Rozdział 1

9 1 0
                                    

Nick

Rodzice wymyślili sobie, że chcą adoptować jakąś dziewczynę. Osobiście nie mam nic przeciwko, nawet się ucieszyłem, ale gdy przypomniałem sobie, ile oni są w domu, aż zrobiło mi się żal tej dziewczyny. Ich życie to praca i delegacje, ja opieki nie potrzebuję, jeszcze rok i będę pełnoletni, ale oni chcą zaadoptować albo 13-sto latke, albo 14-sto latke. Taka dziewczyna potrzebuje więcej uwagi niż ja. Jeszcze to ma być dziewczyna, to już wcale.

Stoję sobie oparty o biurko i czekam, aż - jeśli dobrze zrozumiałem - Veronica ma przyjść. Dostaliśmy multum papierów do przejrzenia, na temat równych dziewczyn. Lecz w większości były to papiery 12-sto latek. Mama zapytała, czy są starsze to dowiedzieliśmy się, że najstarsza dziewczyna ma 15-ście lat. Przejrzałem jej papiery, co dosłownie składało się z dokumentacji medycznej. Żadnych informacji o jej życiu, o tym co lubi. Nic, kompletnie nic. Nie wiem czemu, ale moja ciekawość zwyciężyła i wybrałem tą dziewczynę. Mama zgodziła się od razu, tata musiał trochę dłużej pomyśleć, ale w końcu się zgodził. Mój wspaniało myślny, ojciec - wampir - zahipnotyzował dyrektorkę, żeby ominąć "zbędne" formalności i rozmowy.

Po 10 minutach czekania do gabinetu weszła mała postać. Dziewczyna ilustrowała wszystko dokładnie wzorkiem, w jej oczach widziałem z jednej strony pustkę, z drugiej ciekawość. Zaciągnęła się powietrzem i gdyby nie mój doskonały wzrok nie zauważyłbym lekkiego, ledwo widocznego skrzywienia zapachem w pomieszczeniu. Ma czarne krótkie włosy, fiołkowe oczy i delikatne rysy twarzy. Jej malinowe usta są pełne i duże. Ma na sobie, czarne legginsy, i tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. W pasie ma przewiązaną czerwoną koszulę w kratkę. Jej buty są w postaci czarnych - rozwalających - niskich trampków. Uśmiechnąłem się do niej ciepło.

-To jest Veronica - przedstawiła ją kobieta. Dziewczyna niepewnie skinęła głową.

-Są państwo pewni, że chcecie ją adoptować? - zapytała z sztucznym uśmiechem. Ile jeszcze razy trzeba jej to powtarzać?

-Tak - odpowiedziałem podekscytowany, nawet nie wiem czym. Starsza wiedźma odetchnęła z ulgą, ktoś tu chyba kogoś nie lubi, lub wręcz nienawidzi. Moje wnioski wywodzą się z tego, że umiem czytać w myślach. Chciałem tej dziewczynie zacząć czytać w myślach, ale nic... Nie umiem! Tak jakby jej tu nie było.

-A więc dobrze - wyszczerzyła się kobieta. - Veronico idź się spakować - rozkazała twardym tonem.

-Nick idź jej pomóc - powiedziała mama uśmiechając się, zawsze się szeroko uśmiecha, ale dzisiaj przechodzi samą siebie. Roni zaśmiała się i po prostu sobie wyszła. Oj będzie ciekawie.

-Idę - powiedziałem szybko i wybiegłem za dziewczyną. Z łatwością ją dogoniłem, szliśmy korytarzem bez słowa.

Wchodząc po schodach jakiś chłopak trącił ją ramieniem i uśmiechnął się do niej bezczelnie. Miałem ochotę zrzucić go z tych schodów, ale Roni to zignorowała, więc ja nie będę rozpoczynał niepotrzebnej bójki.

Cały czas dręczy mnie, czemu nie mogę czytać w jej myślach, ani zapanować nad jej nastrojem! Dlaczego, to nie możliwe, a jednak...

Moje rozmyślenia przerwała dziewczyna, która się zatrzymała i weszła do jakiegoś małego pokoju. W ręce trzymałem walizkę, więc położyłem ją na łóżku i otworzyłem. Roni włożyła do walizki jakąś szkatułkę i dwa zeszyty. Rzuciła do walizki piórnik, i podeszła do szafy, o bok której stałem i zaszkowany patrzyłem na jej zawartość. Była tam para spodni, dwie koszulki i dwie swetry, no i oczywiście bielizna nastolatki. Otarząsnąłem się i wziąłem jej cichu i włożyłem do walizki.

-A więc jestem Nick - przedstawiłem się dziewczynie i wyciąganąłem rękę w jej stronę. Spojrzała na nią niepewnie.

-Veronica - mruknęła cicho, ale nie podała mi ręki, więc ją wziąłem. Roni uklęknęła przy łóżku i dźwignęła materac. Wyciągnęła stamtąd kolejny zeszyt, tylko, że dużo starszy.

-Ty nic nie widziałeś - powiedziała szybko przypominając sobie o mojej obecności. Speszona włożyła go między ubrania i zamknęła walizkę. Nie zajęła nawet połowy. Już brała walizkę, ale ja ją wyprzedziłem i wziąłem ją.

-Zapomniałbym - jęknęła ledwie słyszalnie i dźwignęła poduszkę, która leżała na łóżku. Były pod nią słuchawki do uszne i mała emp3. Schowała to do kieszeni i próbowała wziąć mi swoją walizkę.

-No rzesz, zostaw to poniosę - zaśmiałem się i spojrzałem lekko w dół by patrzeć w oczy dziewczynie. Przewróciła oczami i wyszła z pokoju.

Jechaliśmy już do domu, mama za wszelką cenę próbowała wciągnąć ją w jakąś rozmowę, ale ona patrzyła przez okno i czasami coś wymamrotała czy kiwnęła głową, w ramach odpowiedzi. Mama poddała się gdy zadzwonił jej telefon. Niechętnie odebrała i zaczęła słuchać co osoba po drugiej stornie ma do powiedzenia.

-Przecież wiesz, że dzisiaj ją adoptowaliśmy! Daj nam z nimi spędzić torche czasu - oburzyła się mama. O nie, już wiem co to zwiastuje.

-Dobrze, będziemy za trzy godziny - wymamrotała wyraźnie niezadowolona.

-Dzieci - zaczęła, Roni i ja spojrzeliśmy na nią w tym samym czasie. - Musimy jechać na delegacje, podrzucimy was do domu i wrócimy za tydzień, przepraszam - powiedziała smutna. Chciałem powiedzieć "Luz, kwestia przyzwyczajenia", ale Veronica tylko skinęła głową, że rozumie i dalej patrzyła w okno.

-Dobrze, zajmę się nią - westchnąłem. Usłyszałem stłumiony śmiech nastolatki. - Będę dobrym starszym bratem - puściłem jej oczko, wykorzystując to, że spojrzała na mnie.

-Jak nie najlepszym - dodałem. Przewróciła oczami.

-I jakim skromnym - powiedziała ledwie słyszalnie, gdyby nie to, że jestem wampirem nie usłyszałbym tego. Teraz skapnąłem się, że nie czuję zapachu jej krwi. Bardzo dziwne, przecież powinienem czuć zapach jej krwi. Spojrzałem na nią i w oczy rzuciła mi się bransoletka dziewczyny. Miała różne symbole, np. aniele skrzydła, rogi diabła, kropla krwi i takie tam. Te symbole coś mi przypominają... Znaczy ta bransoletka, gdzieś ją widziałem.

-Nick, wysiadamy - mama pomachała mi ręką przed twarzą.

-Już, już - wysiadłem i wziąłem walizkę od dziewczyny. Roni stała osłupiona i patrzyła na jej nowy dom. Dla mnie nic wielkiego, a ona aż delikatnie rozchyliła, usta ze zdziwienia.

-Podoba Ci się? - zapytał tata, który do tej pory był cicho.

-Jest... Przepiękny - powiedziała jak zaczarowana. Uśmiechnąłem się widząc jej relacje.

-Dobrze to my musimy jechać - powiedziała mama i przytuliła Roni, ta się spięła, więc mama ją puściła. - Będziemy wspaniałą rodziną - tak jakby jej to obiecała i wsiadła do auta.

-Pa dzieci! - krzyknął tata i pojechali w siną dal.

-Dobra chodź, mała pokarzę ci twój pokój - dziewczyna popatrzyła na mnie i ruszyła za mną. Otworzyłem jej drzwi i wpuściłem ją. Niepewnie zaczęła się rozglądać.

-I jak? - zapytałem widząc zachwyt na jej twarzy.

-Cudowny... - mruknęła i zdjęła buty.

-To chodź, pomogę ci się rozpakować i pokażę dom - złapałem ją za rękę, a ona mi się wyrwała. Kurka silna jest, a wygląda na wychodzoną...

Nowe Życie - Odkrycie SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz