowaniem mężczyzny, puszczając, jak zawsze, w niepamięć wcześniejsze sprzeczki.

- Chodźmy spać, musisz teraz dużo odpoczywać. - powiedział, łapiąc mnie za rękę i z lekkim uśmiechem prowadząc do sypialni.

stay with me, honey || zawieszone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz