Rozdział XI. Diego

136 22 24
                                    

Diego przetarł zaczerwienione oczy, przeklinając kolejną nieprzespaną noc. Nie siedział przy Ash długo, po wyjaśnieniach Rivana sam musiał ochłonąć, a uspokoić zdołał się dopiero tuż przed śniadaniem. Z chęcią położyłby się i spał jak zabity przez cały dzień, lecz wiedział, że żadną miarą nie zdołałby zmusić się do snu. Nie po rewelacjach, jakie usłyszał od elfa.

Po tym, jak powiedział mu o morderstwie w teatrze, Diego natychmiast spytał o imię, a przynajmniej o aparycję aktorki. Rivan opisał ją najdokładniej, jak potrafił, a wówczas półelf zacisnął szczęki tak mocno, że niemal połamał sobie zęby. Znał tę dziewczynę. To ona przyprowadziła go do teatru przed jedenastoma laty, ona ocaliła od nędzy i załamania, dała mu zajęcie, którego mógł się uchwycić. Miała najpiękniejsze serce, a w jego oczach była także najpiękniejszą z dam. Jego serce miłowało ją niczym siostrę.

By pozbyć się uczucia przygnębienia, jakie zgniatało mu pierś, nie pozwalając na swobodny oddech, odszukał Kargana, a potem fruwał na nim aż do świtu, krążąc nad Kolegium. Nie powstrzymywał łez, opłakiwał serdecznie swą opiekunkę. Nieustannie powtarzał też szeptem jej imię. Phala. To słowo kojarzyło mu się jedynie z bezpieczeństwem i dobrocią. Raz po raz przytulał się do szyi gryfa, usiłując uporać się ze stratą, schować emocje dokładnie tak, jak schował je po stracie rodziny. Ile jeszcze bliskich osób miał stracić? Jak bardzo miał cierpieć, nim choroba dokończy dzieła?

Próba zakończyła się niedługo po śniadaniu. Zaklinacze natychmiast udali się do łóżek, wykończeni po całej nocy używania magii. Większość pereł w ich karwaszach była biała niczym najczystszy śnieg. Diego stał oparty o ścianę, przyglądając się, jak dziesięcioro rekrutów ze złością i smutkiem składa swoje namioty. Gdy zebrali tobołki, jeden ze służących odprowadził ich do bramy. Opuścili Kolegium w absolutnej ciszy, bez żadnych pożegnań ani ceremonii. Część z nich miała szansę spróbować raz jeszcze, za rok, ponieważ kandydaci mogli mieć zarówno dwanaście, jak i trzynaście lat. Ci, dla których była to ostatnia szansa na zostanie wyszkolonym perłowym magiem, mieli w oczach pełne żałości i rozczarowania łzy.

Pod ścianą budynku przekradł się cień, który stanął tuż obok Diego.

– Jak się trzymasz? – zapytała cichutko Niyo Nu.

– Bywało lepiej – przyznał z westchnieniem. – Tyle już straciłem. Phala była jedną z niewielu osób, którym potrafiłem zaufać. – Nietrudno było usłyszeć, że wypowiadał imię aktorki w szczególny sposób.

Dziewczyna skinęła głową ze zrozumieniem, bawiąc się trzymanym w dłoni kawałkiem papieru.

– Zaufanie jest cenną rzeczą. Zdrada boli. Ale strata zaufanej osoby boli jeszcze bardziej. – Uniosła krawędź kaptura, by mógł dostrzec współczucie w jej oczach. Wiedziała, że nie przepadał za obejmowaniem się czy ściskaniem rąk, dlatego jedynie spojrzeniem wyraziła swoje ubolewanie nad śmiercią aktorki. – Jeśli to cię pocieszy, nie spoczniemy, póki nie odnajdziemy Wszechpotężnego.

– To istotnie nieco podnosi mnie na duchu – przytaknął półelf.

Niyo pożegnała się, a zaraz potem zniknęła, rozpływając się w powietrzu, pełna tajemniczości i skrytości. Starał się wmówić sobie, że wszystko już w porządku. Jego całkowicie czarny strój mówił jednak sam za siebie. Szczególnie istotny był ciemny kawałek materiału, który przewiązał sobie na szyi. Phala bardzo lubiła apaszki. Diego westchnął urywanie, poprawiając węzełek chustki. Kolejny kawałek jego serca roztrzaskał się na kawałki. Powinien naprawdę przestać aż tak przywiązywać się do przyjaciół, jeśli chciał uniknąć zupełnego pogrążenia się w rozpaczy.

DircandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz