Rozdział XXIX.Rivan

86 12 27
                                    

Ethne okazała się znakomitą tancerką. Zachwycony wirował z nią na parkiecie w najbardziej skomplikowanych układach, a jej lśniące szpilki ani razu nie przydepnęły nawet skraju jego butów. Skandaliczne rozcięcie z boku kreacji tylko dodawało uroku boskiej wręcz sylwetce młodej kobiety. Na perły, w życiu nie spotkał kogoś tak zmysłowego.

– Chciałabym ci coś pokazać, jeśli mi pozwolisz – szepnęła tak sugestywnie, że aż dreszcz przeszedł mu po plecach.

Bez słowa sprzeciwu pozwolił wyprowadzić się z sali balowej. Niemal biegli przez korytarze, Ethne mową ciała niezmiennie insynuowała, że skryją się w jakiejś nieodwiedzanej przez nikogo komnacie. W jego oczach pojawił się głód, gdy, rozejrzawszy się ukradkiem, przekręciła kinkiet na ścianie. Część podłogi obróciła się, a oni razem z nią. Ujrzał charakterystyczny, krzywy uśmiech Ethne w ostatniej smużce światła, nim przejście zatrzasnęło się i zapadła ciemność.

Przyciągnęła go ku sobie, prawie dotykając ustami jego warg. Zamknął oczy, gotowy do pocałunku, a ona tymczasem wciąż utrzymywała kilkucentymetrowy dystans. Drażniła się z nim, tak jak on zwykle czynił to z uczennicami w Kolegium. Musiał przyznać, iż było to w równym stopniu irytujące, co cudowne.

– Dircand trzeba zniszczyć – szepnęła, gładząc dłonią jego tors.

Rivan sapnął cicho, otwierając oczy.

– Zwykle podczas takich spotkań rozmawiamy o czymś bardziej atrakcyjnym niż to gniazdo szerszeni – mruknął z irytacją.

W odpowiedzi delikatnie, niemal nieodczuwalnie dotknęła jego policzka. Palce miała gorące niczym lawa, którą zalewało mocno bijące serce elfa. Czuł się, jakby coś wyssało mu z płuc całe powietrze. Pełen napięcia moment urwał się jednakże, gdy Ethne odwróciła głowę. Zauważył, że ledwo powstrzymała grymas satysfakcji. Na wszystkich nieistniejących bogów, miała czelność z nim pogrywać! Złapał ją za podbródek, ale potrzymała go jednym władczym gestem.

– Może później, Rivanie – oznajmiła, a on momentalnie zapragnął, by raz jeszcze nazwała go po imieniu. – Teraz chodźmy spotkać się z księciem Olianusem – dodała z nagłą rzeczowością.

– Dlaczego? – jęknął, ale potulnie ruszył ciemnym korytarzem za tą okrutną, bezczelną, przebiegłą, najwspanialszą kobietą na świecie.

Wędrowali dość długo w zupełnych ciemnościach i elf nie mógł pojąć, w jaki sposób Ethne unikała wpadnięcia na ścianę. Widocznie znała tajne przejście na tyle dobrze, iż światło tylko jej zawadzało. Słyszał tylko ich oddechy oraz ciche stąpanie po kamieniu – zaraz przy wejściu Lisica zdjęła szpilki, które teraz dzierżyła w dłoni. Drugą ręką ściskała jego nadgarstek, a on nie chciał, by kiedykolwiek zerwała ten dotyk. Żywił desperacką nadzieję na to, że gdy go puści, na jego skórze przynajmniej przez kilka chwil utrzyma się zapach tych cudownych perfum.

Zatrzymała się, a Rivan wpadł na nią, częściowo zamierzenie. Prychnęła cicho, ale wyczuł, że się uśmiechała. Założywszy szpilki i poprawiwszy kreację, Ethne zapukała w ścianę, korzystając z rytmicznej kombinacji. Cztery szybkie, dwa długie, a potem jeszcze trzy szybkie stuknięcia. Bezwiednie zapamiętał kod – stary nawyk Pikiet.

Ściana odsunęła się z cichym zgrzytem kamienia o kamień. Ujrzawszy stojącego przed nimi następcę tronu, majestatycznie otoczonego poświatą świec, elf zaklął w duchu, momentalnie przenosząc wzrok na swoją rozpiętą do połowy koszulę. Czym prędzej zakrył pierś, zapiął nawet guzik pod samą szyją, choć narażał się przez to na lekkie podduszenie. Cóż, nic nie mógł poradzić na masywność swojego karku.

Nim którekolwiek zdołało się odezwać, książę Olianus ponaglającym gestem zaprosił ich do środka. Następca zamknął przejście i odetchnął głęboko. Rivan skłonił mu się z szacunkiem, lecz nie bez pewnej dozy niedbałości; nigdy nie miał głowy do tych wszystkich dworskich wygłupów.

DircandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz