001 ; what is love?

1.5K 111 110
                                    



CIEMNE CHMURY przelatywały po nieboskłonie, zwiastując zbliżającą się burzę i mimo, iż sami modlili się o słońce nikt nie chciał ich słuchać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




CIEMNE CHMURY przelatywały po nieboskłonie, zwiastując zbliżającą się burzę i mimo, iż sami modlili się o słońce nikt nie chciał ich słuchać. Wracali w trójkę do swych domów odprowadzając się nawzajem, żałując niekiedy, że nie udało im się przekonać miodem oblanej przyjaciółki, by wróciła z nimi. Mimo, iż wiedzieli o tym, że z jej drugą połówka przegrają, w kwestii wracania razem do domu; cień nadziei, za każdym razem rodził się w ich sercach, by później zostać zgniecionym przez pewną siebie dziewczynę.

— Myślicie, że ona specjalnie nas unika? Może już nas nie lubi?

Dwie, blade twarze zwróciły się ku najwyższemu z nich, po czym marszcząc brwi Y/N zabrała głos.

— Nie mów mi, że jesteś zazdrosny o Maki... To logiczne, że Kugisaki woli spędzać czas ze swoją dziewczyną niż z nami.

Oburzenie, jak i delikatny rumieniec wykwitły na licach Itadoriego, który nie wiedząc co odpowiedzieć jedynie mruknął coś pod nosem, kopiąc napotkany kamyk.

Y/N zaśmiała się przy tym dźwięcznie, klepiąc go po plecach, co wywołało jeszcze większy róż na policzkach. Na szczęście bądź i nie dziewczyna nie zauważyła tego, odchylając jedynie głowę by oblać spojrzeniem niebo.

— Wiecie... Osobiście trochę jej zazdroszczę.

— Związku?

— Tak, Fushiguro. Chociaż, bardziej chodziło mi o bycie szczęśliwą z kimś, kto również może czerpać radość z dzielenia ze mną czasu. — westchnęła teatralnie, przelatując wzrokiem po sylwetkach przyjaciół, nie mając już siły na podziwianie granatu nieba.

Duszące wręcz powietrze, unosiło się wokół nich, a jednak ona sama jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Oni jednak, a przynajmniej jeden z nich pojmowali ważność tej sytuacji, nie mając jednocześnie odwagi, by poruszyć tak kruchy dla obu temat.

— Przeziębisz się — mruknął szatyn, gdy spostrzegł, jak dziewczyna pobiegła przed siebie skacząc co drugą kostkę, niekiedy wpadając do niewyschniętych jeszcze kałuż.

— Nic mi nie będzie! — krzyknęła, mimo iż nie stała wyjątkowo od niego daleko. Zabawa jednak pochłonęła ją tak bardzo, iż nie do końca zdawała sobie sprawę ze zbyt głośnego tonu.

Czuła się niczym dziecko, które o nic nie musi się martwić, jedynie może o to czy wdepnie w zły fragment szarej, pokrytej wodą kostki. Przeskakiwała z jednej na drugą, bawiąc się niczym za czasów dzieciństwa, o których tak łatwo było zapomnieć.

Uśmiech Y/N kojarzył im się z czymś, czego nigdy nie było im dane zdobyć. Sprawiał, że oni sami mieli ochotę unieść wargi ku górze, obserwując przy okazji jej niekiedy niezdarne ruchy. Zachowywała się, jakby zupełnie nie obchodziła ją zadana praca z języków obcych, czy też prezentacja z biologii, którą miała wykonać z idącymi za nią chłopakami.

Nie przejmowała się niczym, chłonąc intensywny zapach okolicznych mokrych traw, jak i kwiatów czy nawet płynu do płukania, którego użyła wczoraj do odświeżenia swojego dzisiejszego stroju.

Oni zaś, jedynie obserwowali beztroskie zachowanie jakim ich raczyła. Widok ten, był dla ich oczu czymś wyjątkowo uroczym, ponieważ na co dzień dziewczyna starała się zachowywać doroślej. Żaden z nich, nie śmiał jednak przerwać jej skoków bądź i śmiania się niekiedy zbyt głośno.

Nagle jednak, Y/N obróciła się na pięcie, po czym szybko, oblewając sylwetki spojrzeniem E/C tęczówek, ruszyła biegiem w ich stronę. Tym razem nie obchodziło ją czy trafia w dobry betonowy kwadrat, a jedynie to by jak najszybciej dostać się do swych przyjaciół.

Ich twarze oblał nikły rumieniec jak i szok, kiedy dziewczyna, rozkładając wcześniej ramiona niczym ptak, chcący wznieść się do lotu, wpadła na nich przytulając każdego po połowie. Oni zaś, spojrzeli na siebie z uniesionymi brwiami, nie wykonując żadnego ruchu.

Y/N odsunęła się od nich, przelatując uważnym spojrzeniem po ich twarzach, próbując zachować jakiekolwiek pozory złości.

— Ah! Jesteście okropni! — akcentowała bardziej niż zazwyczaj losowo wybrane sylaby, kładąc sobie dłoń na czole — Powinniście mnie przytulić... Wy bezduszni mężczyźni!

Widziała po nich, iż wzięli jej wybuch na poważnie, dlatego jedynie zaśmiała się wpychając się pomiędzy nich. Chwyciła w swe dłonie po jednym łokciu i przyciągając do siebie przyjaciół, zamierzała ruszyć w stronę swojego domu.

— Teraz za karę, odprowadzicie mnie pod samiuteńkie drzwi... Czy to jest jasne?

Odpowiedziały jej jedynie kiwnięcia głowami, wymieszane ze śmiechem Itadoriego, który nie mogąc się już powstrzymać uśmiechnął się szeroko.

— Taką lubię cię chyba jeszcze bardziej.

— Heee? Czyli normalnie mnie nie lubisz?! Itadori ty głupku!

Niebo jedynie przyglądało się ich idiotycznej kłótni, jak i prób uspokajania dziewczyny przez Fushiguro. Coś jednak w tym wszystkim nie trzymało się razem, powodując rozpad małego elementu wysokiej budowli, na którego miejsce wepchnął się inny zupełnie niepotrzebny, a brzmiał on miłość.

𝐂𝐀𝐋𝐋 𝐌𝐄 𝐁𝐀𝐁𝐘 ; f. megumi x reader x i. yuji [jjk] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz